Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
92/100

Hadashi no Gen (1983), film, 83 min.
studio Madhouse

Mam niemiłe wrażenie, że to tak właściwie jedyny seans anime, w którym wadzi mi metryka urodzenia. Jako owoc wychowania lat 90-tych, z raczej niekłamanym zażenowaniem przychodzi mi oglądać wszelkie wojenne historie, gdzie duch triumfuje, ludzie prześcigają się w pokazach szlachetności i heroizmu, zaś optymizm wylewa się z gara, mimo iż okolica płonie. Nie jestem w stanie w tego typu retorykę uwierzyć, jeżeli nie jest zaprezentowana ironicznie – tutaj absolutnie nie jest. Hadashi no Gen to film o absurdalnie wręcz pozytywnej wymowie, której towarzyszą najszkaradniejsze w historii obrazy bomby atomowej i jej następstw. Dziwnie się do tego seansu zasiada, zaś po jego zakończeniu zdziwienie utrzymuje się w najlepsze.

Miejsce akcji – Hiroszima, tuż przed zrzutem bomby. Obserwujemy rodzinę Nakaoka – sceptycznie nastawionego do imperialnej armii ojca, ciężarną matkę, córkę i dwóch synów, z czego starszy to nasz główny bohater, Gen. Końcówka wojny nie jest lekka dla tej przecież typowej japońskiej rodziny, w mieście szaleją straszliwe niedobory wszelkich towarów, a zwłaszcza jedzenia, bez którego matka może stracić ciążę. I być może jakoś udałoby się Nakaokom wyjść na prostą, dzięki ich fantastycznemu zżyciu i pogodzie ducha, gdyby nie… Sekwencja eksplozji bomby to ładnych kilka minut bezczelnej juchy, ludzi topniejących na naszych oczach, walących się budynków i powszechnego morza ognia. A to jeszcze nie koniec!

Rodzina Gena ginie przygnieciona szczątkami budynki, z wyjątkiem cudem ocalonej matki. Ich ostatnie chwile to dziwna kombinacja patosu i sadystycznych popisów animacji. A to jeszcze nie koniec! Gen i matka będą musieli wydostać się ze szczątków miasta w kierunku w miarę spokojniejszej okolicy, mijając po drodze rzekę wypełnioną wpół rozpuszczonymi żywymi trupami, spośród niektórych są i wciąż snują się jeszcze przez chwilkę po ulicach, zanim umrą makabrycznie. W tym post-apokaliptycznym środowisku Gen odbierze poród i postara się o zorganizowanie matce i dziecku choćby namiastki normalności, pomny przedśmiertnego polecenia ojca. Ba, znajdzie sobie do pomocy osieroconego chłopaka, łudząco podobnego do zmarłego brata.

I tu zaczyna się parada scen dziwacznych. Gen nie traci pogody ducha, chyba że w celu krótkotrwałego, głośnego lamentowania, które to przechodzi mu bez śladu w kolejnej scenie. Nawet łysiejący z powodu promieniowania, w dalszym ciągu się nie łamie – tu odnajdzie zniszczony magazyn ryżu, tam zapoluje na karpie w sadzawce uroczo mającego koniec świata w nosie szlachcica, zatrudniony do pielęgnacji ciężko poparzonego dziedzica wyciągnie go z, chciałoby się powiedzieć, w pełni słusznej depresji, w zasadzie posiłkując się wyłącznie coachowskimi frazesami. To zdecydowanie nie jest film dla mojego pokolenia, oj nie. Ta głośna celebracja optymizmu i krótkotrwały, nieco nieszczerze brzmiący lament, tworzą w duecie ton filmu kompletny.

Zaledwie pięć lat później wyszedł w kinach Grobowiec Świetlików, film o zgoła innej wymowie – w Grobowcu bohater i jego siostra giną z głodu, gdyż zabrakło mu odpowiedzialności i zaradności, a samym uporem niczego nie zdołał ugrać. Ta narracja, mająca na celu odczarowanie tego wręcz wprawiającego w zakłopotanie heroizmu starszych pokoleń, trafia do mnie zdecydowanie celniej, niż Hadashi no Gen – film niedługi, składający się w lwiej części z dokumentalnego wręcz zaprezentowania okropieństw bomby atomowej, a z głównym bohaterów robiący wręcz świeckich świętych. A jednak nie sposób się oderwać od ekranu – fascynacja jest zbyt silna
tobaccotobacco - #anime #bajeksto
92/100

Hadashi no Gen (1983), film, 83 min. 
s...

źródło: comment_HsIKzQsIiBrcWTt5glzw71F5k94vCijI.jpg

Pobierz