Wpis z mikrobloga

Pan @Sruklilele i @Ignite dali swoje historię to też dam swoją. Co prawda kiedyś na starym koncie o tym pisałem więc ktoś tam może kojarzy ale #!$%@?, dam jeszcze raz. I tak nie mam nic innego do roboty, a chce to wyrzucić i mieć zapisane jak by ktoś kiedyś pytał czemu jestem #!$%@?. Sory, że będzie to długie i nikt tego nie przeczyta ale bardziej to nie umiem streścić ehhhh. I tak będzie w super skrócie. Może mi się przyda na wizycie u psychiatry takie podsumowanko, żeby sobie przypomnieć co ewentualnie chciałbym mu powiedzieć.

Na początku chciałem dodać, że jest mi głupio porównywać swoją historię do historii tych dwóch panów bo oni mieli na chacie straszną patologię i to ich zniszczyło. Miałem pewnie dużo szczęśliwsze dzieciństwo od nich ale koniec końców to co mnie spotkało sprawiło, że skończyłem jako giga spierdoks pewnie większych nawet od tych panów. Ze mnie zrobiło przegrywa coś zupełnie innego.

Dobra historia przegrywu kompletnego:

Była nas czwórka ja, ojciec, matka i 4 lata starsza siostra. Ale tak na prawdę wychowywała mnie tylko matka.
Ojciec #!$%@?ł za granice jak miałem 3 latka. Nie zostawił nas. Po prostu pojechał zarabiać na rodzinę. Matka nie pracowała bo miała chore serce, dostawała 400zł renty które starczały jej tylko na papierosy więc cały koszt utrzymania rodziny spadał na ojca.

