#anonimowemirkowyznania Czuję jakby moje życie stało w miejscu kiedy innych idzie do przodu. Niby nic mi nie brakuje, relatywnie jestem w bardzo dobrym miejscu, pewnie wiele osób chciałoby się ze mną zamienić miejscami, jednak między innymi #samotnosc coraz bardziej odbiera smak życia i chęci do czegokolwiek. Znajomi się oddalają, mają swoje życia, wchodzą w związki, zakładają rodziny, wyjeżdżają za granicę, rozwijają się itd. Ilość osób z którymi można pogadać, albo porobić cokolwiek stale się zmniejsza - ludzie mają ważniejsze sprawy, rozumiem. Pasje, które kocham, i które wcześniej były odskocznią zazwyczaj wymagają drugiej osoby, więc z czasem zostawały odkładane na bok. Ostatnie dwa lata względnej izolacji zapewne dołożyły do pieca. Nawiązywanie nowych, znaczących kontaktów i utrzymywanie obecnych nigdy nie było moją mocną stroną, a bagaż przykrych doświadczeń w życiu raczej nie pomaga, jednak wcześniej te uczucia nie były aż takie jak teraz. Różne myśli przechodzą przez głowę. Nie sądzę żeby ktokolwiek wiedział. Przez lata ukształtowało się mistrzostwo w ukrywaniu negatywnych emocji. Z czasem może i nie tylko negatywnych. Paradoksalnie, mogą o mnie myśleć jak o pozytywnej osobie, wiecznie uśmiechniętej, z lekkodusznym podejściem do wszystkiego. W sumie, to chyba ja, jednak tylko gdy nie rozmyślam za dużo, gdy nie mam na to czasu, gdy jest się czym zająć. Szczęście czerpię z pojedynczych, krótkich chwil, jednak muszę wkładać coraz większy wysiłek żeby do nich dochodziło. Czuję z tego powodu narastające zmęczenie.
Mam wrażenie że czas przepływa mi przez palce, i jeśli nic nie zrobię to w ciągu paru lat będę w bardzo, bardzo złym stanie. Nie marudzić? Terapia? Nie wiem. Najpierw trzeba się chyba przyznać samemu przed sobą, że ma się problem, bo jeśli nie, to nie ma przecież czego rozwiązywać i nie ma potrzeby nic robić, prawda?
Już samo w sobie smutne jest to, że piszę te słowa tutaj niż do kogoś zaufanego.. ale gdzie? Nie wiem też po co. Może to jakiś intuicyjny rodzaj autoterapii, jakiś krok, nie mam pojęcia. Na pewno coś, nie nic tak jak od lat.
Pozdrawiam i życzę tylko i aż, jak najwięcej szczęśliwych chwil. :)
@AnonimoweMirkoWyznania: @zorroza: akurat siłownia i wspinaczka to bardzo dobre propozycje, jeśli chodzi znalezienie partnera. Wszystko co ściąga ludzi przez pasję i dyscyplinę w jedno miejsce
@ImperiumCienia: Wspinaczkę szło polecam. Jest dużo ludzi którzy szukają kogoś do pary. A i w trójkę i więcej nie ma problemu się wspinać. I dużo kobiet się wspina. To ogólnie fajny sport. Bariera finansowa na początek też nie jest duża.
Czuję jakby moje życie stało w miejscu kiedy innych idzie do przodu. Niby nic mi nie brakuje, relatywnie jestem w bardzo dobrym miejscu, pewnie wiele osób chciałoby się ze mną zamienić miejscami, jednak między innymi #samotnosc coraz bardziej odbiera smak życia i chęci do czegokolwiek. Znajomi się oddalają, mają swoje życia, wchodzą w związki, zakładają rodziny, wyjeżdżają za granicę, rozwijają się itd. Ilość osób z którymi można pogadać, albo porobić cokolwiek stale się zmniejsza - ludzie mają ważniejsze sprawy, rozumiem. Pasje, które kocham, i które wcześniej były odskocznią zazwyczaj wymagają drugiej osoby, więc z czasem zostawały odkładane na bok. Ostatnie dwa lata względnej izolacji zapewne dołożyły do pieca. Nawiązywanie nowych, znaczących kontaktów i utrzymywanie obecnych nigdy nie było moją mocną stroną, a bagaż przykrych doświadczeń w życiu raczej nie pomaga, jednak wcześniej te uczucia nie były aż takie jak teraz. Różne myśli przechodzą przez głowę.
Nie sądzę żeby ktokolwiek wiedział. Przez lata ukształtowało się mistrzostwo w ukrywaniu negatywnych emocji. Z czasem może i nie tylko negatywnych. Paradoksalnie, mogą o mnie myśleć jak o pozytywnej osobie, wiecznie uśmiechniętej, z lekkodusznym podejściem do wszystkiego. W sumie, to chyba ja, jednak tylko gdy nie rozmyślam za dużo, gdy nie mam na to czasu, gdy jest się czym zająć. Szczęście czerpię z pojedynczych, krótkich chwil, jednak muszę wkładać coraz większy wysiłek żeby do nich dochodziło. Czuję z tego powodu narastające zmęczenie.
Mam wrażenie że czas przepływa mi przez palce, i jeśli nic nie zrobię to w ciągu paru lat będę w bardzo, bardzo złym stanie. Nie marudzić? Terapia? Nie wiem. Najpierw trzeba się chyba przyznać samemu przed sobą, że ma się problem, bo jeśli nie, to nie ma przecież czego rozwiązywać i nie ma potrzeby nic robić, prawda?
Już samo w sobie smutne jest to, że piszę te słowa tutaj niż do kogoś zaufanego.. ale gdzie? Nie wiem też po co. Może to jakiś intuicyjny rodzaj autoterapii, jakiś krok, nie mam pojęcia. Na pewno coś, nie nic tak jak od lat.
Pozdrawiam i życzę tylko i aż, jak najwięcej szczęśliwych chwil. :)
Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #61f0975a1e699f000b033a52
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: karmelkowa
Doceń mój czas włożony w projekt i przekaż darowiznę