Wpis z mikrobloga

1,5 miesiąca temu straciłam Tatę. Najpierw przyszła ulga, że już nie cierpi i się nie męczy, mimo bólu, że go nie ma. Potem przyszło jakieś odrętwienie i emocjonalne wyparcie. Kolejno - zalała mnie fala złości i żalu do niego. Za to jaki był, za to, co zrobił źle, za wszystkie niedotrzymane obietnice. A teraz po prostu mi go cholernie brakuje i wyję jak bóbr, gdy jestem sama. Tak bardzo chciałabym móc jeszcze z nim pogadać, zadzwonić i opowiedzieć co u mnie. Poza tym móc cofnąć czas by parę rzeczy pod koniec zrobić inaczej. Powiedzieć coś, czego nie powiedziałam. Zostać nawet godzinę dłużej przy jego łóżko i dłużej potrzymać go za rękę. Boże, mam nadzieję, że nie czuł się przeze mnie opuszczony. Że nie czuł się sam na koniec. Staraliśmy się z rodzeństwem... Ten żal i ciągle wyrzuty są przepotworne.
#niewiemjaktootagowac
  • 5
@Kamienie: Żałoba to długotrwały proces. W klasyfikacji zaburzeń psychicznych DSM-III uznawano, że wyraziste otępienie i przygnębienie w rok po utracie bliskiego nie są traktowane jak objawy zaburzeń właśnie, a jako normalna reakcja zdrowego człowieka. Kolejne edycje klasyfikacji ten okres skracały, ale świadczy to raczej o ich brakach i absurdzie, w jakim przyszło nam żyć, niczym więcej. Zwłaszcza, że wyjaśnieniem tego skracania miała być polityka amerykańskich firm ubezpieczeniowych, a nie kryteria diagnostyczne.