(o moim starym i relacjach z nim) Mój ojciec był typowym Januszem robolem po zawodówce, wychowanym za komuny. Miał dobre serce w stosunku do mnie i siostry ale był to po prostu Janusz przygłup. Jego rozrywki to walenie piwska, za piwskiem i picie energoli oraz jaranie szlugów oraz oglądanie polskich kabaretów, jego dieta to tylko kiełbasa z majonezem i chleb z solą albo jajka. Nie dziwne, że przed skończeniem 50 lat wypadły mu wszystkie zęby i ma sztuczną szczękę. Chłop jest prawie analfabetą. Matka mu wypełniała umowy do pracy bo on sam praktycznie nie umie pisać. Do dzisiaj pisze "muj" przez u otwarte albo "rze" przez rz, nauka obsługi kompa zajęła mu z dekadę, a ostatnio pytał mnie czy to słońce krąży wokół ziemi czy ziemia wokół słońca bo on tam nic nie wie o takich rzeczach. Jeżeli akurat był w domu, to przy moich kolegach (jeżeli jacyś akurat się u mnie pojawili co było rzadkością) paradował w samych majtkach. Albo pryskał mnie dezodorantem "żebym tam nie śmierdział hehe" I móglbym tak opowiadać i opowiadać. No najbardziej stereotypowy Janusz jakiego możecie sobie wyobrazić, jedyne co dobre to to, że kochał i nie bił oraz jakieś tam pieniążki z zagranicy wysyłał. Chociaż fortuna to to nie była bo pracował jako zwykły budowlaniec, a na dodatek dawał się ruchać firmom pośredniczym w których pracował na lewo i prawo. Podpisywał umowy i nawet nie wiedział co to za umowa ani nie odróżniał brutto od netto xD Główny problem, był w tym, że prawie w ogóle go nie było. Jego styl życia wyglądał tak, że 90 dni spędzał za granicą i przyjeżdżał na 10 dni do Polski. 90 dni zagranica, 10 dni Polska i tak całe życie. Nie było wyjątków. Nie było sytuacji, że został na pół roku czy coś. Zresztą nawet jak był to go nie było. Raz, że ogarniał nam remonty i naprawy na chacie. Dwa, że matka go zabierała na kilkudniowe zakupy bo miał auto i kase. Trzy, że tu w Polsce umawiał się do lekarzy bo taniej i mniejsza bariera językowa. Cztery, że pół rodziny go wykorzystywało i naciągało na darmowe remonty i naprawy "bo czeba pomóc synek bo to rodzina to nie wiesz nigdy kiedy bendziesz ich poczebował", Jeszcze jeździł do innych miast podpisywać umowy z firmami pośredniczymi.
A jak już znalazł 2-3 dni faktycznie wolnego to matka pchała go do jakieś totalnie nie potrzebnej gówno roboty bo był beciakiem kompletnym i bał się mojej matki która go w ogóle nie szanowała i potrafiła mu po tym wszystkim powiedzieć, że nic nie robi i przydzielić mu jakieś gówno zadanie, a potem zwyzywać go, że źle zrobił xD A jak już faktycznie znalazł chwile wolnego to był tak zmęczony, że padał na łóżko, oglądał filmy o drugiej wojnie światowej i żłopał piwsko. Jak był za granicą to nie mieliśmy kontaktu bo on nie bardzo into w komputer, a kiedyś połączenia między krajami były drogie więc ograniczało się do dwóch telefonów maks podczas jego 3 miesięcznej ekspedycji. A czasami w ogóle do żadnego telefonu. Były pomysły bym jechał do niego za granice. Ale byłem mamisynkiem i bez mamy bym nie pojechał, a matka się bała "bo łona to jenzyka nie zna to nie pojedzie i #!$%@?". A jak byłem starszy i chciałem jechać sam to ojciec najpierw był optymistycznie nastawiony, a pod sam koniec stwierdział "łeee synek lepiej nie bo wiesz bo ty masz tu szkołe, bo ja tam z murzynami w barakach mieszkam, bo to za duże koszta to lepiej nie jedź" Jak był w Polsce i remontował czy naprawiał to nie brał mnie do pomocy. A jak sam się garnąłem żeby pomóc to "eee synek nie przeszkadzaj bo ty nie umisz" Albo jak coś źle zrobiłem to za chwile było "#!$%@? zostaw sam zrobie" Czasami miałem wrażenie, że jakiś obcy typek mi wbija na chatę. Nie mam z ojcem żadnych wspólnych wspomnień, ojciec niczego mnie nie nauczył. Jak miałem 17 lat w technikum to nie wiedziałem w którą stronę się wkręca śrubki. Żarówki do dzisiaj nie umiem wymienić. Ojca w moim życiu praktycznie nie było

(siostra) Z moją siostrą moje relacje również były tragiczne. Była ode mnie starsza i miała zupełnie przeciwny charakter do mojego. Ja byłem giga introwertyczno-autystycznym spierdoksem, a ona turbo ekstrawertyczką. Przez piegi i rude włosy wyglądaliśmy podobnie ale tak naprawdę byliśmy zupełnymi przeciwieństwami. Przez większość czasu nie było jej w domu, od 9 roku życia paliła papierosy, a od 13 piła i ćpała. Matka ciągle jej awantury robiła odkąd skończyła 8 lat, że traktuje dom jak hotel bo faktycznie tylko u nas spała. Widywaliśmy się tylko czasem rano w kuchni biorąc coś o jedzenia. Bywała też agresywną patuską. Kilka razy w trakcie awantury o nic rzuciła się na mnie, raz mi połamała nogę, innym razem rozbiła szczękę, a jeszcze innym zniszczyła drzwi od pokoju jak zaczęła w nie #!$%@?ć po tym jak się zabarykadowałem w swojej piwnicy (xD) Potem szybko się wyprowadziła i zostałem sam z matką.

