Wpis z mikrobloga

Oto część szósta kampanii DND którą prowadzę, jest to zakończenie pierwszego rozegranego scenariusza:)

Część pierwsza
Część druga
Część trzecia
Część czwarta
Część piąta

Postacie:
Gandohar - elfi mag, przywódca
Shagar - półork barbarzyńca
Lia - łotrzyk, elfka
Vivi - mniszka, człowiek
Bjorn - krasnolud, wojownik
Erky - (NPC) gnom, kapłan

Ponownie opis został stworzony przez jedną z uczestniczek. Kto zgadnie przez którą? W dodatku są też dialogi opisujące interakcje między graczami:)

Kiedy rozbili obóz Erky zapytał Gandohara czy jest pewien, że powinni tu nocować. Mag nie wyczuł żadnego zagrożenia, jednak kapłan rozglądał się nerwowo kładąc się na swoim posłaniu. Drużyna wystawiła warty.Vivi będąc na swojej zmianie usłyszała kroki w korytarzu. Szybko obudziła wszystkich i po chwili do pomieszczenia wpadły dwa gobliny. Kapłan korzystając z ich zaskoczenia błyskawicznie rzucił się na jednego z nich dzierżącego topór. Drugi goblin widząc to szybko zawrócił do korytarza. Mniszka rzuciła się w pogoń. Zwinnie wyminęła pierwszego przeciwnika i pobiegła korytarzem. Niepewna w którą stronę uciekł oponent skierowała się w prawą odnogę korytarza. Ork i elfka również ruszyli w pościg. Mając bardziej wyczulone zmysły niż Vivi zlokalizowali uciekiniera w lewej odnodze. Shagar wyprzedził Lię i dopadł goblina w połowie korytarza. Mały stwór nie miał szans przeciwko szarży orka, tak samo jak jego pobratymiec nie miał szans wygrać z furią kapłana. Po tym krótkim starciu podróżnicy wrócili do snu.

Kilka godzin później prawie cała drużyna była wyspana i gotowa do drogi.
- Im dalej zagłębiamy się w te mury, tym gorzej się czuję - wyznał magowi Erky
- Hmm… to dziwne ja czuję jak moc magiczna przepełnia mnie w tym miejscu - odparł Gandohar
- Nasze moce mają różne źródła… Nie wiem ile jeszcze dam radę zgłębiać tą “króliczą norę”
- Ale chyba się teraz nie wycofasz? - zaniepokoił się elf
- Nie, nie… uleczę resztę i ruszajmy. Każda minuta w tym miejscu przyprawia mnie o dreszcze
Po szybkim posiłku zwinęli obóz i wrócili do sali z ziołami. Mag, kapłan i mniszka próbowali zidentyfikować rośliny ale nie rozpoznali ani jednego gatunku, więc postanowili je zostawić i iść dalej. Vivi otworzyła po cichu najbliższe drzwi. W niemal okrągłym pomieszczeniu znajdowały się 4 gobliny zajęte swoimi sprawami. Chcąc się wycofać do reszty drużyny, mniszka potrąciła odłamek skalny co zaalarmowało gobliny, które niewiele myśląc wybiegły z pomieszczenia i zaatakowały podróżników. Mag ustrzelił jednego w biegu ze swej kuszy. Bjorn próbując powtórzyć sukces towarzysza wystrzelił z łuku, jednak nie mogło się to to dobrze skończyć biorąc pod uwagę fakt, iż krasnoludy nie są tak biegłe w posługiwaniu się łukiem jak elfy. Strzała trafiła w plecy kapłana. Na szczęście nie była to poważna rana i Erky szybko ją wyleczył. Lia i Vivi sprawnie unikały ciosów, co nie było takie trudne zważywszy na to, że jeden z goblinów miał zeza, jednak skupione na uskokach same nie mogły wyprowadzić precyzyjnych ciosów. W końcu Shagar sfrustrowany przeciągającą się walką zabił jednym ruchem topora dwa gobliny i zaciekle rąbał ich truchła. Ostatni przeciwnik, ten który miał zeza, widząc to próbował się wycofać ale mniszka powstrzymała go kopniakiem w brzuch, a następnie roztrzaskała jego głowę kolanem. W pomieszczeniu nic nie znaleźli oprócz grzybów, którym przez chwilę przyglądał się Gandohar.

