Wpis z mikrobloga

( ͡° ͜ʖ ͡°) brakowało mi gościa.
(jak ktoś jest zagubiony w mojej historii, to przeczytajcie to )

Nowe imię

- Więc jak będzie senatorze Gwardiusie?
- Jak w Holodrycie - odparł Volesus mrugając okiem do hologramu - Wstępnie jak najbardziej, handel jest zawsze dobry. Ale wie pan, obecna sytuacja geopolityczna, wojskowa, informacyjna, stosunkowa i tak dalej i tak dalej, nie pozwala mi wejść do sojuszu. Ale ta cała sytuacja - powiedział zataczając koło rękami - Jest strasznie dynamiczna i kto wie może jutro będziemy handlować marchewkami. W każdym razie jesteśmy w kontakcie co nie?
- Hmm. Myślę ze razem możemy ugrać więcej, ale to Pański wybór. Czas ucieka, proszę pomyśleć o Bellorum.
- A i jeszcze jedno, bo sithowie sobie nadają te fajne imiona. Więc proszę od teraz mi mówić Slant. Volesus Slant.
- Co to ma do? Dobrze, niech będzie panie ekhm Slant - jak tylko hologram się rozłączył Volesus głośno westchnął.
- A mogłeś być tym #!$%@? najemnikiem. No, ale czy jako najemnik miałbym to? - Volesus spojrzał w lustro, zaczesał swoje włosy i puszczając oczko do siebie wrócił do sypialni w której czekały trzy kobiety (w tym jedna niebieska).

Limbo, a nawet gorzej.

Cesarz Slantoro przechadzał sie po pustkowiu. Był ciekaw czemu żyje, bo bardzo wyraźnie pamięta moment swojej śmierci. I do tej pory nie potrafił znaleźć odpowiedzi na swoje pytanie. Może to była sprawka mocy, a może był tylko bardzo realnym tworem w głowie. Jedno było pewne, jego nowy współlokator nie był tak irytujący jak poprzedni i dzięki niemu mógłby zyskać odpowiedź.

Volesus wpatrywał się w bezkresne limbo, zapijając swoje smutki kolejnymi trunkami. Obecnie nie miał sił realizować swoje cele, które zresztą porzucił po przegranej. Niegdyś dumnie stojący cesarz bez oznak słabości, dziś zapijaczony menel.
- Długo będziesz się tak nad sobą użalał? - spytał Slantoro podnosząc butelkę z napisem "Pancernik" - 80% alkoholu, ciekawe.
- A kto mi zabroni? Czemu mam tego nie robić? Całe życie nic tylko starałem się świecić przykładem i prowadzić innych - Volesus urwał żeby dopić butelkę - Gdzie mnie to zaprowadziło? Przeze mnie upadła Republika. I przeze mnie upadnie Bellorum.
- Trochę za dużo sobie przypisujesz. Sam jeden nie powstrzymasz ani Sithów, ani tych co chcieli upadku Republiki. Nie jesteś bogiem, ja sam nim nie byłem, więc ty tym bardziej - odparł z przekąsem cesarz otwierając flaszkę.
- A powinienem. I bym mógł, gdyby nie moja niekompetencja.
- Co byś zrobił? Przerzucił zasoby Republiki na polowanie? Wspaniały prezent dla droidów i Huttów. Kto wie, może lepsi wygrali, a może moc tak chce.
- Aaa, ta. Moc. Przeklęte gówno do którego mają dostęp wybrani. Zresztą czemu ty tu jesteś, przecież cie zabiłem.
- Bardzo dobre pytanie - wzruszył ramionami Slantoro - Miałem nadzieje, że ty mi powiesz, ale z tego co widzę tylko chlejesz i mi przeszkadzasz. Jak chcesz sie zapijać to idź do baru.
- Jakiego baru? Jesteśmy w głowie, dookoła nas nic nie ma! To że prowadzimy z sobą rozmowę to jest totalna abstrakcja i dowód, że Kartezjusz #!$%@? myślał.
- O czym ty mówisz? Przecież mówię o tym barze - powiedział cesarz wskazując na stary budynek w oddali z szyldem z którego można było wyczytać "Podtyrem"