(reszta rodziny)
Dziadkowe ze strony matki umarli jak byłem malutkim chłopcem. Reszta rodziny matki to były szurnięte ciotki po 20 lat starsze od mojej matki turbokatoliczki które próbowały mnie indoktrynować i zrobić ze mnie katolika jak byłem mały. Ciągały mnie po kościołach. Kazały się modlić po 5 razy dziennie bo spłonę w piekle. I prały mi mózg. Jak zacząłem się buntować głównie na skutek interwencji mojej matki i zrozumiały że nie zrobią ze mnie dobrego katolika to mnie olały. Tylko z wnukiem jednej z ciotek który był w moim wieku miałem jakieś relacje. Reszta 0

Rodziny ojca nienawidziłem. Może to matka zaszczepiła mi do nich nienawiść bo byłem ostrym mamisynkiem, a ona nienawidziła rodziny mojego starego i kazała mi się trzymać od nich z daleka. Moi dziadkowie nigdy mnie nie odwiedzali (pewnie ze względu na moją matkę) Nigdy też nie dostawałem od nich prezentów na święta ani urodziny. Najdroższa rzecz jaką mi dali to biała czekolada. Od zawsze widujemy się tylko na święta wielkanocne i bożonarodzeniowe (i staram się jak najszybciej stamtąd #!$%@?ć) Co więcej dowiedziałem się, że mną gardzą i mają ze mnie beke, i przezywają mnie Ludwiczkiem.

(matka) Jedyną osobą która na prawdę mnie wychowywała i miała na mnie jakikolwiek wpływ była moja matka bo poza nią nie było w moim życiu dosłownie nikogo. Tylko ona była dla mnie wzorcem, opiekunem i autorytetem i od dziecka byłem koszmarnym mamisynkiem. Moja matka była kobietą tchórzliwą i nadopiekuńczą, a także typową domownicą.
Bała się wszystkiego. Pewnie ze względu na traumy z dzieciństwa. Miała na prawdę #!$%@?ą młodość której połowę spędziła w szpitalu. "Tu anon nie wejdziemy bo za wysoko" "Tu anon nie pójdziemy bo cmentarz to strach" "Nie wychodzimy teraz anon bo ciemno i ktoś nas napadnie i skrzywdzi" Od dziecka zaszczepiała we mnie lęki przed wszystkim. Czy to poprzez przykład czy "wychowanie" Sama z domu wychodziła tylko do sklepu spędzając większość czasu przed TV albo komputerem. Nie pozwalała mi się za bardzo oddalać od domu. Odprowadzała mnie do szkoły chyba do 11 roku życia. Jak choćby zapowiadało się na burzę to szybko do domu i zamykać wszystkie okna i rolety bo burza to szalenie niebezpieczna jest. Tak mnie poschizowała tymi burzami i wichurami, że do dzisiaj boję się wiatru. Jak czuje wiatr na skórze, to dosłownie odczuwam przypływ adrenaliny i lęk. Kiedyś w jednym Januszeksie jak jakąś pompą dmuchali powietrze to mieli ze mnie beke "Te anon się wiatru boi" Straszyła mnie wszystkim.
Do tego kompletnie mnie rozpieszczała. Pozwalała mi jeść co chciałem, więc jadłem niezdrowo, słodycze, fastfoody, czipsy i miensko. Poiła mnie tylko sokiem jabłkowym pamiętam jak w domu stało po 10 kartonów soku jabłkowego. Wodę to się uczyłem pić w wieku 16 lat. Pozwalała mi nic nie robić, a wręcz do tego zachęcała. Torpedowała wszystkie próby samodzielności. Pozmywałem naczynia? "Anon źle to zrobiłeś ja to zrobię lepiej ty nie rób!"
Jak pytałem matki czy powinienem coś ze sobą robić to mówiła "anon ty jesteś młody niczym się nie przejmuj, na pracę i nauke to będzie jeszcze czas" Pozwalała siedzieć całymi dniami w domu, a wręcz do tego zachęcała.
Kiedyś jak spytałem czemu to wszystko mi robiła to powiedziała, że siostra od dziecka się szlajała w złym towarzystwie i chciała, żebym ja w takie nie wpadł więc wolała żebym siedział w domu. Do tego dodała, że miała ciężkie dzieciństwo i chciała, żebym ja miał fajne.

