Wpis z mikrobloga

Jestem na wykopie od ponad pięciu lat, ale niemal wyłącznie dla czytania i plusowania. Dzisiaj pierwszy raz coś piszę, nawet nie wiem gdzie :) Znalazłem wolne miejsce, to napisałem, ale nie wiem, gdzie to się pokaże i czy gdziekolwiek :)

Nadszedł moment sprzedaży mojego druha.
Kiedy niemal 12 lat temu rodził się mój starszy syn, stało się jasne, że będzie potrzebne auto. Syn rodził się 2000 km od Poznania, w Wielkiej Brytanii, na północy tego kraju. Pięć dni po tym, jak zaczął oddychać płucami, przyleciałem do Polski, dwa dni później byłem już z synem, przejechawszy całe 2000 kilometrów świeżo zakupionym, wspaniałym, najukochańszym autem – dwunastoletnim Volkswagenem Passatem 1.9 tdi. Silnik w roku produkcji zapewne prezentował moc, jaką ma w papierach (110 KM), obecnie, kiedy samochód ma lat 23, można oczekiwać nieznacznego spadku mocy.
Cała podróż była przyjemnością, auto ciągnęło po niemieckich autostradach, jakby było u siebie, tam, gdzie nie było ograniczeń jechałem zawrotne 185 km/h. Nie zawiódł mnie w ogóle, nigdy. Ani wtedy, ani potem, przez całe 11 lat nigdy nie stanął na trasie, nigdy się w niej nie zepsuł. Nawet wtedy, gdy celnicy w Dover po uprzejmym zapytaniu, czy przewożę alkohol/narkotyki/papierosy i mojej równie uprzejmej przeczącej odpowiedzi dodali tak samo miło, że sami sprawdzą i wyjęli mu kanapę.

Następne 11 lat, całe życie obu moich synów, passat spędził z nami. Nie były to łatwe lata, więc mocno odbiły się i na nim. Cały ten czas spędził na dworze (czy wyobrażacie sobie jakikolwiek inny sprzęt – pralkę, lodówkę, nie wiem, telewizor, rower), który stoi na dworze w temperaturach od -30 do +37 (pamiętne lato 2018 albo 2019, nie pamiętam), w słocie, wietrze, ulewie czy gradzie i uruchamia się zawsze za pierwszym razem? No właśnie. A passat ma te warunki w pompowtryskiwaczach.

Nie oznacza to jednak, że wszystko jest bez zarzutu. Przeciwnie nawet, codzienne życie z nim stało się na starość (jego, nie moją!), na tyle frustrujące, że brak mi już energii, by się o niego martwić. I to mimo że mój młodszy syn płakał, jak tata powiedział, że będzie sprzedawał. Poniżej lista wszystkich usterek, o jakich pamiętam i wiem:

1. Auto miało przegląd robiony 20 czerwca. Przegląd robi od lat pan służbista, więc ucieszyło mnie, że powiedział, że zawieszenie i hamulce oraz wszystkie lampki i klaksony bez zarzutu, ale muszę wymienić osłonę przegubu. Koszt jest niewielki, bo osłonę wymieniałem dotąd ze dwa razy, to około 100-150 zł ze wszystkim.

2. Cała lista usterek wynikająca z kłopotów z modułem komfortu. To jest w ogóle ciekawa historia – pewnego dnia passat zaczął świecić całą dostępną feerią świateł – zewnętrznych i wewnętrznych, a ma ich kilka. Dodatkowo z niezrozumiałych przyczyn zaczął trąbić swym alarmem. Pojechałem do mechanika i dowiedziałem, że oto moja limuzyna ma moduł komfortu. To taka skrzynka, która (powtarzam za mechanikami) odpowiada za światełka, szyby, alarmy chyba i jeszcze parę innych pierdół). Otóż (jest to podobno niewielka wada konstrukcyjna modelu) w przypadku nieoczyszczania jakichś kanalików, które nie wiem, gdzie są, moduł ten może się zalać. Mechanik wymienił mi zalany moduł komfortu, oczyścił kanaliki i wio. Ale w tym roku passat zaczął uparcie świecić lewymi kierunkowskazami, okazało się, że to ponownie zalany moduł. Mechanicy oczyścili, osuszyli, ale nie wymienili – na razie hula, ale jak zostawiam auto bez nadzoru na kilka dni, wolę odłączyć mu akumulator, bo nie wiem, co mu strzeli do głowy.

