Wpis z mikrobloga

W poniedziałek dzięki duże dawce ,,znajomości,, moja żonka trafiła z migrenowymi bólami głowy na oddział powiatowego szpitala. Dwa tygodnie wcześniej tak ją ,,coś,, wzięło że tydzień z łóżka wstać nie mogła a potem nieustający, tępy ból głowy.
Pierwszy dzień wymaz i izolatka do czasu powrotu wyników,a na sali jest jeszcze jedna pani z czerwonej strefy której pobrano wymaz godzinę wcześniej,ale o dziwo, obydwie próbki są wysyłane do innego laboratorium.
Drugi dzień 16:00 wchodzą do izolatki kosmici. Pakują wszystkie żonki rzeczy do czerwonych worków i szybko przenoszą ją do sali obok z jednym łóżkiem. Okazuje się że pani towarzyszka niedoli z poprzedbiej sali ma plusik na teście!
Dzień drugi i juz wiemy że ze szpitala oprócz badania obrazowego głowy wyniesiemy 10 dni kwarantanny.
Trzeci dzień : coś się dzieje,przyszły wyniki krwi z wczoraj,wszystko ok.
Czwart dzień: o 20:00 żonka ma rezonans magnetyczny głowy. Tak,miał być rezonans ale lekarz po objawach najpierw chce zrobić tańszy tomograf. (Czy odwrotnie)(Gdybym wiedział że tam siedzi 4 dni dla badania za 400zl to wiecie...)
Dzień piąty: Wypis o 14 blabala bla..żonka okaz zdrowia i szczęśliwi
Morał: Jak ma być #!$%@? dobrze w służbie zdrowia,skoro po znajomościach proste badanie obrazowe głowy trwa w szpitalu 4 pełne doby??!!
Kto za to płaci? Ona jeszcze covidowa to pewnie rachunek za jej ,,leczenie,, to będzie z pierdylion cebulionów. Brak słów.