Wpis z mikrobloga

#historia #norymberga

Dzień 43, ponownie brak artykułu w gazecie, a więc sam wybrałem niektóre fragmenty z zapisu tamtego posiedzenia.

W tym dniu omawiano m. in. warunki w więzieniach dla osób zatrzymanych przez gestapo oraz poruszono kwestię obozów koncentracyjnych.

"M. Claeys został aresztowany 14 grudnia 1943 roku i osadzony w więzieniu Pierre Levee, gdzie pozostał aż do 26 sierpnia 1944 roku. Jedyne posłanie w celi stanowiła słoma. Cela o długości czterech metrów, szerokości 2 i wysokości 2,8 metra była dzielona między nim i sześcioma innymi mężczyznami. Zdarzało się, że nie wychodził on z celi przez trzy tygodnie.

Inny więzień, który przed pobytem w więzieniu ważył 120 kilogramów, w ciągu miesiąca pobytu stracił łącznie 30 kilogramów wagi. Tortury spowodowały u niego poważne rany nóg, gangrenę i w konsekwencji śmierć.

Podstawową metodą tortur była chłosta, omdlałych z bólu cucono wiadrem wody wylanym na twarz. W innych przypadkach nagą ofiarę przywiązywano za ręce do kraty nad nią. Następnie bito aż do uzyskania satysfakcjonującej odpowiedzi. Istnieją też relacje świadków o stosowaniu prądu celem rażenia opornych więźniów.

Tortury były tym gorsze, że często sami Niemcy nie mieli jasnych wytycznych na temat informacji, które mieli wyciągnąć od przesłuchiwanego.

Próby ucieczki były surowo karane. Jedna z takich osób po schwytaniu została wrzucona do celi, do której następnie wpuszczono sforę policyjnych psów. Więzień został rozszarpany na strzępy.

Raport niejakiego M. Prouillea brzmi: "Zostałem skazany przez niemiecki trybunał na 18 miesięcy więzienia za posiadanie broni i po pobycie w kilku francuskich zakładach wysłany do Niemiec. W wyniku złego traktowania byłem zmuszony poddać się leczeniu oczu. Po przewiezieniu do ambulatorium tamtejszy lekarz zakroplił mi oczy. Spowodowało to ostatecznie utratę wzroku. Profesor, który później zbadał mnie w Paryżu, uznał, że odpowiedzialny za to był silnie żrący środek".

M. Remy: "Aresztowano mnie 2 maja 1944 roku w Armentieres. Tego samego dnia około godziny 15 przybyłem do siedziby gestapo, gdzie poddano mnie przesłuchaniom. Pierwsze trwało około godziny. Położono mnie na brzuchu i zadano 120 uderzeń batem. Drugie przesłuchanie trwało nieco dłużej, ponownie zostałem pobity. 5 maja przeniesiono mnie do Loos i tam podjęto kolejną próbę wyciągnięcia ze mnie zeznań. Zostałem podwieszony za nogi, po czym zadawano mi ciosy po całym ciele. Ponieważ nie chciałem mówić, ponownie położono mnie na brzuchu. Kiedy zacząłem krzyczeć z bólu, dostałem kopniaki w twarz. W wyniku tych razów straciłem 17 zębów."

Guerin: "Ponieważ nie chciałem się do niczego przyznać, jeden z przesł#!$%@?ących założył mi chustę na usta, by stłumić krzyk. Inny niemiecki policjant wziął moją głowę między nogi, a dwaj inni, po jednym z każdej strony, bili mnie pałkami po lędźwiach. Każdy z nich uderzył mnie 25 razy. Trwało to ponad dwie godziny. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Tortury te zadano mi tylko za udział w demonstracji pamięci pod pomnikiem poległych w pierwszej wojnie, gdzie złożyłem wieniec".

Podczas rozprawy przytoczono zabójstwo francuskiego majora. Henri Madelaine został aresztowany 1 października 1943 roku. Jego przesłuchania rozpoczęły się w styczniu 1944 roku. Już pierwsze okazało się być na tyle brutalnym, by do celi powrócił ze złamaną ręką. 27 stycznia przeszedł jeszcze brutalniejszą przeprawę z funkcjonariuszami. Po powrocie do celi Madelaine spędził całą noc w stanie agonii. Rankiem następnego dnia wciąż żyjącego majora podrzucono na drogę obok miejscowości Perignant-Les-Sarlieves, by upozorować wypadek drogowy. Późniejsza sekcja zwłok wykazała całkowite zmiażdżenie klatki piersiowej z licznymi złamaniami żeber i perforacją płuc. Stwierdzono także uszkodzenia w obrębie kręgosłupa, złamanie szczęki i obrażenia głowy.