3. Skoro już jesteśmy przy elektryce – nie działa centralny zamek. Ba, nawet mechaniczne zamki w drzwiach nie działają wszystkie. Dawno temu przestał działać pilot w kluczyku. Potem przestała się świecić lampka przy zamku w drzwiach kierowcy. Potem włożenie kluczyka do drzwi przestało otwierać wszystkie drzwi. Próbowałem to naprawić, ale mechanicy mówią, że za dużo babrania. Obecnie więc działa zamek w bagażniku i drzwiach kierowcy. Ten w drzwiach kierowcy otwiera drzwi kierowcy, żeby otworzyć resztę drzwi należy, jak za starych dobrych lat, ciągnąć za klamki wewnętrzne. Zamek w drzwiach pasażera nie działa. Co ciekawe natomiast, zamek w klapie bagażnika otwiera również drzwi kierowcy. Dodam, z kronikarskiego obowiązku, że zamek bagażnika przy przekręcaniu kluczyka wydaje rzężący odgłos. To normalne.

4. Od wielu lat świeci się kontrolka poduszki powietrznej. Nie przeszkadza to w niczym, pytałem, podobno jakiś bezpiecznik czy cóś, można sobie zrobić. Albo zakleić ciemnym plastrem, wtedy nie widać.

5. Przednia szyba posiada urocze pęknięcie. Taki brylancik. Purystom zapewne będzie przeszkadzać, bo kiedyś mechanik mnie okrzyczał, że mam mówić o takich pęknięciach, bo potem klienci oskarżają mechaników, że oni owo pęknięcie zrobili.

6. Nad przednią szybą swego czasu zaczęła pojawiać się rdza i podczas silnych opadów woda dużymi, acz nielicznymi kroplami wdzierała się do wnętrza auta w okolicy osłony przeciwsłonecznej pasażera. Mechanicy kilka lat temu bardzo profesjonalnie zakleili całą tę linię nad szybą i od wielu lat problem nie występuje, aczkolwiek po tej przygodzie pozostały mi przebarwienia na tapicerce dachowej. Jak fraktale.

7. Po silnych deszczach odrobinę wody można też znaleźć za fotelem kierowcy. Nie wiem, jakim cudem.

8. Rdza pojawia się minimalnymi ogniskami tu i ówdzie, póki co niegroźnie.

9. Szyba pasażera z przodu piszczy jak zarzynana podczas otwierania i zamykania (elektrycznego!). Po deszczu nie piszczy.

10. W radyjku (kaseciak!!!) brakuje jednego dynksa, zupełnie niepotrzebnego, nigdy nie wiedziałem, do czego służył.

11. To chyba wszystko z tych drobnostek… Teraz najgorsze. Poważnie. Jak wiadomo tdi oznacza TURBO diesla. I właśnie o turbo się rozchodzi. Jest to dla mnie mityczne urządzenie, które ma jakieś łopatki i one się kręcą i potem passat lekko dymiąc wchodzi w nadświetlną. Tyle teorii. Moja turbina była już regenerowana, a od pewnego czasu przy przyspieszaniu wydaje odgłos, jakby łopatki niekoniecznie chodziły po dobrej trajektorii. Mechanik potwierdził, ale powiedział, że nie opłaca się naprawiać, bo to koszt niemal jak samochodu – około 1500 zł. Zapytałem bezradnie, co mam robić, ale spodziewałem się, co mi powie, bo już kiedyś mi powiedział, że zabytki też można naprawiać, ale to duży koszt i lepiej sprzedać. Powiedział też, żebym sobie jeździł do śmierci – mojej lub turbiny. Więc jeżdżę, bo passat dalej odpala od razu, silnik mruczy cicho, przyjemnie dieslowsko klekocze, ale turbina jest głośna i grozi zepsuciem. Jeżdżę, jak wspomniałem, ale po mieście, bo w razie czego koszt holowania mniejszy i prędkości nie te. Turbina w mieście zresztą nie jest tak bardzo potrzebna. Ale tak, trzeba to wyraźnie zaznaczyć – szczęśliwy nabywca musi się jakoś odnieść do kwestii zepsutej turbiny.

12. Zajrzałem ostatnio pod maskę, silnik brudny olejem trochę, co mnie zdziwiło. Dodaję jako nowość.

13. Jak go kupowałem, dowiedziałem się, że miał lekką stłuczkę z prawego przodu, nic groźnego. Ja dołożyłem dwie, a właściwie trzy – w lewe tylne drzwi wjechał nam Citroen Saxo, ale śladu nie ma. I kiedyś podczas ruszania spod świateł w dupkę wjechał nam Peugeot 406. Ślad pozostał lakierniczy, bo zamalowali to jakoś mało profesjonalnie. I ta trzecia – po wizycie u dentystki i znieczuleniu wsiadłem i niegroźnie przydzwoniłem podczas ruszania z parkingu (nie powinienem po znieczuleniu, wiem to już bardzo dobrze) w prawe przednie nadkole, urocze wgniecenie widoczne jest do dziś. A tak w ogóle ciekawe, że niemieckie auto atakowały wyłącznie francuskie, co nie?

