Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Ja mam wrażenie, że ok. 30 (A nawet 25) żadna #rozowypasek nie jest w stanie się zakochać bez reszty i stworzyć szczęśliwy związek oparty na miłości.

Tylko słyszę wokół siebie, że sprawdzają ile mają hajsu, jaka fura i ile cm w gaciach.

Po 30 mniej liczy się twarz (Ale też bardzo) jak hajs. Jak to co może kobieta w związku dla siebie wynieść. One już nie mają miejsca na motyle w brzuchu. Na zauroczenie. Na zakochanie. Na miłość. Jest tylko układ. A to hojny. A to skąpiec A to jeździ kilkuletnim premium a to nowym Fordem z salonu. A to ma za małego a to za dużego. A to "bym go bzyknęła" a to "frajer ale niech lata jak chce".

Okrutne.

I serio one potrafią z kimś zerwać relację bo ma za małego albo za szybko dochodzi. A są laski, które mimo to wejdą w relację a potem im źle. I albo zrywają albo #!$%@?ą rogi. No i wymagania ciągle rosną. A to za mało zarabia, a to źle się rozwija a to, sro, tamto. I tylkoe OCZEKIWANIA i JA CHCĘ.

Wiekszość kobiet, które znam to albo zadufane w sobie księżniczki albo wredne suki albo jedno i drugie. Mam taką koleżankę, co ma pełno kolegów. Nikogo nie dopuszcza bliżej siebie, by nazwać go swoim facetem ale myślę, ze jej cipka jest regularnie "przecierana" przez kogoś. Ma ofc. tindera ale na insta story w dniu chłopaka dodała zdjęcia z 5 typów i mówi o nich "najlepszy kolega", "przyjaciel", "brat". A każdy z nich pewnie chciałby dostąpić zaszczytu, by jaśnie pani pozwoliła im się dotknąć czy skrócić dystans. Chociaż wydaje mi się, że to akurat jest dla chada z tindera, który na instastory się nie pojawi. Plus wizerunek silniej i niezależnej korpo-bitch, która jak wychodzi z pracy o 17:30 to "święto". Warszawka i takie klimaty. Ale to tylko jeden z dziesiątek przykładów.

Nie mam koleżanek, które są pozbawione zainteresowania facetów ale mam kolegów, którzy mimo prawie 30-tki nie dostąpili zaszczytu damskiej cipki. Normalni kolesie, żadne wady genetyczne ich się nie imają. Pracują ale w mało instagramowych pracach. Nie imprezują a na tinderze nie mają za wielu par.

I tak sobie myślę odnośnie mojego związku. Jestem ponad 14 lat z moją Kobietą (od 3 gimnazjum). I w sumie wychodzi na to, że musze uważać, czy nie przestaję spełniać wymagań. Bo one rosną. Moja pensja to średnia krajowa i tak się trzyma od kilku lat. Mam wrażenie, że możemy sobie pozwolić na coraz mniej ale żyjemy skromnie raczej. Nie mamy instagramowych podróży, chociaż wczasy raz w roku są. Ale czuję szklany sufit. Że więcej nie zarobię. Mam przeciętne auto. Jestem przeciętny. Nie zapewniam codziennych rozrywek. Nawet nie wiem czy mój penis jest duży czy mały. Dla niej jest to jedyny, więc ona sama dobrze tego nie wie. Ale życie seksualne mamy udane, przynajmniej ja tak myślę i ona mi to mówi. Ale kobiety potrafią kłamać.

Strach się bać, że któregoś dnia obudzę się z rogami takimi, że przez drzwi nie przejdę bez schylania głowy. Oczywiście staram się. A to ją gdzieś zabiorę tak spontanicznie, a to jakaś kolacyjka/obiad w restauracji a to jakieś zakupy. Generalnie dużo robimy razem i relacja wygląda ok. Ale jak rozglądam się wokół siebie to mam wrażenie, że nie można sobie odpuścić, że trzeba być cały czas czujnym. Kilka związków podobnych do naszego się rozleciało. Powód - zdrada z jej strony. Faceci nie spełnili pokładanych w nich oczekiwań. NA odchodne dowiedzieli się, że są po prostu za słabi. Że za mało w nich faceta i takie tam.