W czasie rozprawy świadkiem oskarżenia był jeden z więźniów obozu w Mauthausen, który złożył osobiście swoje zeznania.
Maurice Lampe: "Zostałem aresztowany 8 listopada 1941 roku. Po dwóch i pół roku internowania we Francji 22 marca 1944 roku deportowano mnie do obozu Mauthausen. Podróż trwała trzy dni i odbywała się w bydlęcym wagonie bez dostępu świeżego powietrza. Do tego temperatura na zewnątrz osiągała minus 12 stopni. Muszę wspomnieć, że od granicy francuskiej jechaliśmy zupełnie nadzy. Kiedy dotarliśmy do Mauthausen, oficer SS, który przyjął nasz konwój, przywitał nas tymi słowami: Niemcy potrzebują waszych rąk do pracy, dlatego jesteście tutaj. Ale muszę wam powiedzieć jedno, nie zobaczycie już waszych rodzin. Droga z obozu wiedzie wyłącznie przez komin krematorium.

Trzy tygodnie spędziłem przebywając w odosobnionym bloku, by następnie zostać skierowanym do pracy w kamieniołomie. Znajdował się on 800 metrów od obozu, a prowadziło do niego 186 schodków. Stopnie były wyciosane tak nierówno, że wchodzenie po nich było istną torturą.

Pewnego dnia zostałem przydzielony do dwunastoosobowego zespołu, byli tam sami Francuzi, a dowodził nami niemiecki kapo. Rozpoczęliśmy pracę o godzinie 7. Godzinę później dwoje z nas już nie żyło. Zamordowano ich, bo nie zrozumieli rozkazu wydanego w języku niemieckim. Bardzo często byliśmy bici z powodu bariery językowej. Wieczorem musieliśmy zanieść obydwa trupy do obozu, droga po schodach była ciężka i nie szczędzono nam razów.

We wrześniu do obozu trafiło 47 brytyjskich, amerykańskich i holenderskich oficerów. Byli to spadochroniarze, którzy wylądowali na terytorium wroga i zostali złapani podczas próby przedostania się do swoich oddziałów. Zostali oni skazani na karę śmierci. Po półtorarocznym pobycie w więzieniu przewieziono ich do Mauthausen na egzekucję.

Po przybyciu na miejsce trafili do obozowego więzienia. Z ubrań pozostawiono im tylko spodnie i koszule. Następnego dnia rano po porannym apelu komendant obozu obwieścił im zamiar wykonania zasadzonej kary śmierci. Następnie zaprowadzono wszystkich do kamieniołomu. Tam zamęczono ich na śmierć. Odbywało się to następująco: na dole schodów każdy że skazanych otrzymywał kamienie, które musiał na plecach wnieść na samą górę. Na początku ciężar kamieni oscylował w granicach 25-30 kilogramów, jednak z czasem każdy z więźniów dźwigał coraz cięższe ładunki. Po każdym upadku bito ich i kopano.

Wieczorem podczas powrotu do obozu widziałem drogę, która przypominała bardziej krwawą łaźnię. O mało nie nadepnąłem dolnej szczęki jakiegoś biedaka. Przy drodze leżało 21 ciał. 26 pozostałych zginęło dnia następnego.

We wrześniu 1944 roku obóz odwiedził Himmler. W obozowej rutynie nic jednak nie uległo zmianie. Tego dnia miano w jego obecności wykonać egzekucję 50 rosyjskich żołnierzy, w tym oficerów, komisarzy politycznych i członków partii bolszewickiej. Tego dnia miałem nocną zmianę, a blok, w którym byłem zakwaterowany, znajdował się naprzeciwko krematorium, pod którym znajdowała się sala egzekucyjna. Więźniowie byli ustawieni w szeregach po pięć osób. Każda piątkę po kolplei wywoływano. Wszyscy zginęli od strzału w tył głowy.

Chciałbym przytoczyć jeszcze jeden przykład okrucieństwa, który miał miejsce we wrześniu. Była to sobota, czas apelu, w czasie którego wszyscy muszą stawić się w celu potwierdzenia swojej obecności. Tego dnia apel przeciągnął się dłużej niż zwykle. Ktoś zaginął, po przeszukaniu wszystkich bloków odnaleziono Rosjanina, który prawdopodobnie zasnął i przez to opuścił apel. Kara była straszna, na oczach całego obozu psy strażnicze rozszarpały go na strzępy. Muszę przyznać, że mimo potwornego cierpienia człowiek ten zniósł to niezwykle dzielnie."
  • 5