14. Przy okazji tej stłuczki z przodu (nie za mojej kadencji), wymieniono mu przedni prawy reflektor. Lewy był więc oryginalny, ale na starość zaszedł mgłą i trzeba go było wymienić, bo mi pan nie chciał dać przeglądu. Wymieniłem ze dwa lata temu.

15. Tak myślę, co by tu jeszcze z usterek – passacik ma automatyczną skrzynię biegów. Jest cudowna i nigdy nie było z nią żadnych problemów, bardzo ją kocham. Kiedyś wypadał z niej taki guzik, który pozwala te biegi zmieniać, ale od kilku lat nie wypada. Może mechanicy zrobili, bo ich wkurzało. Warto jednak jeszcze raz podkreślić – passat w automacie z uszkodzoną turbiną. Chyba trudno o większego klasyka.

16. Tapicerka jest stara, bodajże 23 letnia. Wyobrażacie sobie, że macie w domu 23 letnią kanapę? No właśnie. Tak też wygląda ta wewnątrz auta. Może nieco lepiej.

17. Lakier. Potencjalny nabywca kupuje auto w wyjątkowym kolorze – biel. Ale naprawdę ładna biel. Auto w ogóle zostało pod tym względem wyjątkowo skomponowane – jest całe białe, również błotniki i te boczne ochronki, co są na drzwiach (jedna się odgina). Też tylne lampy. Wspomniany już lakier miał na całej swojej powierzchni jakąś chyba folię ochronną. Teraz nie ma na całej powierzchni, ma na większości, a gdzieniegdzie ona sobie odeszła, odchodzi.

18. Osłona korka wlewu paliwa była otwierana ładnie guziczkiem ze środka auta. Tak uroczo odskakiwała. Obecnie guziczek ma funkcję wyłącznie ozdobną, a osłona lekko sobie odstaje nie zamknięta do końca. Ta usterka ma wymiar praktyczny – z zatrzaśniętą osłonką nie mogłem nalać paliwa, a bez paliwa – wiadomo.

19. Reasumując usterki – najgorsza sprawa to turbina, bo nie pozwala cieszyć się wolnością i wiatrem we włosach na długich trasach. Oraz moduł komfortu, który jest trochę jak bomba zegarowa, tylko taka mało groźna.

Dodatkowo informacyjnie – plastiki w środku mają 23 lata. Także ten. I ten wskaźnik co zawsze powinien pokazywać że się silnik chyba rozgrzał do 90 stopni, no właśnie ten wskaźnik prawie nigdy tego nie pokazuje, niemal zawsze pokazuje mniej. Z rzadka, w upały dobija do 90. Uf.

Tak, uf. Teraz najlepsze, czyli co działa i jest super. Naprawdę starałem się wypisać całe zło, mam nadzieję, że mi się udało.
To jest cudowny samochód, naprawdę. Przede wszystkim działa, jeździ. Dodatkowo zimą bardzo szybko dmucha ciepłym powietrzem i robi się cieplutko, przyjemnie, a latem automatyczna klimatyzacja bardzo przyjemnie chłodzi. Dodatkowo:

Ma bardzo ładne, regulowane podświetlenia zegarów. Można sobie przyciemnić lub rozjaśnić. Tonacja – zielona.

Ma lampki w osłonach przeciwsłonecznych. Bardzo przydatne, jak ktoś łysy jak ja chce sobie poprawić coś na twarzy.

Ma podwójny trzymak na kubki. A, właśnie – z tyłu też jest, ale zepsuty, no rozwalony kopnięciami dzieci chyba.

Ma z tyłu podłokietnik. I z przodu też. Oba można podnieść i dzięki temu być w bliższej relacji z pasażerem/pasażerką na siedzeniu obok.

Ma pełną elektrykę wewnętrzną – szyby, lusterka, wspomniana klimatyzacja.

Ma lędźwiowe podparcie w fotelu kierowcy i pasażera chyba też, ale tam nie siedzę.

Ma składane i dzielone tylne siedzenia, co w połączeniu z dużym bagażnikiem pozwoliło mi przewozić nim bardzo dużo tzw. gabarytów. Oraz, w przypadku totalnej destrukcji zamka centralnego – dostać się do wnętrza przez bagażnik.

Poprzedni właściciel zrobił w aucie dodatkowe zabezpieczenie przed kradzieżą – guziczek ukryty w tajnym miejscu. Bez jego naciśnięcia wajcha zmiany biegów nie dawała się ruszyć z pozycji P. Nie korzystam z tego zabezpieczenia od lat, bo obawa o kradzież niewielka.

