Wpis z mikrobloga

6. Sens życia

Pierwsza klasa gimnazjum, miałem trzynaście lat i byłem klasowym wyrzutkiem, z którego wszyscy się śmiali - zwłaszcza dziewczyny. To były pierwsze przebłyski, dzięki którym zacząłem dostrzegać, że jestem źle wykonanym detalem, który nie pasuje do maszyny. Czasem wystarczy raz okazać słabość i ciągnie się to za człowiekiem przez całą szkołę albo przez całe życie. Rodzice wysłali mnie do tego gimnazjum, ale nikogo tam nie znałem. Do tego byłem niski i chudy, a na dodatek matka kupowała mi ubrania.

Zastanawiałem się jak to jest, że inni rozmawiają ze sobą z taką łatwością. Że swobodnie czują się w towarzystwie dziewczyn. Pamiętam, to był może październik, kiedy na lekcji angielskiego (byliśmy podzieleni na grupy - mniej ludzi w sali) jakaś dziewczyna zapytała się mnie na głos dlaczego się nie odzywam. Śmiechu co niemiara. Pamiętam to dziwne uczucie paraliżu i miękkie nogi, bo zupełnie nie wiedziałem co odpowiedzieć, jak się zachować.

Podpierałem ściany na przerwach, udając, że piszę SMSy. Kiedyś klasowy banan zaczął śmiać się z mojej starej Nokii, więc wstydziłem się później używać tej komórki. Pamiętam też uczucie, kiedy dzwonek dzwonił na długą przerwę i stres związany z tym, że kiedy stoi się samemu na korytarzu, to czas leci wolniej i trzeba znosić szum rozmów i śmiechu normalnych ludzi. Przez trzy lata edukacji w gimnazjum tylko raz byłem w szkolnej toalecie, bo bałem się tam chodzić.

Ponieważ mam trudność ze zrozumieniem prostych poleceń, to moje oceny były bardzo słabe. Pierwsze zagrożenia, rodzice załamani, awantury po wywiadówkach. Nie chciałem chodzić do tej szkoły, ponieważ czułem się tam źle. Gry komputerowe pozwalały mi o tym zapomnieć. Nauczyciele nie byli lepsi od rówieśników. Nie zapomnę wizyty jakiejś pani psycholog. 50-letnia kobieta opowiadała o problemach młodzieży. Słuchałem spokojnie tego co mówi, a na końcu wypaliła do mnie tekstem dlaczego jestem taki cichy. Odpowiedziałem, że słucham tego, co mówi, ale po jej pytaniu podniósł się gwar, więc i tak nikt nie usłyszał mojej odpowiedzi.

Uważałem wtedy, że to oni, opowiadając o imprezach, piciu, jaraniu, dziewczynach, są niedojrzali. Z perspektywy czasu widzę, że każdy z nich świetnie sobie w życiu radzi: dobra praca, ładna dziewczyna, samochód, zdjęcia z wakacji za granicą. Ja jedyne co mam to recydywę depresji i świadomość przegranego życia. Rodzice i nauczyciele sprzedawali to największe kłamstwo, że trzeba być grzecznym i się dobrze uczyć. Te redy nie wynikały z potrzeby nauki, ale z potrzeby spokoju.

Przez długi czas myślałem, że chodzi tu, w życiu, o jakiś sens, jakąś podstawę, jakiś cel. Ale nie jest to prawda. Ludzie nie żyją z powodu. To wszystko jest sprawą wrażliwości. Człowiek rodzi się z potencjałem, którego rozwinie - albo nie. Najbliższe otoczenie to tor, który pozwala się rozpędzić - albo i nie. I taki rozwinięty, rozpędzony człowiek pokonuje kolejne szczeble, od budowania pozycji w grupie, przez pierwszą randkę, seks, pracę, własny samochód, mieszkanie...

Nie ma znaczenia co kto nazwie sensem życia, ponieważ jest to tylko konstrukcja rozumu, który jest wtórny wobec emocjonalnych pokładów, od których zależy jak człowiek sobie w życiu radzi. W towarzystwie szkolnym nie ma znaczenia ile trójkątów uda ci się znaleźć na teście IQ. Bez znaczenia czy poraża cię piękno muzyki klasycznej. Bez znaczenia czy zwracasz uwagę na błędy językowe i używasz zwrotów grzecznościowych. Znaczenie ma czy odpyskujesz komuś na zaczepkę. Znaczenie ma czy złapiesz za tyłek dziewczynę na domówce. Znaczenie ma czy bez żalu i strachu ściągniesz na egzaminie i intuicyjne sprawiasz wrażenie lepszego niż jesteś.