Vivi podeszła do kolejnych drzwi. Pomieszczenie za nimi było prawie identyczne jak poprzednie. Różniło się tylko kilkoma spalonymi roślinami. Mag przeszukiwał nadpalone gałęzie, kiedy coś na niego wyskoczyło. I jak krasnoluda pokochały szczury, tak Gandohar przyciągał ogniste robale. Mniszka i mag próbowali zabić napastnika, niestety z marnym skutkiem. Lia nie mając czystego strzału z powodu wąskiego przejścia próbowała przekraść się za plecami Vivi. Shagar znany z braku cierpliwość postanowił siłą utorować sobie przejście do potwora nie licząc się z tym czy uszkodzi swoje towarzyszki. Jednak natrafił na przeszkodę, którą okazał się łokieć elfki. Łotrzyk przywołał orka do porządku jednym ciosem w nos. Kiedy barbarzyńca starał się zatamować krwawienie, krasnolud tarzał się po ziemi ze śmiechu, a kapłan zasłonił twarz dłońmi i zastanawiał się jakim cudem taka banda idiotów jeszcze nie zginęła. W końcu Lia dostała się do pomieszczenia i momentalnie wyjęła długi miecz. Jednym płynnym ruchem przyszpiliła stwora do ziemi. Ten wijąc się w męczarniach odsłonił swój “brzuszek”. Vivi nie zmarnowała takiej szansy i rozdeptała robala. Po kilku minutach czyszczenia buta i nogawki z flaków pół - żywiołaka mniszka była gotowa do zbadania kolejnego pomieszczenia, jednak ork odepchnął ją i sam wparował do komnaty, która wyglądała identycznie jak poprzednie. Gandohar zaciekawiony płaskorzeźbami zapytał Bjorna
- Co o tym myślisz?
- Hmmm… nie znam się na sztuce ale wykonanie jest porządne
Do rozmowy wtrącił się Shagar
- Ja myślę…
- O to coś nowego - skomentowała, pod nosem Lia, opierając się o przeciwległą ścianę i spoglądając na orka z pode łba
- …, że są piękne. Ludzie się palą, tak jak będzie się palić karczma - wymruczał Shagar rozmarzonym głosem, wyobrażając sobie płonący budynek i karczmarza w jego wnętrzu
- Krytyk sztuki się znalazł… - wymamrotała Lia, splunęła i wyszła z pomieszczenia.
Reszta drużyny nie wiedząc jak skomentować wypowiedź barbarzyńcy poszła w ślady elfki i opuścili komnatę. Ork znów pozostawiony sam sobie zauważył drzwi prowadzące do bocznej sali i postanowił zobaczyć co się za nimi znajduje. W środku znajdowały się trzy szkielety. Stały tyłem do niespodziewanego gościa i widłami przerzucały ścięte rośliny. Z okrzykiem bojowym barbarzyńca rzucił się na przeciwników. Towarzysze słysząc odgłosy walki biegiem zawrócili. Pierwsza do pomieszczenia wpadła Vivi. Widząc, że ork ma problemy z trafieniem szkieletów, nie zastanawiając się zaatakowała pierwszego z brzegu. Niestety potężny sierpowy jaki spadł na szczękę jedynie uszkodził żuchwę potwora. Po chwili do walki dołączył również Gandohar, uzbrojony w morgenszterna oraz Bjorn ze swym toporem. Widząc swych kompanów Shagar zaryczał zdeterminowany i zlikwidował najbliższego szkieleta. Kapłan wychylając głowę zza ramy drzwi zaproponował przepędzenie agresorów, jednak reszta pochłonięta walką nawet nie usłyszała tej propozycji. Łotrzyk w końcu dobiegł do komnaty i stanął koło kapłana aby złapać oddech. W tym samym momencie Vivi chwyciła szkieleta za głowę i roztrzaskała ją o ścianę.
Widzę, że nie potrzeba tu mojej pomocy - wymamrotała Lia pod nosem

Zaproponowała kapłanowi zakład - kto ubije ostatniego z potworów. Erky odmówił, pochłaniając się z powrotem w swoich modlitwach. Krasnolud i ork współpracując zabili ostatniego szkieleta co pozwoliło drużynie na kontynuowanie eksploracji.

