Wpis z mikrobloga

Wiecie dlaczego tak wiele osób zmienia swoje podejście do tego, czy broniliby kraju czy też nie?

Bo nie oglądają już czarno-białych fotek, nie czytają historyjek z przeszłości. Tylko widzą te wszystkie tragedie dziejące się teraz. Ginących niewinnych ludzi i przeogromną rozpacz bliskich.

Czuje się wielką niesprawiedliwość, #!$%@? sięga sufitu i naprawdę wiele osób jest w stanie zmienić zdanie, nawet i potencjalnie oddać własne życie, byleby dołożyć cegiełkę do zakończenia tego.

Ludzkie #!$%@? nie zna granic. Zwłaszcza widząc to, jak te ich życia są dla innych nic nie warte. Jak umierają, jak cierpią bliscy. Nawet sam fakt tracenia dobytków życia, uciekania, tej wszechogarniającej rozpaczy.

I to sprawia, że wiele osób działa emocjonalnie, a część wręcz nad wyraz pragmatycznie, bo widząc takie zbrodnie - nie stawiają swojej wygody i dogorywania ponad wszystko, ale chcą pomóc, chcą dołączyć do czegoś, chcą bronić przed #!$%@?, bo jeśli wszyscy będą obojętni - to nigdy się nie zakończy i nigdy nie będzie granicy której oprawcy nie przekroczą.

To taki pierwotny #!$%@?. Uwalnia najskrytsze pokłady energii i chęci. Dla niektórych ta dawka adrenaliny i ściśniętej pięści działa mocniej niż kokaina, a idea i sens - nie pozwalają wyjść z tego stanu.

W czasach pokoju łatwo mówić o uciekaniu i "hehe, wyjebongo", "wojna? wysrane, wyjade sę, pieprzyć was". A potem realia tak działają, że to zwyczajnie boli. Części osób wystarczy już fakt, że u sąsiadów walczą, by się wystarczająco wkurzyć. Część dołączy dopiero jak własny kraj będzie pod inwazją. Część dopiero, gdy ktoś z rodziny mu zginie i choćby był już na Kajmanach to wróci choćby w kajaku.

Naprawdę, #!$%@? robi swoje i zmienia bardzo dużo. Nawet największa #!$%@?, która i tak na barykadzie się popłacze, ma zaciśnięte pięści, bo wie już co to znaczy wojna, bo widzi truchła niewinnych osób. Z płaczem i gilem na ryju, ale do przodu.

To wielu z nas. Naprawdę wielu, jak nie większość. A nieprzekonani dopiero zrozumieją, jak rodzimą wioskę obrócą mu w perzynę, albo zabiją kogoś bliskiego. Perspektywa się zmienia. Trudno sobie racjonalizować swoje wygodne żyćko, jak ci bliskie osoby #!$%@?ła rakieta, albo czytasz, że twoje osiedle na którym miałeś ulubioną piekarnię, sporo znajomych choćby z widzenia, swoje zagajniki, miejscówki na rower - nie ma nic, ani ludzi, ani miejscówek, jest tylko pożoga, śmierć, syf. Trudno z tym żyć, często trudniej niż podjąć decyzję o pójściu do walki ze sporym prawdopodobieństwem śmierci. Bo wielu z nas by sobie nie wybaczyło, chociażby nie podejmując próby. Część oczywiście nie ma takiego czegoś, ale mówię o tych, którzy zmieniają swoje zdanie.

#ukraina #wojna #rosja
  • 9
  • Odpowiedz
+1, przed tym wszystkim też mówiłem, że pierwszy bym #!$%@?ł za granicę. teraz im więcej o tym myślę tym większe mam przeświadczenie, że bym walczył
  • Odpowiedz
@Abaddon0979: Sam to piszę jako ten, który miał pierwszy #!$%@?ć. Ale ja należę do tych, którzy sami w to co mówią nie wierzyli. Podskórnie i tak wiedziałem, że bym nie uciekał. Po prostu nie umiałbym tak zostawić całego swojego życia i wszystkiego co mi bliskie - na pewną śmierć.

Na tyle już siebie znam, że nigdy nie zaznałbym spokoju na obczyźnie w takiej konfiguracji. W czasach pokoju? A i owszem. Mogę
  • Odpowiedz
@onpanopticon: Myśle, że piszesz tez tak z perspektywy osoby, która widzi, że w zasadzie cały czas aktywnie wspiera najechany kraj. Bierzcie pod uwagę, że coś takiego jest pierwszy raz w historii, nigdy wcześniej nie było takiej sytuacji i jako zwykły cywil chcący iść do wojska trzeba było brać pod uwagę, że możesz dostać tylko 10 naboi i nara.
  • Odpowiedz
Coś w tym jest co piszesz. Ja co prawda dalej uważam ze bym spieprzal za granice, bo mam córkę do wychowania, mnóstwo rzeczy które chciałbym jej pokazać, nauczyć i poprowadzić przez życie. Niemniej, to wszystko mówię z o wiele mniejszym przekonaniem niż jeszcze miesiąc temu. Dziwne.
  • Odpowiedz