Wpis z mikrobloga

Już od małego wiedziałem, że nie dane mi będzie stać się integralną częścią społeczeństwa. Pierwsze oznaki nadciągającej odmienności pojawiły się oczywiście w szkole. To tam powoli zaczynałem dostrzegać ten obłędny proces, jakim jest życie pośród ludzi. Zachowanie nauczycieli wobec uczniów (bezpodstawne faworyzowanie/dręczenie, niekontrolowane wybuchy agresji, przemoc słowna) zapalały pierwsze ostrzegawcze lampki w mojej dziecięcej głowie sugerując, że coś tu #!$%@? jest grubo nie tak z tym wszystkim. Dalej, zachowanie uczniów, ich zbydlęcenie, konkury i wyścigi, donosicielstwo, dręczenie słabszych, wywyższanie się, podlizywanie i ogólna atmosfera jakiegoś absurdalnego zniewolenia i prania mózgownicy powodowała, że potrafiłem tygodniami nie chodzić na lekcje. Przez 6-7 godzin od 8 do 14-15 siedziałem na pobliskim cmentarzu, a dokładniej na jego "dzikiej" przestrzeni, między dwoma cmentarzami, prawosławnym i katolickim. Była to dość sympatyczna, cicha i przede wszystkim pozbawiona ludzi (przynajmniej żywych) miejscówka. Czasami towarzyszyło mi stadko bezpańskich psów, które dokarmiałem mięsem z kanapek i które łaziły za mną jak za jakimś prorokiem. Pamiętam była tam zapomniana mogiła pewnej kobiety, z samym krzyżem i tablicą z wyblakłym napisem "żyła 108 lat"
Była to chyba najstarsza osoba spoczywająca na cmentarzu ( bywały dni podczas których chodziłem wzdłuż cmentarnych alei i notowałem w pamięci wiek zmarłych). "Szczęśliwców" którzy dobili do setki naliczyłem trzech, a dokładniej trzy kobiety. Myślałem wtedy, jak to jest przeżyć 108 lat.
Sam miałem 13 czy 14 i zaczynałem odczuwać już coś w rodzaju wstrętu w stosunku do życia. Przeżycie stu ośmiu bylo wręcz rzeczą niepojętą, zakrawającą na czyste szaleństwo.
Oceny leciały w dół, zaczęły pojawiać się zagrożenia z przedmiotów, nieustanne wzywanie matki na rozmowy, kary na kompa (heh), ale jakoś zawsze, mimo gróźb i założeń wszystkich udawało mi się przechodzić do następnej klasy. Pamiętam jak wychowawczyni na koniec roku podawała nazwiska uczniów z największą liczbą opuszczonych godzin. Zawsze znajdowałem się w ścisłej czołówce i byłem z tego powodu na swój dziwny, #!$%@? sposób dumny.
Średnią ukończyłem na prawie samych dwójach, maturę zaś zdałem z wynikiem takim, że matka była przekonana że ją sobie wydrukowałem xD. Potem poszedłem na studia, była to decyzja nieprzemyślana, nietrafiona w #!$%@?, że aż wstyd mówić jakie to były studia, ale byłem bardzo ciekaw tego "legendarnego" życia studenckiego. Myślałem, że poznam tam ludzi z którymi, jak to pięknie niektórzy mówią "połączy mnie przyjaźń na całe życie". #!$%@?. Byli to anonimowi ludzie, bez imion i twarzy, od których biło to, co biło od innych wcześniej, z tym że tu wczutka była już podniesiona do apogeum wczutki. Rzuciłem to gówno po 1.5 roku, bo śmierdziało mi to okrutną blagą i tak o to życie przywitało mnie z otwartymi ramionami.
Teraz siedzę w obcym państwie, 31 lat, bez specjalizacji, wyższego wykształcenia, w sumie bez żadnych oszczędności, w otoczeniu książek, które zastępują mi wszystko, włącznie z ludźmi i jak sobie tak pomyślę, to nie żałuję, przynajmniej nie na tyle, by się biczować od świtu do zmierzchu. Doświadczenia czasów szkolnych, a później dorosłego życia dały mi obszerny wgląd w życie i potwierdziły z czasem moje przypuszczenia, że w przeważającej części definiowane jest one przez przypadek. Oczywiście są ludzie ambitni, idący, nie tak jak ja, po najmniejszej linii oporu, starający się, ciężko pracujący, wysoce zarabiający, używający życia, ale..... czy ma to tak naprawdę jakieś większe znaczenie jeśli ziemia w końcu i bez wyjątku wszystkich ostatecznie pochłonie? Świat zdaje się funkcjonować na opak, będąc jakimś dziwnym zaprzeczeniem samego siebie. U władzy stoją idioci, mniej lub bardziej niebezpieczni, masy promują głupców na bogatych bohaterów, większość #!$%@? na mniejszość, ludzie którzy mieć dzieci nie powinni mają tych dzieci w nadmiarze itd itp.
Ciężko jest brać do serca powagę tego kuriozum jakim jest życie człowiecze na tej planecie.

#przegryw #gownowpis #przemyslenia #depresja
  • 6
@dokutwyjendzy: Ambicja to pierwszy krok do zatracenia. Na koniec, kiedy ziemia z gluchym łoskotem uderzy o wieko trumny nie będą miały znaczenia oceny w szkole, wydruki wypłaty czy kolekcje Prady. Nawet wspomnienia ze wspólnych nocy i zapach jaśminu rozpłyną się w nicości. Świat to jedna wielka kaeuzela i jeśli nie zgadzasz sie grzecznie przypięcie do niej pasami to wypadasz, jesteś wyrzutkiem, straceńcem, marnujesz życie - a przecież vanitas vanitatum et omnia
@dokutwyjendzy: "ale..... czy ma to tak naprawdę jakieś większe znaczenie jeśli ziemia w końcu i bez wyjątku wszystkich ostatecznie pochłonie?"

I tak i nie.. Nie bo i tak robaki nas zezra, a tak bo masz pieprzone "108 lat" na tej planecie i cos musisz robic przez ten czas i lepiej sobie ten czas umilic jak najbardziej niz siedziec jak ta pipa i lamentowac (jak ty mam wrazenie?).