Ma pełnowymiarowe koło zapasowe pod podłogą bagażnika. Można wyjąć i włożyć tam, nie wiem, czajnik. O, właśnie – jeździ na oponach wielosezonowych, bo zimy w Poznaniu nie są zbyt ostre ostatnimi czasy. Kwestia opon przypomniała mi jeszcze jeden plus i, niestety, 20 minus. Najpierw plus:

Ma alufelgi od Audi. Szesnastocalowe. Miał też na każdym kole osłonkę śrub z logo Audi, ale usłużny obywatel Rzeczpospolitej postanowił mi trzy z nich zarąbać, więc czwartą zdjąłem sam. Czemu wziął tylko trzy – nie mam pojęcia. Może mu się spieszyło.

20 minus – koła nie trzymają ciśnienia jakoś szałowo. Raz na dwa tygodnie sobie jadę na stację benzynową i uzupełniam ciśnienie w przednich kołach, najczęściej w prawym przednim. Żaden problem. Wracamy do plusów:

Lusterko wsteczne ma funkcję przyciemniania, niestety manualną, ten model nie ma samościemniającego się lusterka. Trzeba nacisnąć.

Z fotela kierowcy można otwierać lub zamykać wszystkie szyby. Albo zablokować dzieciom możliwość otwierania ich z tyłu. Very nice.

Powtarzam, bo to jest bardzo duży plus – automatyczna skrzynia biegów. Można sobie jechać do pracy zimą w ciepłym aucie, jedną ręką prowadzić, a drugą popijać kawkę z Żabki czy herbatę z termosa.

Przebieg – 255 000 km. To plus, bo jest on prawdziwy i jak na 23 lata ledwie sześciokrotne okrążenie planety wzdłuż równika jest rezultatem mizernym.

Wszyscy Ci, którzy kochają kasety magnetofonowe będą zachwyceni – można. Mam nawet taką przejściówkę, że wkłada się do radia kasetę, z której wystaje kabel. Kabel wkładamy do gniazda słuchawkowego w telefonie i proszę – Spotify, YouTube, mp3. Niestety kaseta ostatnio piszczy, ale można nową kupić w Carrefourze. A bez kasety – 12 programowalnych stacji radiowych, których możemy słuchać na 8 naprawdę niezłych głośnikach – cztery z przodu, cztery z tyłu.

Och nie, przypomniał mi się mały minus. Mały naprawdę – plastiki wewnątrz były świetnie spasowane 23 lata temu. Nawet 5 lat temu. Ostatnio jednak zdarza się, że jak stoję na światłach na D(rive) i trzymam hamulec czekając na wyścig z rodakami (to taki passatowy Lanuch Control), to robią się głośniejsze. Czasem walę w nie z czułością dłonią, rzadziej rezygnuję z wyścigu i wrzucam N(eutral) lub (P)ark. To ostatnie rozwiązanie rzadziej, bo słyszałem legendę, że dobrze nie bawić się skrzynią co światła.
Z tym wyścigiem to nie było na poważnie. Ponownie do plusów:

Cztery poduszki powietrzne. Tę pasażera podobno można nawet odłączyć. Tylko ta kontrolka… (wada nr 4).

Schowek zamykany na klucz, w razie, jakby ktoś kosztowności passatem przewoził.

Miłość moich synów – obaj go lubią, uważają, że ma ładną linię, jest wygodny, duży i nie chcą, żebym go sprzedawał. Nasz Pasek ma też gdzieś w swoich cząsteczkach zapisane te wszystkie przygody, rozmowy, radości, smutki i rozpacze, podróże małe i duże.

Wiem, że ostatnich kilka lat nie byłem dla niego dobry, przestałem o niego dbać, ale on wciąż robi, co może, by dobrze mi służyć. To czasem wykpiwana, stara już, ale bardzo dobra i dzielna maszyna. Marzy mi się czasem, by niszowy koncern Volkswagen wziął go i wyremontował od podszewki. Tylko zaraz potem myślę, że to już nie byłby TEN passat. Więc jednak nie, podziękuję Volkswagenie. Wszystko ma swój czas.

Nie da się oczywiście wycenić wspomnień, ale zepsutą turbosprężarkę już tak. Cenę minimalną ustalam na 1500 zł polskich i zaczynam licytację. Proszę, nie wszyscy naraz, bo nie ogarnę. Dodam na zachętę, że passacik będzie miał tyle paliwa, że kontrolka rezerwy nie będzie się świecić. A działa ona dobrze, oj działa.
hologramus - Jestem na wykopie od ponad pięciu lat, ale niemal wyłącznie dla czytania...

źródło: comment_16062214765X4c9xSpAiEx41PT3CicJX.jpg

Pobierz
  • 2
  • Odpowiedz