Wpis z mikrobloga

Dziś kolejny wpis z krótkiej przedwyborczej serii mającej zobrazować na konkretnych przykładach, że reelekcja Dudy wcale niekoniecznie musi być czymś, co sobie po prostu przeczekamy i następnie zmienimy władzę na coś lepszego, co będzie nam odpowiadać.
Część pierwsza, zachęcam do zapoznania się chociażby ze wstępem (tutaj już nie będę się na ten temat rozpisywał, skoro zrobiłem to tam).

O tym jak łatwo można się przeliczyć na podejściu "nie ma mojego kandydata, więc nie ma sensu głosować, bo na mniejsze zło na pewno nie zagłosuję", jak zwykle przekonamy się na przykładzie węgierskim.

Przed lekturą, informacyjnie: węgierski parlament jest wybierany w wyborach mieszanych, każdy wyborca oddaje dwa głosy, jeden na listę ogólnokrajową, drugi w jednomandatowym okręgu wyborczym. JOWów jest 106, listom partyjnym przypada 93 miejsca. Miejsca z list partyjnych są przeliczane metodą D'Hondta, a od niedawna wybory w JOWach są rozstrzygane w jednej turze, zamiast w dwóch.

Niebezpieczeństwo w pozornie niewielkich i kosmetycznych zmianach dotyczących ordynacji wyborczej.

Skoro w tych wyborach nie mam kandydata, który odpowiadałby mi swoimi poglądami, to nie ma dla mnie znaczenia, kto wygra. Nikt z nich nie będzie mi odpowiadał światopoglądowo i programowo, więc zostanę w domu i zagłosuję dopiero w następnych wyborach, gdzie najprawdopodobniej, taką osobę już znajdę. Zagłosujesz na pewno, tylko pytanie, jakie znaczenie będzie miał ten głos.