Od dzieciaka byłem giga introwertykiem, szczerze mówiąc podejrzewam, że od zawsze miałem jakiś stopień autyzmu. Nie wiem czy "wychowanie matki" to spowodowało czy tylko trafiło na podatny grunt.
Nie lubiłem sportu, nie lubiłem wysiłku, nie lubiłem spędzać czasu z innymi dziećmi, bałem się wszystkiego, najbardziej lubiłem siedzieć w domu, przed telewizorem, przed kompem, albo bawiąc się samemu czy fantazjując godzinami z głową w chmurach. Do tego miałem swoje dziwactwa

(rówieśnicy i szkoła) Nigdy się nie odnajdywałem wśród równieśników, ani w szkole ani na "podwórku" Rówieśnicy mnie odrzucali albo mnie gnębili. Bo byłem rudy, bo byłem gruby, bo byłem brzydki bo nie miałem social skilla. Bo byłem #!$%@?. W szkole najczęściej stałem sam pod ścianą, ewentualnie gadałem z jednym czy drugim grubym przegrywem jak ja o grach komputerowych. Często rówieśnicy mnie dręczyli. Po pewnym czasie na podwórko już w ogóle nie wychodziłem. Nie lubiłem nawet spacerów z psem w obawie, że spotkam kogoś znajomego.
Do szkoły lubić nie chodziłem. Nie byłem nauczony pracy ani dyscypliny dlatego nigdy się nie uczyłem ani nie odrabiałem prac domowych. Na zajęciach nie umiałem się skupić. Skupienie było dla mnie stanem nie pojętym. Na lekcjach wpatrywałem się w okno i dumałem o chmurach nie wiedząc o czym jest lekcja. Z czasem unikałem szkoły coraz bardziej. Powiększające się zaległości w nauce i traumatyczne przerwy sprawiły, że znienawidziłem szkoły i szukałem wszelkich możliwych sposobów by do niej nie chodzić. Najczęściej po prostu symulowałem choroby co trafiało na podatny grunt jakim była moja nadopiekuńcza i przewrażliwiona matka. Ale to tylko powodowało jeszcze większe zaległości w nauce i relacjach z rówieśnikami. Rekordowo przeszedłem z klasy do klasy mając 53 procent frekwencji. Prawie całą młodość spędziłem w swojej piwnicy.

Mimo tego wszystkiego i mimo, że byłem autystycznym spierdoksem od wieku przedszkolnego to jako młody chłopiec byłem na prawdę szczęśliwy. A przynajmniej nieporównywalnie bardziej niż dzisiaj. Mało wiedziałem o świecie i mało mnie ten świat obchodził, byłem go zupełnie nieciekawy i żyłem raczej romantycznym wyobrażeniem o rzeczywistości niż tym jaka ona jest na prawdę. Nie przejmowałem się przyszłością. Wracałem ze szkółki albo nawet nie bo do niej nie szedłem tylko ze spaceru z pieskiem, siadałem przed komputerkiem, odpalałem gothica czy inną zajebistą giereczkę, mama przynosiła mi kocyk, kakao i chałkę z nutelą i było na prawdę fajnie.