Mniszka zbliżyła się do kolejnych drzwi i ostrożnie je uchyliła, praktycznie od razu je zamknęła i powiedziała półszeptem do reszty.
- To znowu to wielkie bydle. Spróbujmy go zaatakować z zaskoczenia
Towarzysze pokiwali głowami na zgodę. Vivi ponownie powoli uchyliła drzwi, ale stwora już nie było. Nagle coś świsnęło w powietrzu i zderzyło się ze ścianą nad wejściem. Bugbear wyskoczył z olbrzymią kosą zza drzwi. Na szczęście Gandohar wykazał się nadludzką trzeźwością umysłu, bez zastanowienia rzucił czar oszołomienia na stwora, który chwycił się za głowę i zatoczył się lekko.Shagar korzystając z tej okazji wyminął przyjaciela i wbił swój topór w szyję potwora, a Bjorn dokończył dzieła, podcinając potwora i wbijając topór w jego klatkę piersiową.
- Cóż to nie do końca był atak z zaskoczenia, ale też ujdzie - skomentowała Vivi kopiąc truchło stwora.

Ork rozradowany łatwym zwycięstwem zaczął wykrzykiwać jakieś słowa w ojczystym języku. I ruszył do następnych drzwi krzycząc coś o “lokomotywie”. Reszta nie miała pojęcia co konkretnie Shagar miał na myśli, wzruszyli ramionami i ruszyli za rozentuzjazmowanym towarzyszem. Komnata do której weszli była przestronna i wypełniona rzeźbami. Na jej końcu stała statua smoka. Piedestał na którym stała opatrzono napisem z runów. Mag przeczytał zdanie na głos i kiedy skończył wypowiadać ostatnie słowo oczy smoka rozbłysły widmowym płomieniem. Gandohar poczuł jak napełnia go nieznana dotąd moc. Kiedy drużyna zachwycała się tą sceną, orka coś zzalarmowało. Cień statuy zaczął się przemieszczać, sunął po posadzce aż znalazł się na tyłach podróżników. Wtedy z podłogi wyfrunęło przerażające widmo. Shagar ryknął aby ostrzec towarzyszy ale niestety nie był dość szybki. Z samego tyłu stała Lia, zdążyła się jedynie odwrócić kiedy cień przeszył ją na wylot. Nie odniosła żadnych ran ale zatoczyła się jakby opuściły ją siły witalne. Widać było, że ledwie trzyma się na nogach, jednak nie zamierzała poddać się bez walki. Dobyła miecza i zamachnęła się na bestie, ostrze nie napotkało oporu. Elfka straciła równowagę i upadła na kolana. Ta walka mogła fatalnie się skończyć dla naszych bohaterów gdyby nie odwaga Gandohara. On jako jedyny był w stanie zadać jakiekolwiek obrażenia zjawie, reszta nie była zbyt pomocna. Ork i Vivi próbowali (nikt do końca nie wie dlaczego) palić worki i zniszczyć statuę smoka. Łotrzyk próbował się jakoś pozbierać. Nagle kapłan złapał się za głowę i zaczął wyć jakby był na torturach, Bjorn kombinował coś z runami. Mag rzucił zaklęcie kuli ognia kilkukrotnie i to wystarczyło aby zniszczyć cienistą istotę. Po chwili odpoczynku i dyskusji o tym, że Gandoharowi zabronione jest czytanie tajemniczych napisów bez wcześniejszego ustalenia tego z drużyną, ruszyli w dalszą drogę.

