Wpis z mikrobloga

A propos bramkarza Lecha

„Ja to nazywam “klątwą Sidorczuka”. Otóż Kaziu Sidorczuk, w momencie kiedy PZPN przyznał nam MP 1993, zażądał żeby mu zapłacono premię jak za MP. Klub za bardzo nie chciał, bo na boisku to tego majstra za bardzo nie było. Batalie sądowe trwały wiele lat, nawet nie pamiętam, jak się skończyły. Sidorczuk i tak wtedy odszedł. No, ale luz – na jego miejsce przyszedł Jarek Bako, reprezentant Polski, nie mogło być osłabienia. Do dzisiaj Jarek Bako kojarzy mi się ze Spartakiem Moskwa… Potem był Przybylski, który przy Kaziu był jednak tylko rezerwowym (zasłynął #!$%@? Szukiełowicza po półfinale MP z Katowicami, kiedy to został zmieniony przed karnymi a zmiennik niczego nie złapał). Chwilę pograł Onyszko, był też Mioduszewski, który wpuścił kuriozalną bramkę w debiucie z Zawiszą. Gift Musadzi miał dobrą rundę, jednak tak naprawdę to błyszczał na turniejach w Arenie :-) Kiedy znowu trafił do nas bramkarz z nazwiskiem (Andrzej Woźniak) – to przegrał rywalizację z Kokoszankiem. A Kokoszanek to łowca bramek. Za to Norbert Tyrajski był najlepszym bramkarzem w II lidze i przymierzano go do reprezentacji. Mniej więcej wtedy, gdy Polska miała zdobyć medal w Korei – takie luźne skojarzenie, chyba bez związku. Kiedy wreszcie przyszedł porządny bramkarz – Waldek Piątek, to niestety #!$%@?ł go kleszcz i wiele lat dochodził do siebie. Klątwa, ani chybi… No, a potem to już era Kotora. Nieważne, kto przychodził- i tak bronił Kotor. Czy to był najlepszy bramkarz ligi Dolha, czy wschodząca gwiazda Kasprzik. Wszyscy się tu palili, bez wyjątku. Nigdy już nie wracali na swój normalny poziom. Ale nawet tym Kotorem można było coś ugrać, wystarczyło mu dać dobrego trenera od bramkarzy. Jednak trener Andrzej Woźniak szybko stał się Andrzejem W. A jako Andrzej W. nie mógł być trenerem. Za to Kotor mógł być znowu firaną. W międzyczasie przez kadrę przewinął się niejaki Łukasz Fabiański. Nie zagrał tu ani razu. W 2006 roku pomógł zdobyć MP najgorszemu wrogowi. Do dzisiaj jest cenionym bramkarzem w Anglii i broni w reprezentacji. Gdyby zagrał choć jeden mecz w Lechu – broniłby dzisiaj w Chojniczance a kontuzje by go wykończyły. I tak zresztą mu przeszkadzały, nie zagrał na Euro w Polsce przez kontuzję.

Sukcesy w Lechu miał natomiast Ivan Turina. Świętej pamięci Ivan Turina. Jasmin Burić przychodził jako trzeci bramkarz i nikt się po nim zbyt wiele nie spodziewał. Miał sukcesy w Lechu, był w sumie lubiany. Nie mogło to nie przynieść konsekwencji w postaci ciężkich kontuzji i długotrwałych rehabilitacji. Tak to działa… Putnocky grał dobrze przez rok. Potem miał operację. Do formy w Lechu nie wrócił. Dopiero w Śląsku. Nic z nami nie wygrał więc chyba nic mu nie grozi. Aha, jeszcze był Maciej Gostomski. Zasłynął meczami z Lechią i Cracovią. Z powodów skrajnie odmiennych. Zdobył MP z Lechem i to był jego absolutny top, do którego nawet się potem nie zbliżył. Obecnym bramkarzom chyba nic nie grozi – raz, że nic z Lechem nie zdobędą, dwa – że to nie za bardzo są bramkarze. Może i dobrze grają nogami, ale bramkarz powinien grać dobrze przede wszystkim rękami. Podsumowując – prawda jest taka, że nawet gdybyśmy sprowadzili tu Neuera, Navasa czy innego Alissona – szybko zapomniałby on, jak się broni. Ewentualnie złapałby kontuzję albo zapętloną sraczkę trzydniówkę. Te trzy dni wypadałyby oczywiście w weekendy. Bo na Kazia Sidorczuka nie ma mocnych. Rozwiązania są dwa. Nie wiem, kiedy jest Puchar Narodów Afryki, ale oni coś tam zawsze z czarownikami zakopują na linii bramkowej. Może by podziałało? Chociaż tam inny klimat. Drugie rozwiązanie to zatrudnienie Kazia Sidorczuka na stanowisku jakimkolwiek. I zapłacenie mu tyle, ile chce. Może cofnie klątwę. No, ale wronieccy mu nie zapłacą. No to kto następny? Rezerwowy bramkarz z trzeciej ligi paragwajskiej?”


#mecz
  • 1