Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Dzisiaj wspominam magister (to jedyny zawód, gdzie ludzie chwalą się uzyskaniem tytułu magistra, i to jedynie kobiety) Annę O. z IPiN. Zostałem skierowany na badania diagnostyczne na oddział dzienny. Więc wstępny wywiad z psychiatrą i ordynatorką oddziału, potem trochę rozmów z psychiatrą i oto ona - wybitna diagnostka przydzielona do prowadzenia mojego przypadku. "WTF? Myślałem, że jestem skrajnie zj..ny,ale ona jest jeszcze gorszym wypłoszem ode mnie". No nic, przełamuję skrajną fobię społeczną i rozmawiam. Nie jest łatwo, jak jesteś tylko strzępkiem zwichrowanych nerwów. Mówię o depresji, niestabilności emocjonalnej, wybuchach gniewu i rozpaczy, derealizacji, utracie tożsamości, niefunkcjonującej pamięci - jak to wygląda, że ledwo pamiętam co było godzinę wcześniej, że nie pamiętam jak wyglądają najbliźsi nawet kilkadziesiąt sekund po rozmowie z nimi, o myślach samobójczych, skrajnym lękiem przed ludźmi, ale też o tym, że było nieco gorzej, że miałem błędną diagnozę schizofrenii, że chciałbym diagnozę i najlepiej otrzymać w końcu jakąś pomoc. A ona popatrzyła na mnie i powiedziała "przecież pan jest zdrowy, czemu chciałby pan być zaburzony?" i przez kilka dni ja o tym wszystkim, a ona, że nie widzi żadnych zaburzeń. Dopiero, gdy wręczyłem jej opowiadanie, którego bohaterkę obdarzyłem swoimi problemami, spytała czy to o mnie i stwierdziła, że jednak mam problemy. Nie na podstawie rozmów ze mną, strzępkiem człowieka, nie na podstawie rozmowy z psychiatrą, nie na podstawie skierowania na oddział, nie na podstawie tego, że przez dwa lata wszyscy psychiatrzy widzą problemy, nie zapytała nawet psychiatry na co przepisuje mi leki. Po prostu przeczytała opowiadanie. Piękne nie?
No ale koniec końców dostałem po badaniach diagnozę: zaburzenia osobowości i wytwarzanie objawów chorobowych w celu radzenia sobie z trudną sytuacją życiową.
Jedenaście lat później, diagnoza - autyzm, depresja i zaburzenia dysocjacyjne. Czyli w skrócie byłem całkowicie normalny, tylko sobie nie poradziłem przez ten autyzm i w 2007 roku załamałem się, dostałem depresji i dysocjacji, których nigdy nie chcieli leczyć, bo na podstawie podobno normalnej rzeczy, jak wyobrażanie sobie, jak to by było być kimś innym (pech chciał, że kobietą, co podobno nie ma absolutnie znaczenia), zostałem z miejsca uznany za chorego psychicznie i gdy okazało się, że nie mam schizofrenii, lekarz przeskoczył sobie zaburzenia schizotypowe, których zdiagnozowanie uratowałoby mnie podobnie jak zdiagnozowanie autyzmu i stwierdził, że może to zaburzenia schizoafektywne. Z tym, że zaburzenia schizoafektywne według psychiatrii to połączenie objawów lekkiej schizofrenii z depresją, a dla niego były po prostu lekką schizofrenią bez depresji.
Aha - przez te 35 lat, gdy nigdy żadnej prawdziwej pomocy nie otrzymałem ze strony systemu opieki nad zdrowiem psychicznym, nieświadomie nauczyłem się radzić sobie nawet z autystycznymi meltdownami - psychologowie zalecają w takim przypadku odizolowanie osoby z autyzmem od nadmiaru bodźców i wydawanie jak najprostrzych poleceń. Ja tak właśnie przez wszystkie lata nauczyłem się robić - nie wchodzić w żadne interakcje z innymi ludźmi, poruszać się po jak najprostrzej trasie, wziąć się za jak najprostrze czynności i czekać, aż przejdzie. A po tej diagnozie czytam sobie o Autyzmie i kurka - znowu okazałem się zaje*isty:) Gdy obecna terapeutka pyta mnie "jak się nauczyłeś tego", albo "jak osiągnąłeś to" mogę tylko odpowiedzieć "a kto mnie miał przez te 14 lat opieki ze strony wybitnych psychiatrów i psycholożek nauczyć, skoro tylko przez ten czas autyzm zdiagnozował u mnie szwagier-elektryk po zawodówce".
No ale niestety, funkcjonowanie pamięci mogłem odzyskać tylko przez kilka pierwszych miesięcy w tym 2007 roku, a wtedy zachciało mi się bawić w jakieś LGBT.
Co do wątku LGBT+, to oczywiście ustawiłem sobie opis na Tinderze" 170 cm nonbinary" i od tej pory żadna feministka przeciwna stereotypom płciowym, ani biseksualistka tak bardzo za lgbt już nie zawraca mi głowy swoimi urojeniami, bo z tym wzrostem jestem za mało męski na osobę niebinarną.
Także #teczowepaski #lgbt i tym podobne - jaknajmniejsza próba wychodzenia z szafy u psychiatry może skończyć się zniszczeniem Wam życia.
A co do mojej seksualności, to próbujemy ją omawiać z ludźmi LGBT z normalnego kraju, bez tej lewackiej agresjini nienawiści charakteryzującej #neurope i r/polska. nie jest łatwo, bo ta ideologia jest tak prosta, że nie przewiduje przejścia z transseksualizmu do niebinarności pod wpływem utrwalonych zaburzeń dysocjacyjnych. Nie tylko psychiatria, ale i LGBT i gender ideology są za krótkie na moją odmienność.
Miło wspominam też panią magister Annę G. ze szpitala przy Mariańskiej: stwierdziłem jedynie, że nigdy nie spotkałem się przez dwanaście lat z przypadkiem podobnym do mojego ani czytając fora, ani rozmawiając z ludźmi z zaburzeniami, ani przeglądając badania naukowe, ani w żadnych podręcznikach do psychiatrii i psychologii. Strzeliła od razu focha, że "może już nic nie będę mówić, bo mam tylko wykształcenie i doświadczenie, a pan czyta książki". Więc znowu musiałem się bawić w psychologa mojego psychologa i zapewnić, że w żaden sposób nie chcę podważać jej kompetencji.
Polacy, czemu wy jesteście tak skrajnie dysfunkcyjnym narodem, że pacjenci muszą zastępować lekarzy, a homofoby bronić mniejszości seksualnych przed zwolennikami lgbt, którym poseł z węgier zjechał po rynnie?

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #61104d8abe8421000b712521
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Wesprzyj projekt
  • 1