W następnym pomieszczeniu znaleźli poprzewracane półki. Lia znalazła księgę ze smokiem, oddała ją magowi ale nawet on nie wiele mógł z niej odczytać. Shagar miał własną technikę przeszukiwania, która polegała na odrzucaniu wszystkiego na boki, dzięki niej on i krasnolud znaleźli magiczne zwoje dla maga. Za kolejnymi drzwiami znaleźli schody prowadzące w dół, w kompletną ciemność. Postanowili, że ork pójdzie przodem, ze względu na jego umiejętność widzenia w mroku. Korytarz skręcał w prawo, a na jego końcu kilka grzybów rzucało słabe światło na parę drzwi. Pierwsze drzwi były zamknięte. Vivi, Lia i Shagar nie dali rady ich otworzyć, co zirytowało Gandohara, który użył czaru aby otworzyć zamek. W pomieszczeniu znajdowała się gleba i drzwi do pomieszczenia obok, które również oparły się sile orka. Postanowili wypróbować drugie drzwi. O dziwo nie były zamknięte. W środku czekały na nich cztery gobliny. Vivi zgniotła gardło pierwszemu przeciwnikowi. Lia rozbroiła drugiego, co wykorzystał Bjorn i zabił dwa gobliny jednym ciosem. Ostatniego stwora dopadł barbarzyńca. Niestety podczas walki kusza Gandohara się zacięła, przez co nieumyślnie postrzelił mniszkę w głowę. Na szczęście Erky szybko wyrwał strzałę z potylicy Vivi i zaleczył ranę. Przed drużyną rozpościerała się potężna grota, wypełniona lasem z cierni. Mag na jej końcu spostrzegł mur i czubek drzewa. Cel ich podróży już był blisko. Krasnolud usłyszał kilka drzewnych skaz przemieszczających się między krzewami i zasugerował odpoczynek zanim zmierzą się z kolejnymi przeciwnikami. Podróżnicy wycofali się do biblioteki, gdzie rozbili obóz. Oczywiście ork jako pierwszy zgłosił się do kapłana z prośbą, a właściwie to z żądaniem uzdrowienia go.
- Ty leczyć Shagara
- Że też muszę marnować modlitwy na orka… - burknął pod nosem Erky
Kiedy uporał się z barbarzyńcą zajął się resztą towarzystwa. Niestety na okresową utratę sił witalnych elfki nie mógł nic poradzić. Spoczynek przebiegł bez zakłóceń. Wypoczęci i gotowi do walki podróżnicy ruszyli do groty. Już przy wejściu zaatakowały ich trzy drzewne skazy. Niestety fluorescencyjne grzyby zdezorientowały maga do tego stopnia, iż nie mógł odróżnić potworów od zwykłych krzewów. Na szczęście Shagar, Vivi i Bjorn nie mieli problemu z rozprawieniem się ze stworami. No może nie do końca... Pod koniec walki topór orka wyślizgnął mu się z dłoni i wylądował w krzakach, co zmusiło barbarzyńcę do przedzierania się przez kolczastą roślinność. W tym czasie mag podsunął mniszce flakon ze “Smoczym oddechem”.
- Jeśli sprawy przyjmą nieprzyjemny obrót… to może być nasza ostatnia linia obrony. To niebezpieczna ciecz, dlatego chcę mieć pewność, że będzie w odpowiedzialnych rękach
- Możesz na mnie liczyć.
- Tylko nie mów Shagarowi, wiem, że chciał użyć jej do spalenia karczmy ale…
- Co wy rozmawiać o Shagar - zacharczał ork wychodząc spomiędzy krzewów
- Nic… poza tym, że o mało mnie nie zabiłeś - odparła szorstko Vivi
- To nie moja wina. Jucha drzewostworów śliska i …
- Dosyć gadania trzeba iść na przód, a nie sterczeć jak na tacy - przerwał mu łotrzyk