Przecież to się żyć odechciewa. Gdy tak na 100000% nie można mieć nigdy spokoju i zaufania. Co z tego, że dzisiaj jest ok. Przecież zdrada to często przypadek. Pojawia się chad na horyzoncie, może dać więcej, ma większe zasoby, większego #!$%@?, jest "czarujący i uwodzicielski" i "jakoś tak poszło, sama nie wiem kiedy".

Lipa. Żyć się odechciewa. Oczywiście nie jest tak, że się tym zadręczam bo dojdzie do samospełniającej się przepowiedni ale czasem o tym myślę, gdy obserwuję otaczający nas świat, czytam wykop i problemy facetów. Raczej bym się nie bawił w szukanie kolejnej kobiety do stałej, długofalowej relacji gdybym teraz został sam. Jestem introwertykiem, więc dobrze mi samemu ze sobą. Czasem bym gdzieś poszedł z kolegami i tyle. Ten cały matrymonialny cyrk byłby nie dla mnie. Nie chciałoby mi się nawet w nim uczestniczyć i rywalizować o cipkę jak jakieś szczury.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #6156c28dc1495c000ae1e231
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Przekaż darowiznę
  • 8
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania Kultura kształtuje w nas zachowania jak te u zwierząt z Animal Planet, to i myślenie staje się podobne, tak to jest, samiec alfa w stadzie też nie może czuć się bezpiecznie, tylko ciągle musi walczyć z pretendentami. Lepiej być samemu ze swoją godnością niż niewolnikiem takiej kobiety, która tylko czegoś wymaga, szkoda życia
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania: Musisz panie kolego znaleźć sobie fajną laskę, z którą da się coś zbudować, szarą myszkę, i przestać się oglądać za rakietami 10/10, które potrafią się rżnąć jak w pornosach. Takie się nie nadają na żonę niestety, a jedynie na kochankę. Z kochanką nic nie zbudujesz, a jedynie będzie fajnie do czasu aż coś się #!$%@? w życiu i pójdzie na większego i bogatszego benka.
  • Odpowiedz
BliskaAlpaka: Wykopki: „Kobiety potrafią rzucić niedawno poznanego faceta tylko dlatego że ma małego, suki!” - bo wiadomo, kobieta nie ma prawa liczyć na udane życie seksualne.
Also wykopki: „Żona ogarniająca dwójkę małych dzieci nie daje ci częściej niż raz na tydzień? Rzuć ją/zacznij zdradzać, jest nic niewarta!” - bo wiadomo, w związku liczy się tylko seks.

Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
  • Odpowiedz
OstraWybranka: Nieprawda. W zwiazku nie liczy się tylko seks, ale w babie praktycznie tylko on ma długofalowo wartość. Sprobuj nie szczać przez dwa dni, to sobie uświadomisz jak się czuje facet który nie ruchał od rana. Kumata baba nie szuka w facecie problemu dlatego, że mu się chce dymać, ale widzi w tym potężną szansę obustronnego rozładowywania napięcia, co zwykle niesie za sobą niewyobrażlanie pozytywne wręcz skutki. Po co jednak tą
  • Odpowiedz
LubieżnaTowarzyszka: O to to. Ja jestem wlasnie na tym etapie. Ciagle sie zastanawiam czy jestem "good enough" i ciagle mnie to boli.

Na szczescie dobrze wygladam i dobrze zarabiam ale jak w zartach powiem "oj a co bedzie jak mi wlosy wypadna" to widze obrzydzenie na twarzy malzonki.

Albo ostatnio zona powiedziala mi ze jak dobrze ze nie mam piwnego brzucha jak 80% facetow w moim wieku bo ona nigdy nie
  • Odpowiedz