Specjalista

W barze panowały rozmowy, grała głośna muzyka, ludzie wznosili toasty. Wszystko to ucichło w momencie gdy Volesus wszedł do środka.
- Panowie - przywitał się kiwając głową, czym przywrócił gwar. Senator usiadł przy barze i zawołał barmana.
- Jednego "Maduka" poproszę.
- Dasz rade chłopcze? - barman zmierzył wzrokiem przybysza - Wiesz, że taka jedna butelka potrafi zabić?
- Taki jest cel - odparł posępnie Volesus i spojrzał na nadawany serial w telewizji.
Jest strasznie dynamiczna i kto wie może jutro będziemy handlować marchewkami. W każdym razie jesteśmy w kontakcie co nie?- zabrzmiał głos z odbiornika.
- Jest pan bardzo podobny do tego aktora, jesteście spokrewnieni? - zapytał barman.
- Niestety - westchnął Volesus.
- Bywa. Wie pan co? Proszę się częstować, na mój koszt - barman przysunął talerz z dziwnymi brązowymi owalami. Kiedy Volesus miał zakosztować przysmaku, usłyszał słowa płynące z telewizora.
Więc proszę od teraz mi mówić Slant. Volesus Slant.
- Więc proszę od teraz mi mówić Slant. Volesus Slant - powtórzył przedrzeźniająco głos za plecami senatora.
Stolik przy którym siedział mężczyzna ryknął śmiechem. Siedziało przy nim pięciu mężczyzn, w tym jeden bardziej leżał niż siedział. W większości przypominali typowych zbirów, jednak dwóch z nich, wyglądało całkiem normalnie. I właśnie jeden z nich spojrzał w oczy Volesusowi.
- O panowie kogo my tu mamy! Ale szycha zawitała w nasze skromne progi - powiedział podchodząc do baru - Panie barman, cytrynówkę dwa razy poprosim!
- A pan to? - zapytał Gwardius.
- Och, pan wybaczy, gdzie są moje maniery - postać wyszczerzyła swoje zęby - Proszę mi mówić Slant. Joseph Slant - stolik ponownie zaniósł się śmiechem i toastami.
- To jakiś żart?
- Och nie. Całkiem poważnie mówię. Może przedstawię panu całą paczkę. Slantownicy, najlepsi w mieście. Ten gruby to Brzuchacz, pozna każdy alkohol tylko po zapachu. Rok i gdzie zostało wyprodukowane. Ten mały to Szybki Bill. Jest szybki i jak trzeba to jebnie ze łba. No i ten szczyl to młody. Zajmuje się luciną, produkcja dystrybucja, a ten co leży do Madarra, komendant straży. Ma trochę słabą głowę. Dziewięć butelek "Portugalczyka" i już biedak rady nie daje. Jego specjalność to areszty na zlecenie, bez zlecenia zresztą też.
- A czemu pan się interesuje takim pijakiem jak ja?
- Po prostu lubię być w centrum wydarzeń, a nad panem zbierają się całkiem gęste chmury - Slant łyknął cytrynówki - Zrobimy tak, dam panu moje cv, a pan oddzwoni jak będę potrzebny - powiedział dając papierek Volesusowi.
- "Długoletnie doświadczenie w nieruchomościach. Zaawansowana znajomość biurokracji i wywiadu. A do tego prawnik, mówca motywacyjny, aktor, sprzedawca, właściciel gruntu" - przeczytał w podziwie Senator - Widzę że u pana dużo w życiu się dzieje.
- Nawet pan nie ma pojęcia – pokiwał głową Slant, przecierając ranę po kuli.
- "Inne osiągnięcia. Szeroko zakrojona inwestycja w górnictwo. Zabezpieczenie najważniejszego militarnego obiektu. Zostanie ułaskawionym z wyroku śmierci" - pokiwał głową Volesus - A jakieś porażki pan miał?
- Jedną - Slant spojrzał posępnie na kieliszek - Ale jest to największa porażka w całej mojej karierze. Nie zdobyłem złota.
- Złota, w sensie sztabek złota? Czy takim olimpijskim?
- I tak nie zrozumiesz - odpowiedział Joseph zapalając papieros - W każdym razie, ma pan papier, proszę dzwonić. Nie ma tego w cv, ale całkiem dobry jestem w obalaniu. I nie mówię tu tylko o alkoholu.
- Ile to będzie kosztować?
- Nic. Podoba mi się pańskie nazwisko. Gwardius. Brzmi nostalgicznie. Arrivederci panie Volesus - mrugnął Slant po czym wraz z barem rozpłynął się w powietrzu. Cesarz jeszcze raz spojrzał na cv i wzdychając rzucił butelkę za siebie.

#lacunafabularniestarwars #lacunafabularnieczarnolisto
  • Odpowiedz