Raczej nikogo nie dziwi, że od czasu do czasu pojawiają się głosy, że ordynacja nie jest optymalna, że potrzebujemy zmian - czy to w okręgach wyborczych, czy to w sposobie przeliczania mandatów, czy to np. wprowadzając ordynację mieszaną. Część z nas zapewne się z takimi głosami zgodzi - fanów niemieckiej ordynacji mieszanej jest garstka, aczkolwiek już większa grupa widzi zagrożenie w metodzie D’Hondta, która jest matką samodzielnych rządów PiSu od 2015 roku. Część z nas nawet by poparła kwestię lekkiej korekty obwodów, aby uwzględnić wyludnianie pewnych obszarów oraz przyrosty ludności w innych częściach kraju i z tego powodu poprawić nasz system, aby był bardziej sprawiedliwy i proporcjonalny. Problem jest jeden - w przypadku takich zmian trzeba dokładnie wiedzieć, co się de facto zmieni i jakie będzie miało to konsekwencje. Przyjęcie przez opinię publiczną bez większego zainteresowania takich zmian to widmo istnej katastrofy. Skuteczność precedensu oczywiście zaprezentował nam Fidesz.
1. Wiedząc, że opozycja pomiędzy sobą jest podzielona, a ich możliwości szerokiej współpracy są bardzo niskie, solidnym ciosem była likwidacja dwóch tur w okręgach jednomandatowych. Rozbicie głosów opozycyjnych na różne opcje grzebie szanse na wiele mandatów, które dałoby się Fideszowi wyrwać w drugiej turze - dla zobrazowania, podobny rezultat miałoby nieodbycie się drugiej tury wyborów prezydenckich bieżącego roku w Polsce. Dla opozycji byłaby to krótka piłka - albo oddajemy Dudzie urząd za darmo, ale chowamy dumę do kieszeni i zostawiamy jednego kandydata. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że na ten moment, Duda pierwszą turę wygra, ale w drugiej, gdy opozycyjne siły się zjednoczą, Duda może ponieść porażkę.
2. Zmiany w finansowaniu kampanii wyborczych. Złagodzenie warunków wysuwania kandydatów w JOWach miało na celu prostą rzecz - skoro już teraz opozycja jest podzielona i musi zawierać koalicje, to czemu by nie wrzucić do gry jeszcze jakiegoś miejskiego krzykacza, który opozycji trochę głosów zabierze i koniec końców dzięki temu wprowadzi posła Fideszu do parlamentu? System zrobił się bardzo hojny dla małych graczy, którzy wystawiali swoich kandydatów w małej liczbie okręgów w skali ogólnokrajowej. Efekty? Podczas jednej z kampanii, budżet wydał z publicznych pieniędzy ~4 miliardy forintów na finansowanie partii - udokumentowane wydatki to jakieś 10% tej sumy. Nikt nie wie, co się stało z około 3,5 miliarda forintów wypłaconych partiom na kampanię.
3. Manipulacja okręgami wyborczymi i stałe ich zmienianie bądź likwidowanie było największym pomocnikiem Fideszu oraz ogromnym skokiem na uczciwość wyborów. Z 176 okręgów zostało 106, a dzięki starannie śledzonej geografii wyborczej, zmiany granic okręgów dokonywały się w taki sposób, aby dać jak największy bonus Fideszowi. Efekt zmian? Fidesz, który stracił władzę w 2002 roku i odzyskał ją dopiero w 2010 roku, po ogromnym kryzysie politycznym na Węgrzech, w ordynacji w obecnym kształcie, nie przegrałby żadnych wyborów po 1998 roku. A przecież w 2002 roku i 2006 znajdował się w opozycji.
4. Fidesz dał możliwość głosowania Węgrom żyjącym w krajach ościennych na bardzo ugodowych warunkach. Gdy na Zachodzie Węgier często musi pokonać setki kilometrów i wydać kilkaset euro, aby oddać głos, w ościennych krajach głosowanie przechodzi bardzo sprawnie i bez żadnych problemów, bo może odbywać się listownie. I o ile już samo to jest dosyć niepokojące (bo wiadomo, z jakiego powodu jest taka różnica, oczywiście chodzi o fakt, że na Zachodzie Węgier przeważnie wybiera opozycję, w Rumunii wybierze Fidesz), to problem jest innego rodzaju. W trosce o bezpieczeństwo ościennych Węgrów, rząd nie publikuje listy tamtejszych wyborców ani nie publikuje liczby wyborców w podziale na kraje zamieszkania. W efekcie nie można zweryfikować prawdziwości setek tysięcy głosów. Wyniki głosowania podaje Narodowa Komisja Wyborcza, którą oczywiście kontroluje Fidesz. W przypadku sytuacji podobnej do naszej, gdzie wygrana kandydata opozycyjnego byłaby w zasięgu, ale przewagą kilkuset tysięcy, czy nawet kilkudziesięciu tysięcy głosów, wybory można by było bez problemu sfałszować, a nikt by nawet nie był świadomy, czy władza coś przy tym majstrowała, czy nie. I de facto mielibyśmy prezydenta wybranego przez władzę, a nie społeczeństwo.
Jest to szczególnie ciekawy punkt z perspektywy wyborów korespondencyjnych, które nam groziły w maju oraz niewykluczeniu, że obszary, w których liczba zarażeń będzie zbyt duża, wyborów w lokalach może nie być, a zdecyduje o tym Szumowski.

Jaki mają takie zmiany efekt w liczbach? W 2014 roku w wyborach do parlamentu, Fidesz zdobył 44% głosów, a Jobbik 20%. Fidesz zdobył 133 mandaty, a Jobbik 23.

Jak sprawnie dokręcić śrubę w obszarach, które nie dotkną rządu, a wybiją opozycji broń z ręki.