Drużyna ruszyła dalej. Po chwili napotkali kolejne cztery drzewne skazy, kiedy się z nimi rozprawili pojawiły się trzy kolejne. Nie były to trudne starcia, ale podróżnicy wiedzieli, że tracą przez nie cenny czas. Kiedy wreszcie dotarli pod mur, każdy czuł adrenalinę płynącą w każdej części swojego ciała. Kiedy weszli przez bramę ich oczom ukazał się niesamowity ogród, a w jego centrum na niewielkim wzniesieniu stało potężne drzewo - cel ich wędrówki. U jego podnóża stało kilka postaci, jedna z nich odwróciła się do nich. Był to nikt inny jak Belak - u jego boku stała olbrzymia żaba, kobieta i mężczyzna (w których Bjorn rozpoznał zaginionych ludzi: kapłankę Shawryn i Sir Bradforda)
- Witajcie podróżnicy! - powiedział starzec doniosłym i szorstkim głosem - z żalem informuję, że tu skończy się wasze poszukiwanie przygód - w trakcie jego wypowiedzi jego wojownicy, do których dołączyły dwie drzewne skazy, podeszli do bohaterów i ustawili się naprzeciwko nich.
- Jednakże, jest dla was nadzieja, przyłączcie się do mnie, a doświadczycie prawdziwej wolność i zapewnicie sobie miejsce w świecie, który zamierzam stworzyć!
- Mielibyśmy zostać twoimi marionetkami!? - oburzył się Gandohar
- Lepsze to niż śmierć… nieprawdaż?
- Co zrobiłeś tym ludziom! - zagrzmiał krasnolud
- A… masz na myśli moich suplikantów? Drzewo Gulthiasa “przyjęło” ich. Oszczędzę wam pytań… Jest to nieodwracalny proces, nie możecie im pomóc. Są w mojej władzy, podobnie jak “lignum semina”.
- Masz na myśli te drzewne potwory? Są powiązane z drzewem Gulthiasa? - zapytał elf, który jako jedyny zrozumiał słowa druida
- Tak, drzewne skazy wyrastają z nasion drzewa
- Czym ono jest? Emanuję mroczną energią...
Belak uśmiechnął się na te słowa i podszedł do drzewa i pogładził delikatnie jego korę.
- Piękne, czyż nie? Żywe choć martwe.... Dawno temu ktoś przybił wampira Gulthiasa do ziemi w tym właśnie miejscu. Drewniany kołek którym tego dokonano był jeszcze zielony i zapuścił korzenie. W ten sposób wyrosło Drzewo Gulthiasa, rozbrzmiewające mroczną pierwotną mocą dla tych, którzy potrafią z niej korzystać.
Zimny dreszcz przebiegł po plecach podróżników. Jednak Gandohar postanowił zadać jeszcze jedno pytanie.
- Owoce tego drzewa... co się z nimi dzieje i dlaczego są dwa rodzaje?
- Złaknionyś wiedzy, co...? Drzewo wydaje owoc dwa razy do roku. Owoc letni i zimowy. Jeden życiodajny, drugi śmierć niosący. Owoce daję goblinom aby rozsiały nasiona na powierzchni. Jednak są one podstępne i chciwe. Sprzedają owoce ludziom. Pozwalam im na to, gdyż nasiona i tak zostają zasiane przez tych głupich ludzi. Już niedługo dzieci Gulthiasa opanują powierzchnię i moje plany się ziszczą.
Zapadła cisza. Maga korciło aby zadać kolejne pytania ale bał się, że posunie się za daleko. Był i tak zaskoczony że druid z takim spokojem udzielał im odpowiedzi. “Pewnie myśli że bez problemu nas zniszczy” - pomyślał z goryczą.
- Czyli twoim planem jest opanowanie świata za pomocą zielska. Taaakk… tylko jakiś szalony zielarz będąc na grzybach mógł wpaść na taki pomysł.
Wszyscy zszokowani spojrzeli na mniszkę. Pewna siebie, stanęła koło maga i z wyzywającym wzrokiem patrzyła na Belaka. Ten z furią wbił swój wzrok w dziewczynę.
- Ty… - wysyczał
- Tak ja. Ta sama którą uwięziłeś i zostawiłeś na pastwę goblinów! Choć jak teraz patrzę na los jaki miał mnie spotkać... to cieszę się, że o mnie zapomniałeś
- Na szczęście mam teraz możliwość naprawić ten błąd. Zabić ich!
