Wpis z mikrobloga

A podzielę się dowcipną sytuacją, na którą dziś się natknąłem.
Podjąłem kolejne studia, i jako że ukończyłem już dwa kierunki to miałem zamysł, że pokrywające się przedmioty zaliczę "przepisaniem" pomimo tego, że uczelnie inne to zakres wiedzy podobny.
No i dziś szczyt przypadł na język angielski, który mam zaliczony po dwakroć. Okazało się, że nie spełniam przesłanek formalnych do przepisania (pomimo wielkiej chęci ze strony pani dyrektor centrum językoznawstwa), ponieważ nie zgadza się liczba godzin i tak dalej. Barwność tej sytuacji jest o tyle większa, że pracuję w języku angielskim i używam go codziennie do rozmów z ludźmi z Europy i USA, no i delikatnie rzecz ujmując komunikuję się (pracuję na stanowisku technicznym, rozwiązuje problemu w kontraktach za dość grube pieniądze, no generalnie nie mogę tam dukać tylko płynnie poruszać się po zagadnieniach mnie dotyczących).
Tak więc jutro podchodzę do egzaminu, ponieważ nie chodziłem cały semestr na zajęcia (IOS) to nie wiem nawet jaki jest jego zakres, dodatkowo będe musiał zrobić prace z okresu semestru - jakąś pisemną oraz wypowiedź ustną. Padło określenie biznesowy angielski, szkoda, że nie wstrzymałem rozmów ratujących kontrakt za pół mln $ w Bułgarii bo może udałoby się go lepiej uratować xD
  • 2
@veldrinn: Nie muszę ani się żalić, ani chwalić. Poprostu jest to miniatura polskiego systemu nauczania. Jaki to ma związek z własnym naprawianiem samochodu? Inna uczelnia (mająca autoryzację ministerstwa nauki, a więc odpowiadająca tym samym standardom państwowym) potwierdziła moje kompetencje, więc Twój przykład jest obarczony wadą.