Gdybym wiedział to w pierwszej klasie gimnazjum to nic by to nie zmieniło. Ponieważ - powtórzę - to nie jest kwestia wiedzy, znajomości zasad. Albo to się czuje, albo jest się człowiekiem swobodnym, człowiekiem któremu chce się żyć i pokonuje kolejne szczeble - albo nie. Ja jestem w tej drugiej grupie. Nie chce mi się żyć, ponieważ wszystko i tak nie ma znaczenia. A nie ma znaczenia dlatego, ponieważ taki już jestem. Dwieście lat temu mógłbym zostać poetą - albo wiejskim głupkiem, który padłby od byle przeziębienia.

Dziś jestem tutaj. 27 lat, zero znajomych, zero kontaktów z dziewczynami. Taki już po prostu jestem. Jest mi tylko smutno, że czuję się samotny i nieustannie noszę świadomość własnej, negatywnej odrębności. Ale tak po prostu jest. Jedyne pocieszenie znajduję w myśli, że za ileś lat wszystkie te troski, smutek i samotność przestaną się liczyć i nadejdzie odpoczynek. To jedyna sprawiedliwość - a że opiera się na wyjściu z tego życia, to tylko świadczy o życiu.

#przegryw #dukatwychodzi
  • 20
  • Odpowiedz
Jedyne pocieszenie znajduję w myśli, że za ileś lat wszystkie te troski, smutek i samotność przestaną się liczyć i nadejdzie odpoczynek


@dukat: Przyjdzie i nie chodzi tu o śmierć tylko przywyknięcie do samotności i pogodzenie się z tym, że nie ma po co już walczyć
  • Odpowiedz
@dukat: zgadzam się, że społeczeństwo kompletnie zawodzi w przypadku wspierania osób, które borykają się z problemami związanymi z niską ekstrawersją, wysokim neurotyzmem itp. Uważam jednak, że znajomość zasad jest niezbędna do zmiany zachowania i myślenia. Samo poznanie zasad faktycznie nic nie da, ale jest pierwszym krokiem do poprawy swojego stanu.
  • Odpowiedz
@przegryw_wykopu: nie chce #!$%@?ć po niemiecku ale można coś ze SB robić ale nie ma pewności
Można iść na siłkę chodzić udzielać się wszędzie
Zawsze coś niż nie robięnie niczego
Ale nie ma pewności że będzie super j wgl
W dodatku i tak będzie ktoś wyzen
  • Odpowiedz
@elofrytki: kolega napisał że nic jego sytuacji nie zmieni bo taki już jest i tyle. Po co łudzić się że będzie lepiej, trzeba przyzwyczaić się i z tym żyć. Ja już przyzwyczaiłem sie do bycia 160 cm śmieciem bo wiem że 'siłka' nic mi nie da :-)
  • Odpowiedz
Dodam jeszcze tylko że można być skończonym śmieciem, ale być może taki śmieć ma coś czego wielu "normalnym" ludziom brakuje i chcieliby to mieć - zdrowie. A podobno zdrowie jest najważniejsze. Bo co ci po tym życiu, lataniu #!$%@? wie gdzie jak paskudny rak cie zabierze w wieku dajmy na to 29 lat i w mękach umrzesz?
  • Odpowiedz
@dukat: przesledzilem twoje wpisy
Dni zero od dawna stosuje z podziałem na sfery
Sfera ciała czyli trzymanie diety trening
Sfera mentalna czyli tinder Badoo wyjście na spacer pójście do pubu czy cokolwiek gdzie mam kontakt z ludźmi
I sfera kariery czyli praca studia itp żeby każdego dnia coś robić z tych sfer co mnie przybliży do sylwetki poznania kogoś czy posiadania siana

Jaki masz pomysł na SB? Może warto poćwiczyć podnieść
  • Odpowiedz
@dukat: To moze zacznij rozmawiac z ludzmi? Wiesz trudno jest oczekiwać efektów w stylu sylwetki Arnolda, samemu nic nie robiąc. Ja również nie pochodzę z "najłatwiejszej" rodziny/otoczenia, ale praca nad sobą pozwala ci spokojnie nadrobić braki i dodatkowo przegonić resztę.
  • Odpowiedz
  • 1
@dukat ciekawie się czyta, choć niezupełnie się zgadzam z niektórymi fragmentami. Dwa przykłady, czy trzy nawet. Przekolorowane powiesz i głupie ale nie szkodzi.
1. Einstein, jak można poczytać z biografii, oceny miał fatalne i pracował na poczcie.
2. Z rodzimego podwórka weźmy sobie byłego prezydenta, Lecha Wałęsę
3. Miałem tu jakiś konkretny fajny przyklad ale późno jest i wyleciało mi z głowy podczas pisania.

Z pewnością przykładów sukcesu jakkolwiek definiowanego (społeczeństwo definiuje
  • Odpowiedz