Rzeczy zaczęły się zmieniać w etapie dorastania. Pierwsze poważne przemyślenia, że moje życie zmierza w złą stronę pojawiły się w wieku 12-13 lat, 5-6 klasa podstawówki, a nasiliły się w gimnazjum. Otóż do gimnazjum wchodziłem jako mały chłopiec. Niski, przed mutacją, z gładkim licem i myśląc że siusiak służy tylko do siusiania. W gimnazjum przeszedłem olbrzymią przemianę psychofizyczną. Przeszedłem dość szybko mutacje, urosłem dość znacząco zbliżając się do dzisiejszego wzrostu (jakieś 186, dzięki bogu ze wszystkiego co złe los nie pokarał mnie manletyzmem), w pierwszej gimnazjum miałem już dziewiczego wąsa, a wychodząc z gimnazjum w wieku 16 lat miałem już pełną brodę na którą nabierały się kasjerki sprzedając mi pierwsze piwa. Zacząłem się również masturbować i oglądać porno. Przemiana nie była jednak tylko fizyczna, a w pewien sposób również psychiczna. Moje życie przestało mnie już zadowalać. Zacząłem interesować się otaczającym mnie światem, pojawiły się we mnie wyższe potrzeby, chciałem mieć kolegów, przyjaciół tak jak normiki. Chciałem być doceniany, akceptowany i szanowany. Chciałem być normalny. Pojawiły się prawdziwe marzenia. Zacząłem się też coraz bardziej wstydzić tego jaki jestem. Gruby, nieogarnięty, tchórzliwy, #!$%@? spierdoks z dwoma lewymi rękoma do wszystkiego, całymi dniami siedzący swojej piwnicy.

Ale pojawiło się we mnie jedno największe marzenie które dręczy mnie do dzisiaj. Chciałem mieć kochającą dziewczynę. Coś o czym marzę praktycznie każdego wieczora od ostatnich 8 lat. Ponadto, życie zaczęło mi rzucać coraz większe kłody pod nogi, coraz mniej mogłem polegać na taktyce "#!$%@? szybko z płaczem do piwnicy i licz, że mamusia za ciebie wszystko załatwi, albo że samo się zrobi" Życie zaczęło mnie przerastać.

Chciałem się zmienić, ale wyrosłem na nieudolnego, schorowanego, alergika i grubasa oraz okularnika z wadami wzroku.

Wiedziałem co muszę zrobić. Musiałem schudnąć. Musiałem zmienić swoje nawyki żywieniowe. Zacząć się uczyć, rozwijać, ćwiczyć pracować nad sobą, wychodzić do ludzi, przełamać lęki i fobię, nauczyć się samodzielności, samodyscypliny, przestać na wszystkie nerwowe bodźce reagować ucieczką do piwnicy...

Ale nigdy nie potrafiłem mimo lat starań. Matka zrobiła ze mnie słabego nieudacznika. Ciągłe odkładanie, przekładanie, ostatniorazowanie... Teraz nie bo lato to gorąco, teraz nie bo jesień to depresyjnie, teraz nie bo zima to zimno, teraz nie bo wiosna to ja jako alergik zdycham.... Teraz nie bo końcówka roku szkolnego to stres, to na wakacje jak będzie więcej czasu... W wakacje nie bo w wakacje jest czas na odpoczynek... Teraz nie bo początek roku szkolnego to i stres.. Po świętach, na ferie, po feriach...
Było to dla mnie bardzo wygodne. Dalej mogłem żyć tym "komfortowym" do pewnego stopnia życiem siedząc w piwnicy i spędzając czas tak jak lubię mając dla siebie usprawiedliwienie i spokojną psyche bo przecież "za tydzień kompletnie zmieniam swoje życie" Bo przecież to ostatnia paczka czipsów i butelka coli, bo to ostatni raz jak nie poszedłem do szkoły czy nie odrobiłem lekcji.. Bo to ostatni raz jak do 4 w nocy siedziałem waląc konia do chińskich bajek..

A nawet jak już podejmowałem jakieś próby zmiany to szybko się #!$%@?łem. Nawet jeżeli myślałem momentami, że już wszystko idzie ku lepszemu coś chwytało mnie za nogę i znowu kończyłem swojej piwnicy przed ekranem komputera.