Ze względu na różne dziury w niektórych działaniach mających trzymać opozycję pod butem (np. możliwość zjednoczenia opozycji w JOWach, vide polski sukces z paktem senackim i odbiciem Senatu), czasem trzeba sobie pomóc innymi technikami, w taki sposób, aby zmiany w prawie były niepozorne, ale jednocześnie zabójcze dla opozycji.
Pod koniec poprzedniego roku Fidesz zrobił trzy poważne kroki, które wiążą opozycji ręce, jednocześnie będąc w stanie uniknąć szumu medialnego - bo dla wielu mieszkańców kraju, którzy są polityką niezainteresowani, zmiany nie są nawet zrozumiałe. Co takiego zrobił Fidesz?
1. Kluby parlamentarne muszą zachować nazwę 1:1 z tą, której używali podczas kampanii wyborczej. Oznacza to, że nie jest możliwe stworzenie szerszej koalicji, która w faworyzującym duże ugrupowania systemie D'Hondta wystartuje razem, by potem stworzyć np. dwa oddzielne kluby parlamentarne.
2. Klub nie może się podzielić w trakcie kadencji, a nawet nie może zmienić nazwy - jak raz się zabetonujesz, to siedzisz w takim składzie aż do samego końca.
3. Niezależni posłowie nie mogą dołączyć do klubów istniejących.

Co to oznacza? W największym skrócie, uderzenie we wszystkie sztuczki, których mogłaby próbować antyfideszowska opozycja, jednocześnie nie zmieniając niczego w kwestii, które dotyczą Fidesz. Całość zmian można podsumować krótkim "dziel i rządź".
Jeśli opozycja spróbuje utworzyć jedną listę krajową, gdzie według sił i szans na mandat porozkłada się swoich kandydatów, to w takim stanie będzie musiała siedzieć do końca kadencji. Przekładając to na warunki polskie - Lewica musiałaby trzymać się w jednym klubie z Konfederacją, bo jedyną alternatywą byłoby pozostawienie niezrzeszonych posłów lewicowych - którzy koniec końców nic by nie byli w stanie zdziałać, bo nie mieliby uprawnień klubu parlamentarnego i uprawnienia np. czasu wypowiedzi byłyby bardzo ograniczone.
Jeśli opozycjoniści będą próbować startować jako niezrzeszeni, nie osiągną niczego, bo po wyborach nie są w stanie stworzyć klubów - muszą pozostać niezrzeszeni. Znów, sytuacja jak powyżej.
Jeśli opozycjoniści się zbiją w bloki i nie wystawią w niektórych okręgach posłów (żeby startował tylko ten, który ma największe szanse), to i tak nie ma gwarancji wygranej (bo liberał będzie musiał głosować w niektórych przypadkach na socjalistę czy narodowca, więc będą problemy z mobilizacją), a poza tym, D'Hondt to wszystko zaora, bo Fidesz jako jednolite ugrupowanie będzie srogo promowany.

Wygrane wybory nie dają władzy.

Powyższe akapity i przykłady dosadnie podają problemy węgierskiej opozycji w próbach przejęcia władzy w kraju. Nawet w przypadku ogromnej koalicji od prawa do lewa, ciężko jest wygrać z Fideszem. Co by się jednak stało, gdyby Fidesz jakimś cudem wybory przegrał? Najprawdopodobniej w bardzo szybkim czasie wróciłby na swoje miejsce. Stałoby się tak dzięki rozmontowaniu bezpieczników ustrojowych i zapewnieniu sobie władzy nawet bez większości parlamentarnej.
Przykłady:

-Rada Budżetowa otrzymała prawo zawetowania uchwalonego przez parlament budżetu, a prezydent ma prawo rozwiązać parlament bezzwłocznie po uchwaleniu deficytu budżetowego. Oczywiście ma tylko takie prawo, a całkowitym przypadkiem rada otrzymała je po tym, jak Fidesz przejął nad nią kontrolę.
-Zlikwidowano Sąd Najwyższy, jego przewodniczącego usunięto ze stanowiska, a w jego miejsce powołano Krajowy Urząd Sądownictwa, którego przewodnicząca jest żoną jednego z założycieli Fideszu. Prokuratura oczywiście jest w rękach Fideszu.
-Z listy praw podstawowych wykreślono podmiotowość samorządów, a tym samym własność samorządową - w ten sposób praktycznie zabito samorządność lokalną i uzależniono samorządy od władzy centralnej.