Słudzy druida ruszyli w kierunku podróżników. Vivi nie czekając aż przeciwnicy wykonają pierwszy ruch, podbiegła do wielkiej żaby i wyprowadziła jej cios prosto między oczy. Gandohar idąc za przykładem mniszki, rzucił kulą ognia, która spaliła przerośniętego płaza i poleciała dalej na druida, Jednak Shawryn bez trudu zneutralizowała zaklęcie maga. Belak rzucił przeciwnikom wyzywające spojrzenie. Normalnie w takiej sytuacji Lia dałaby nogę, ale nie dziś. Propozycja druida o oddaniu się w jego niewolę, rozpaliła furię w umyśle elfki. Tak jak reszta współtowarzyszy, bez cienia strachu rzuciła się do walki. Jednym ruchem miecza uśmierciła drzewnego potwora. Belak widząc zaciętość przybyszy, odpowiedział swoją kulą ognia. Nie docenił jednak sprawności przeciwników i kula chybiła celu. Bjorn z zaciętością i odwagą charakterystyczną dla swojej rasy rąbał toporem drzewną skazę.
- Przerobię Cię na wykałaczki!- wykrzyczał
Walka zdawała się zmierzać w dobrą stronę gdy nagle powietrze przeszył okrzyk bólu. Kapłan odwrócił się i zobaczył rycerza, który na wylot przeszył Lie mieczem. Widział już jak elfka osuwa się w ramiona śmierci. Szybko zmówił modlitwę i siła życiowa na powrót wróciła w opadające ciało łotrzyka. Widząc to reszta atakowała jeszcze zacieklej. Vivi zaszarżowała na druida, a mag za namowami orka wystrzelił kulę ognia w kierunku drzewa. Kiedy płomienie dotknęły kory, Belak oraz jego słudzy wydali z siebie pierwotny, zwierzęcy okrzyk i z szaleństwem w oczach spojrzeli na Gandohara. Sir Bradford kompletnie zignorował elfkę oraz stabilizującego ją kapłana i rzucił się na elfa, którego bez trudu powalił. W tym czasie Erky użył wszystkich swoich sił aby uleczyć Lie na tyle aby mogła dalej walczyć. Kiedy ukończył ostatni czar, z jego nosa i ust wypłynęła krew.
- Zabij ich! - wycharczał do ucha elfki i stracił przytomność
W tym samym momencie Shagar z okrzykiem wojennym rzucił się na drzewo, uchylił się od sierpa druida i z całych sił wbił swój topór w pień. Przeciwnicy znów krzyknęli i tym razem na cel obrali sobie barbarzyńcę. Belak i rycerz osaczyli orka. Krasnolud widząc, że drzewo jest tu kluczem podbiegł do niego, wymijając kapłankę, która stała niczym posąg i użył “Smoczego oddechu” aby je podpalić. Vivi poszła w jego ślady, wypiła eliksir i zionęła na drzewo. To wystarczyło aby ogień, w końcu przedostał się pod korę. Nagle drewno zapłonęło od środka niczym wysuszona słoma. Sir Bradford i Shawryn osuneli się na ziemię nieprzytomni. Belak z przerażeniem w oczach patrzył na horror jaki się przed nim rozgrywał. Wpatrując się w płomienie nie zauważył niewielkiej postaci, skradającej się za jego plecami. Nagle klatkę piersiową druida przeszyła zimna stal. Lia wyłoniła się zza jego pleców. Nachyliła się nad nim i wyszeptała mu do ucha:
- Jak ty to powiedziałeś…? Prawdziwa wolność tak… - wysyczała - myślę, że spodoba Ci się w piekle
Druid osunął się na ziemię. Jego oczy były pełne obłędu. Poważnie ranny, ale nie konający rzucił się na pierwszą osobę jaką zobaczył. W tym przypadku była to Vivi. Słudzy Belaka oprzytomnieli, podnieśli się i zaatakowali innych członków drużyny. Bjorn uratował mniszkę, wbijając druidowi topór w plecy. Potężny Belak padł martwy. Niestety kapłanka Shawryn rzuciła czar, który uśpił krasnoluda, orka i elfkę. Mniszka szybko wyprowadziła kobiecie sierpowy łamiąc jej szczękę. Następnie zanim rycerz zdążył się do niej zbliżyć
  • 2