Wpis z mikrobloga

2014 + 1 = 2015

Tytuł: Imię róży
Autor: Umberto Eco
Gatunek: literatura piękna
ISBN: 9788389651501
Tłumacz: Adam Szymanowski
Wydawnictwo: Mediasat Poland
Ocena: ★★★★★★★★★

Miasto jest miejscem, w którym żyje dzisiaj lud Boży, my zaś jesteśmy tego ludu pasterzami. Jest miejscem zgorszenia, bowiem bogaty prałat głosi ubóstwo biednemu i wygłodzonemu ludowi.


Do klasztoru benedyktynów przybywa franciszkanin Wilhelm z Baskerville podróżujący razem ze swoim uczniem, Adso z Melku. Mają wziąć udział w spotkaniu z wysłannikami papieskimi, na którym będą rozmawiać na temat ubóstwa Chrystusa, a co za tym idzie ubóstwa Świętej Matki Kościoła. Traf chciał, że w opactwie ginie w tych dniach jeden z braci. O pomoc w śledztwie opat prosi Wilhelma, który jeszcze zanim przekroczył mury klasztoru dał przykład swojej przenikliwości i umiejętności dedukcyjnych. Później trupów pojawia się więcej, tak jakby do benedyktyńskiego ora et labora ktoś postanowił dołożyć trzecią powinność, occido. Wilhelm podejmuje śledztwo.

Dla mnie wątek kryminalny, choć świetny, był mniej ważny niż przedstawienie warstwy teologicznej i historycznej, które są wspaniałym tłem powieści. Nawet jeśli te wątki (a czytałem o takich zarzutach, choć zweryfikować ich nie potrafię) są częściowo rozbieżne z rzeczywistością, to i tak zostawiają po sobie trochę pytań i przemyśleń. Nie mam zamiaru traktować tej książki jako podręcznika, więc jeśli coś się nie zgadza, to trudno, w powieści pasuje idealnie. Po stronie plusów umieściłbym też bardzo ciekawie wykreowane postacie, z których każda wydaje się mieć czy symbolizować jakąś dominującą cechę, co wcale nie znaczy, że są one płaskie, wręcz przeciwnie. W tych klasztornych mrokach znalazło się też miejsce na nieco humoru (który swoją drogą odgrywa w Imieniu Róży bardzo ważną rolę), jak choćby wspaniały przepis na syr w zasmażce, czy przebieg dyskusji pomiędzy legacjami.

Na deser zamieszczony na końcu polskiego wydania esej Dopiski na marginesie „Imienia Róży. Arcyciekawy, prezentujący w bardzo szerokim zakresie przemyślenia autora związane z dziełem już po tym, kiedy odniosło ono sukces. Okazało się, że mam bardzo podobne spojrzenie na literaturę, co pan Eco, choć używam zdecydowanie mniejszej ilości trudnych słów.

Wspomniany esej skłonił mnie do zrobienia czegoś, czego zwykle nie robię – przeczytania trochę o książce i autorze. Trochę się dowiedziałem, a nawet zaskoczyłem się, że jeden z moich ulubionych utworów z „długowłosych” czasów, Sign of the cross tutaj w świetnym wykonaniu z koncertu Rock in Rio w 2001 był inspirowany właśnie tą książką. Jak mogłem nie wpaść na to po wykrzykiwanym w refrenie „The name of the rose”? W tym samym okresie miałem zresztą pierwsze podejście do Imienia róży i szybko wtedy odłożyłem książkę, stwierdzając, że to „nudne gówno”. Cieszę się, że w tym eseju przeczytałem, że autor celowo pierwsze 100 stron napisał w taki sposób, jako swego rodzaju „sito” dla potencjalnych czytelników. I cieszę się, że tym razem przez to sito przeszedłem.

Wpis dodany za pomocą tego skryptu

#bookmeter
GeorgeStark - 2014 + 1 = 2015

Tytuł: Imię róży
Autor: Umberto Eco
Gatunek: literatur...

źródło: comment_1635179276OVZQibB9UKmmpdKqFHxqWU.jpg

Pobierz
  • 13
  • Odpowiedz
@George_Stark: "Imię róży" jest nietypową książką w dorobku Eco (nietypową w znaczeniu, że nie jest podobna do żadnej jego innej), ale i tak polecam serdecznie felietony tego autora - Zapiski na pudełku od zapałek
  • Odpowiedz
@George_Stark podzielam opinię, że warstwa teologiczna jest najmocniejszą stroną powieści. Jest niesamowita, cały ten konflikt filozofii z tą toporną teologią, porywające w słowach Eco.

Ponadto po lekturze książki inaczej patrzę na film. Kiedyś uważałem, że Slater odwalił fuszerkę, natomiast teraz mam wrażenie, że idealnie odwzorował Aldo ( ͡º ͜ʖ͡º)
  • Odpowiedz
@LebronAntetokounmpo: Ja z filmu mało co pamiętam szczerze mówiąc, może tylko jak wyglądał Sean Connery w habicie i jak wyglądały nogi wystające z tego wielkiego gara.

Co mnie zaskoczyło, to to z jaką fascynacją czytałem o tym portalu na początku, który opisywał Adso. A to było kilka, jak nie kilkanaście stron chyba.
  • Odpowiedz