Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Patologia na rynku pracy w polskiej gastronomii jest ogromna, ale twardą postawą można swoje ugrać.

Byłem na rozmowie rekrutacyjnej w knajpie w mieście wojewódzkim. Pokazałem swoje CV z realnym doświadczeniem ponad 3 lata w gastro, w tym w czasie lockdownu. Janusz właściciel zadowolony mówi, że ok, ale najpierw chciał, żebym przyszedł na dzień próbny za darmo. No to ja mu na to, że nigdy za darmo nie pracuję. Janusz, że mnie nie zna i muszę się sprawdzić. Na tym etapie uznałem, że szkoda mojego czasu, wstałem i zbieram się do wyjścia, a Janusz mnie zatrzymuje i zaczyna łkać, jacy to ludzie są roszczeniowi, jak trudno o dobrych pracowników, że dwie Ukrainki kelnerki go okradały itp. itd. A ja spokojnie podkreślam, że rozumiem, ale za darmo nie robię. OK. Zgadza się na płatny dzień próbny, ale bez umowy. Ja na to ok - ale skoro bez umowy, to biorę kasę z góry tego samego dnia przed rozpoczęciem roboty. Znowu płacze i szlochy, ale się zgadza.

Następnego dnia przychodzę na 6:00 (mam b. blisko od mieszkania), jest kierowniczka i parę osób. Przedstawiam się, ona wie o co chodzi i od razu wysyła mnie na kuchnię. Na co ja przypominam jej, że kasę biorę z góry. Ona, że pierwsze słyszy. Na to ja, że trudno i do widzenia. Zatrzymuje mnie, dzwoni do Janusza i po kilku minutach dostaję 250 zł umówionej dniówki (za 12 godzin). OK. Biorę się do pracy. Robota, jak robota, nic specjalnego. Przykładam się jak zawsze, wszyscy widzą, że wiem co i jak, nie trzeba mnie szkolić. O 18:00 zaczynam się zbierać do wyjścia, kierowniczka pyta o co chodzi. Mówię, że minęło 12 godzin, więc kończę pracę na dzisiaj. Ona zszokowana, ale jak to, jeszcze z godzinę trzeba zostać, żeby ogarnąć to i owo. OK zostanę, ale proszę o hajs za tę godzinę. Ona zaczyna robić dramę. Olewam ją i wychodzę. Biegnie za mną Janusz i zaczyna mnie chwalić, że dobrze pracowałem tego owego, no ale czasem trzeba zostać dłużej. Mówię, że nie ma problemu, ale za "dłużej" też się płaci. On, że jasne, jasne. Mówi, żebym jutro znowu przyszedł. Ja, że ok, ale albo umowa albo znowu z góry. On, że umowa.

Przychodzę następnego dnia na 6:00, oczywiście żadnej umowy nie ma. Historia się powtarza, kierowniczka nic nie wie, ja wychodze, zatrzymuje mnie, dostaję hajs do ręki. Przepracowuję 12 godzin, znowu spazmy, że wychodzę punktualnie. Znowu Janusz za mną biegnie. Trzeciego dnia rano jest umowa. Oczywiście stawka zaniżona, reszta ma być pod stołem. Spoko. W takim razie codziennie to pod stołem ma być z góry - mój warunek. Płacze, histerie, szlochy, a ja kieruje się w stronę wyjścia.

Kończy się na moim. Umowa jest, codziennie rano dopłata jest, wychodzę punktualnie lub dostaję ekstra hajs za nadgodziny od razu. Poza mną rotacja gigantyczna. Robię od 3 miesięcy, co 2-3 dni nowe twarze, nikogo z początkowej ekipy. Oni nie stawiają warunków, robią nadgodziny za frajer, czasami za dni próbne im się nie płaci, ale też towarzycho specyficzne: licencjonowane pijusy, patologia, ukrywający się alimenciarze, złodziejaszki (faktycznie kradną z knajpy i monitoring ich nie odstrasza) itp. Opierdzielają się jak mogą, jeden nawet "zniknął" w spiżarni na 2 godziny i myślał, że nikt nie zauważy. Trochę rozumiem tych januszy biznesu.

A wisienką na torcie jest tekst, jakiego mój Janusz nauczył się od majfrenda z knajpy hinduskiej obok. Zatrudniając nowych pracowników mówi im: - traktujcie tę restaurację jak swoją własną. xD. Oczywiście nikt na poważnie tego nie bierze.

#vejt #pracbaza

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
ID: #60fa9275a36c0b000a9ba5d4
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Przekaż darowiznę
  • 2