Konkluzja

Zatrzymanie dominacji politycznej PiSu powinno być priorytetem każdej osoby o opozycyjnych sympatiach - niezależnie od tego, czy popiera się kandydata, który znajdzie się w drugiej turze, czy popiera się kandydata, który przygodę z wyborami zakończy na turze pierwszej. Jedno jest pewne - głos na mniejsze zło to dobrze wykorzystany głos. Wszystko to, co zostało opisane na górze, to realia węgierskiego systemu, do którego zmierza nasza władza. Zatrzymajmy ją, a ty idź na głosowanie, a jeśli masz możliwość zmobilizować np. niezbyt chętnie podchodzących do wyborów rodziców, to też postaraj się to zrobić. Może to być nie tylko najlepsza okazja na wybicie PiS z rytmu, ale też być może ostatnia okazja na to.

W następnym wpisie (mam nadzieję, że go znajdę czas i chęci, by go napisać) pojawi się kwestia czarnej listy tematów, z którymi trzeba się obchodzić specjalnie - bo potrzeba specjalnej zgody na publikację artykułu, być może coś o Sorosie i o samorządach oraz o zmianie zasad przeprowadzania przetargów. Później może jeszcze krótszy wpis o tym, jak Fidesz traktuje partie opozycyjne i jak skutecznie potrafi je poturbować. Zainteresowanych zapraszam do śledzenia wpisów.

#anatomiapopulizmu #postkomunistycznepanstwomafijne #neuropa #polityka #wybory
T.....i - Dziś kolejny wpis z krótkiej przedwyborczej serii mającej zobrazować na kon...

źródło: comment_1592491569urxhvFjVLpUlendQnho7Na.jpg

Pobierz
  • 13
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 36
@Topkapi: poslalbym ci brachu zgrzewke browca albo dobrego burbona za kontent, który tu zapodajesz. Pytanie czy trafia on do kogoś, kogo zmotywuje do działania... No ale jak mawiali radzieccy generałowie wsiech diewoczek... itd., tak więc trzymam kciuki za kolejne wpisy.
  • Odpowiedz
via Wykop Mobilny (Android)
  • 3
@Topkapi: fajny wpis, ale jest masa ludzi, którzy nie pójdą na drugą turę jak będzie Duda vs Trzaskowski. Trzeba mieć swój honor, kraj zawsze można zmienić.
  • Odpowiedz
ale jest masa ludzi, którzy nie pójdą na drugą turę jak będzie Duda vs Trzaskowski


@dafto: jestem świadomy i właśnie te posty mają zobrazować, co się może stać, jeśli się na drugą turę nie pójdzie.

Decyzję zostawiam każdemu do przemyślenia, ale we wpisie tym, czy poprzednim, są same konkrety o Węgrzech. Skoro jest szansa na odsunięcie tego procederu w czasie, a może nawet go pogrzebać, to chyba warto to zrobić,
  • Odpowiedz
@Topkapi: Warto jeszcze wspomnieć dla miłośników JOW-ów jak bardzo zrypany był to system nawet przed dojściem Fideszu do władzy. To własnie JOW-y dały mu większość konstytucyjną, kiedy z bodaj 53% głosów dostał... 97% mandatów w okręgach jednomandatowych.

To już nawet w okręgach proporcjonalnych dostał chyba coś ok. 57-60% z podobnej ilości.

W sumie nie wiedziałem, że odjechali oprócz tego jeszcze gerrymandering na taką skalę.
  • Odpowiedz
@Topkapi: Zapomniałeś jeszcze o jednej rzeczy. Niewykorzystane głosy z jowów przechodzą na listę partyjną. Jeśli przykładowo lewica postanowi odstąpić okręg liberalnemu kandydatowi, to nie zyska tych niewykorzystanych głosów. Jeśli uda się pokonać Fidesz w Jowach to on jako duża partia dostanie dużego bonusa w ramach tego systemu.
  • Odpowiedz