Po 18 roku życia wpadłem dodatkowo w nałogi, zacząłem pić, czasem za dużo, a na dodatek nałogowo palić nawet po dwie paczki dziennie. Palenie stało się dla mnie głównym sposobem na leczenie depresji i lęku przed życiem które we mnie narastały, ale coraz bardziej niszczyło mi moje od przesiedzenia przed kompem dzieciństwa słabe zdrowie. Pojawiły się też lęki, ciężka depresja, zaburzenia psychiczne, a także nadciśnienie i fatalny stan organizmu. A w głowie miałem coraz więcej porażek, traum i kompletnego braku wiary w siebie. Technikum nie skończyłem przez pojawienie się u mnie silnych stanów lękowych przez które najpierw powtarzałem 3 klasę, a potem się wypisałem. Teraz kończę dopiero liceum zaoczne, ostatnie zajęcia mam w styczniu. Moje pierwsze prace, to była tragedia, z pierwszej wyleciałem po tygodniu, z drugiej po trzech miesiącach, brak zdrowia, brak psychy i kompletna dysfunkcyjność w każdym obszarze życia. Moje pierwsze prace i to co przeżyłem w tych januszeksach to materiał na osobne historie.

Po 20 roku życia tak mi psycha siadła, że zamknąłem się w swoim pokoju i nie wychodziłem z niego przez dwa lata. Robiłem tylko nocne ekspedycje po żarcie, do toalety i czasem do sklepu po piwko i fajki. Czasem tylko do szkółki zaocznej, a i to nie zawsze. Na początku piłem, paliłem i żarłem kebaby oraz siedziałem całymi dniami grając w gierki. Rodzice nie interweniowali. Mieli mnie kompletnie w dupie. Moja nadopiekuńcza i niegdyś bardzo kochająca matka zaczęła mnie kompletnie olewać. Przestałem być jej małym misiem, a stałem się obślizgłym grubym brodaczem walącym konia do dziwnego porno. Parę razy na próbę przytulenia odpychała mnie z obrzydzeniem. Ojciec ciągle myślał, że z czasem mi samo przejdzie i w ogóle nie interweniował. Czasem tylko pokrzyczał na co kazałem mu #!$%@?ć i wypominałem, że zniszczyli mi z matką życie. On się obrażał i na tym się kończyło. Z czasem popsuł mi się komputer, więc nie grałem już tylko siedziałem sam w pokoju. Potem rodzice obcieli mi fundusze. Więc nie mogłem już żreć i chlać, przez rok nie piłem ani nie grałem, nawet mało paliłem jak brakowało mi na fajki. Tylko siedziałem w pokoju, waliłem konia i nic nie robiłem.

Teraz mam 22 lata.Od pół roku jest u mnie minimalnie lepiej. Mam jakąś pracę jako ochroniarz. Co prawda teraz mam niezwykle mało godzin w tej pracy, a na dodatek jest ona dla mnie kompletnie traumatyczna ale przynajmniej coś mam. Czasem chodzę na jakieś spacery i walczę o swoją wagę. Rekordowo ważyłem 136 kg, poł roku temu 122, teraz 104 kg. Dalej jestem gruby i próbuje jakoś zejść poniżej 100. W sumie nic innego nie robię. Jestem umówiony do psychiatry i staram się walczyć jakoś o siebie ale jest niesamowicie trudno. Potworna fobia społeczna, straszna depresja, zaburzenia psychiczne, brak znajomych, przyjaciół, kolegów, brak kontaktów z rodziną, brak wiary w siebie, zniszczone zdrowie, psujący się wzrok, brzydka morda, robiące się zakola, myśli samobójcze (nie planuje się zabić, policji nie wzywać) i tysiące innych problemów które mnie męczą... o dłużącym się prawictwie nie wspominam bo to oczywistość. Nie mam często siły wstać z łóżka. Ciągle myślę o zmarnowanym życiu, o małym penisie, o tym, że nigdy nie doświadczyłem miłości z kobietą, a latka lecą. Prześladuje mnie straszny wstyd przed samym sobą i napay flashabcków z traumami jak u żołnierzy po wietnamie. Spędzam nawet po parę godzin dziennie na gadaniu sam ze sobą. Potrafię godzinami tłumaczyć sam sobie czemu gadam sam ze sobą. Tak jestem chory. I to mocno. Potrzebuje leków. Przede wszystkim przeciwdepresyjnych i przeciwlękowych bo jestem wrakiem człowieka. Na szczęście umówiłem się do psychiatry. To chyba wszystko tak ogólnie. I tak #!$%@?łem tu niezłą encyklopedie nie wiadomo po co.

