Wpis z mikrobloga

Specyfiką miasta Wrocław jest to, że jego mieszkańcy są "bez właściwości", są jakby wypłukani ze wszelkich przywar narodowych, jak na przykład "poznańskie skąpstwo" czy "góralskie cwaniactwo"...

Wrocławianin przybył na ziemie Dolnego Śląska z każdego możliwego rejonu Polski, głównie z Polski Centralnej, ale również z terenów Kresów czy Poznania i przez te 75 lat wymieszał się do swoistej masy, wypłukując z siebie wszelkie regionalizmy, wszelkie naleciałości i gwary.

Jesteśmy takim tworem "Polaka idealnego", gdzie skotłowały się w 3 pokoleniach cechy, dające obraz człowieka raczej sympatycznego, odartego z warszawskiej arogancji, ciekawego świata, zwróconego bardziej w kierunku Zachodu, niż oglądającego się w kierunku skostniałego konserwatyzmu, unoszącego się nad Polska Wschodnią

I taki jest dzisiejszy Wrocław - miasto dające wolną rękę do samorealizacji wciąż napływającej tu świeżej krwi, nieustannie przybywającej z każdego kąta Polski, Europy i Świata. Miasto lubiane, bo idące w swoją stronę, starające się wyrwać z polskiej gnuśności, wzorów szukając raczej w Wiedniu niż w Warszawie, miasto które poza pracą, uczy też mieszkańców, że weekend się tu zaczyna w czwartek i że nie ma nic przyjemniejszego, niż napić się dobrego piwa czy kawy w ulubionym pubie, zwalniając na chwilę przed dalszymi wyzwaniami.
( ͡° ͜ʖ ͡°)

#wroclaw #polska
  • 18
  • Odpowiedz
@Jud-Suss: Zgadzam się z Tobą Mirku, ale nie użyłbym słowa "wypłukany". Może się kojarzyć pejoratywnie.
Dodatkowo, nie możesz zapominać, że Dolny Śląsk przez wieki był czeski, polski, austryjacki i niemiecki. Po drugiej wojnie światowej Polacy nie przybyli do próżni. To również wpływa na postrzeganie świata. Dzisiaj, o wielu zabytkach nie mówi się "czeskie" czy "niemieckie", ale "nasze", "wspólne".
  • Odpowiedz
@bocznica: Od 1526, bitwy pod Mohaczem, Królestwo Czech (którego Wrocław był integralną częścią), było dziedziczną dziedziną Habsburgów. Od tego momentu nie musieli rywalizować o czeski tron, de facto Czechy stały się częścią Austrii. Związek tych dwóch państw to było znacznie więcej niż tylko unia personalna.
Austria straciła Wrocław na rzecz Prus dopiero w roku w roku 1742 po zakończeniu wojny o sukcesję austryjacką.
  • Odpowiedz
@Jud-Suss: To prawda, że nigdzie nie usłyszysz czystszego języka, niż we Wrocławiu. Z racji pracy dużo rozmawiam przez telefon, i często słychać skąd ktoś dzwoni. Nawet Warszawiacy mają specyficzny akcent i ton głosu.
Wiele też jest naleciałości w zależności od tego, kto prowadził daną parafię kościelną. Przykład?
U nas na podwórku, mówiło się "chodźmy na parafię", chociaż to stwierdzenie typowo Poznańskie. Na ziemniaki część ludzi mówiła "pyry". Kiedy dużo ludzi stało
  • Odpowiedz
@Dzaa88: Podane przez ciebie przyklady funkcjonuja tez we WRO, ale to regionalizmy, ktore sie tu przyjely. We WRO "berza" to dworzec. "Menel" spokojnie uzywany. "Parafia" to oczywiscie dzielnica. "Wiara" nie istnieje we WRO, tak samo jak nie ma tutaj "fyrtla", ktorego musialem az sprawdzic znaczenie w slowniku xD No i oczywoscie "wyjdz na pole" to jakas abstrakcja xD
  • Odpowiedz
@Jud-Suss: Wiara jest używana, tylko w określonych dzielnicach. A przynajmniej była. Napisałeś "Menel", a ja mowie o "Sztajmesie", którego znaczenia nie rozumie pół kraju :D Wyjdź na Pole mnie mega zaciekawiło w Krakowie. Są nawet spiny o to z resztą kraju. Bo "Szlachta" wychodzi na dwór, a "Chłopi" na pole :D
No i Rzeszowkie "O" na końcu. Byłem u znajomych, i ich rodzice od zawsze na tej ziemi.
"Chodźcie to, bo
  • Odpowiedz
@Dzaa88: Tfu, moj blad, wybacz, pisze o "menelu", mysle o "sztajmesie" - przynajniej w moim domu "sztajmes" jest normalnie uzywany. Ale z "wiara" i fyrtlem" spotkalem sie dopiero, gdy pogadalem ze znajomym z Poznania. Mysle, ze wroclawianie sa w tym wypadku bezproblemowi w komunikacji, bo nie maja swoich nalecialosci i mowia klarownie polszczyzna "slownikowa". Choc u mnie w domu np. matka mowi, ze ziemniaki, jak sie gotuja maja sie "pyrlic" (to
  • Odpowiedz
@Jud-Suss: Pyrlić nie znałem - serio.
Taka krótka anegdotka. Kiedyś byłem u rodziny na Podlasiu. I mówi do mnie wujek, żebym naniósł ziemniaków ze sklepu. No to idę. Wioska zabita dechami totalnie, ale szukam tego sklepu. Wracam po 20 minutach, wujo mnie szukał - mówie mu, że żadnego sklepu nie ma we wsi. Ten mnie nie rozumie, jakby rozmawiał z debilem. Prowadzi mnie do stodoły, otwiera właz - "wczoraj Ci pokazywałem,
  • Odpowiedz