Wpis z mikrobloga

#kinozmahjongiem #film #kino

Dziś duet filmowy o dyrygentach. Uwaga, mogą być spoilery.

Tar - uznana kompozytorka Lydia Tár zostaje pierwszą w historii kobietą-dyrygentką największej niemieckiej orkiestry. Taki opis widnieje na filmwebie a sam film wyreżyserował Todd Field, historia powstała z myślą o obsadzeniu w roli głównej Cate Blanchett i gdyby aktorka się nie zgodziła to zapewne ten obraz by nie powstał.

To historia osobliwa bo Lydię Tar poznajemy w jej primetimie. Jest sławna, uznana, wielka i gdy wchodzi do pokoju lub zaczyna mówić natychmiast przykuwa uwagę - wydaje się być wręcz niczym bóg, który łaskawie zszedł pomiędzy ludzi. Jak się z czasem okazuje to wizja powierzchowna i uznana za pewnika tylko przez główną bohaterkę, bo zaczynają się pojawiać rysy na tym nieskazitelnym wizerunku.

Na mnie największe wrażenie zrobiła scena na wykładzie, gdzie Tar za ofiarę znalazła sobie młodego chłopaka o odmiennej niż ona opinii. Tam moim zdaniem rozgrywa się to, co jest clue filmu - czyli czy możliwe jest oddzielić dzieło od jego twórcy? W pewnym momencie im bardziej rysy na wizerunku Tar przybierają w ilości i prędkości działania zaczynamy o tym zapominać, a postać boga upada i roztrzaskuje, tak by nikt nie wdepnął w ostre kawałki byłej wielkości.

Myślę, że to życiowa rola Blanchett i aktorka rozbije bank nagrodowy w tym roku. Kino jest silne, ambitne i psychologiczne, niekoniecznie podpasuje popcornowcom, ale i tak zachęcam nawet miłośników lekkiej rozrywki, bo to aktorskie wyżyny bez względu na płeć zawodnika.

Dyrygent - zachęcona tematyką Tara w sensie dyrygentury, postanowiłam sięgnąć po Wajdę. Trochę się bałam, że po tak mocnym pocisku jak Tar, taki klasyk nie podpadnie pod mój gust, ale jak się okazuje, Wajda chodzi mi ostatnimi tygodniami ideolo i staram się nie włączać tylko kompletnych gorszych Wajd typu Lotna czy Panna Nikt (swoją droga kiedyś tam widziałam oba te filmy, powtórki sobie daruję).

Dyrygent pod względem typowo wajdowskim nie rozczarowuje, a nawet jest pewnym oddechem ulgi po ciężkim upadku Tar, bo tutaj kwestie dyrygentury przykrywają nieco odmienny temat podejścia ludzi.

Niby na pierwszy rzut oka wydaje się, że tytułowy dyrygent to Lasocki, starszy pan, który zrobił karierę na świecie i pod koniec życia postanawia wrócić do Polski, do miejsca gdzie to wszystko zaczynał, a zapalnikiem do powrotu jest młoda stypendystka Marta (w tej roli Krystyna Janda), która przypomina Lasockiemu jego wielką młodzieńczą miłość, którą zresztą była matka Marty. Na miejscu czeka podekscytowana orkiestra, wraz z dyrektorem i dyrygentem Adamem, mężem Marty.

Spotkanie dwóch dyrygentów: tego starszego, wielkiego człowieka, który wystarczy, że podniesie pałeczkę a cała orkiestra wie co robić i tego młodego, pełnego ambicji, znerwicowanego, próbującego trzymać orkiestrę w ryzach dyscyplinach. Do tego Marta, która także jest oczarowana Lasockim i rodząca się zazdrość Adama. W sumie to nawet nie jest starcie, przynajmniej nie bezpośrednie dyrygentów, a raczej kwestia tego, że można w końcu przyrównać Adama do tego jak to wygląda.

Film kończy rozmowa (właściwie można to nawet uznać za monolog Marty) z Adamem, gdzie Marta przedstawia mu swój punkt widzenia po tym wszystkim, rozpracowując ambicje, poglądy, osobowość i rozterki Adama niczym kliniczny psychoanalityk. Scena sztos, jak wiele w tym filmie, ale ta mi wyjątkowo zalazła za skórę.

Wybitna rola Andrzeja Seweryna, który w każdej chwili zabiera ekran, aż do przesady upodobniając się do filmowego Adama, wielka sztuka tak przedstawić postać, że zapomina się, że to jest tylko wymyślona postać w wymyślonej historii.
gramwmahjonga - #kinozmahjongiem #film #kino

Dziś duet filmowy o dyrygentach. Uwag...

źródło: comment_1671197157BUdF8yDCf1DHl2kZYEbq12.jpg

Pobierz
  • 1