Jak ktoś to przeczytał to jest #!$%@?.

#przegryw
  • 24
@Rudyprzegrywv2: A no.. przeczytałem.
Ja tam nie jestem fanem opowiadania o sobie. ALe mam nadzieje że pomogło Ci to wyrzucenie.
Również pisze swoją historie bądz opisuje ból który czuje a na koniec spalam te kartki.
Ogolnie, to nie oczekuj cudów po tych lekach, jak nie masz nadzieji ani iskry życia w sobie, to leki jedynie dadzą Ci spokój, i będziesz jechał na lekach do końca życia. Nadal będziesz spierdoksem ale mniej
konto usunięte via Wykop Mobilny (Android)
  • 0
@Rudyprzegrywv2: przeczytałem, ale nie będziesz zadowolony z tego, co powiem. Mając na tyle IQ, żeby składnie sklecić taki tekst, wiedząc, co przeżywał Twój ojciec i kwitować go xD, mając na tyle przejrzyste spojrzenie, żeby widzieć, gdzie popełniła błędy Twoja mama i siedzieć jak #!$%@? na tym tagu i nic z tym nie zrobić - dla mnie nie jesteś godny współczucia.
@Prokrastyn: Ja współczuje swojemu ojcu. Mam do niego trochę żalu o wiele rzeczy, ale wiem, że ma i miał niesamowicie ciężkie życie i coś czego ja nie mam i chyba nigdy nie będę miał. Psyche z żelaza. Tygodnia bym w jego skórze nie wytrzymał. Wiem też, że tyrał poniekąd dla mnie żeby miał co jeść i w co się ubrać, a kiedyś nawet uratował mi życie, wyciągnął mnie topiącego się z
@Prokrastyn: Swoją drogą wszedłem w twój profil i narzekasz na nic nie robienie, a jednocześnie śmiejesz się z tego jak ciężki musi mieć dzień psycholog który musi słuchać "#!$%@?" przegrywa. Zdajesz sobie sprawę, że przegrywy to często faceci z olbrzymią fobią społeczną którzy bardzo wstydzą się swoich problemów i przez to mają kłopot, żeby pójść o psychologa czy psychiatry by coś ze sobą "zrobić"? Między innymi przez postawy ludzi takich jak
konto usunięte via Wykop Mobilny (Android)
  • 2
@Rudyprzegrywv2: sprawa jest prosta, ja przegrywow nie lubię za ich podejście i za #!$%@? Mirko tym chrzanieniem o chadach itp. Czasem się z nich ponabijam (bo to takie same trolle jak i ja), czasem potrolluje, ale kiedy widzę, że sprawa jest poważna, to podchodzę poważnie. W Twoim przypadku widać, że jesteś bystrym gościem z problemami, wierzę, że wszystko jest przed Tobą i gorąco kibicuję
@PepeSpinXD: Dziękuje bardzo <3 Mam postanowienie, żeby wyrzucić z siebie większość takich historii i problemów które zalegają mi na sercu i to najlepiej jeszcze w tym miesiącu przed nowym rokiem, bo potem będę robił noworoczną przerwę od tagu. Więc pojawi się jeszcze parę takich historii z życia, a także różnych problemów które mnie dotykają, niektóre będą żałosnym i cringowym shitem ale wydaje mi się, że będą też ciekawe. Mam taką jedną