Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
65/100

Hagane no Renkinjutsushi (2003), TV, 4-cour + film
studio Bones

Dzisiaj przyjdzie mi się z moją kochaną publiką podroczyć – pierwsza adaptacja Fullmetal Alchemist była lepsza, niż Brotherhood. „Tabaka to baka, już tych bredni nie czytamy!” Do pozostałych przed ekranami kieruję resztę tekstu. Śmiem twierdzić, że pierwsza adaptacja była serialem o zdecydowanie marniejszej oprawie, o cokolwiek bzdurnych fillerach już na samym początku serialu, a mimo to pod względem tematycznym zachowała większą spójność, a mniejsza liczba bohaterów i walk wyszły jej tylko na zdrowie. Zwolennicy szkoły ‘oba seriale są dobre’ zwyczajnie boją się przyznać przed samymi sobą, że jeden z nich jest lepszy.

Co jest kością niezgody? Serial zaczął wychodzić zaledwie dwa lata po premierze mangi, stąd szybko ją przegonił. P. Arakawa zostawiła twórcom kilka już wypracowanych wątków fabularnych, kilka wskazówek co do worldbuildingu, po czym dała im wolną rękę. W rezultacie, seriale mają zupełnie różne rozwiązania wątku Laboratorium nr 5. Inna jest lista homunkulusów, nie ma rozbudowanej retrospekcji z wojny w Ishbalu, wątki Xing i Briggs w ogóle się nie pojawiają, w innym kontekście przybywa ojciec Elriców, mamy rozwiązanie akcji diametralnie różniące się od kanonicznego dla mangi i Brotherhooda. Serial jest odczuwalnie krótszy, a po wycięciu fillerów – nawet bardziej.

Nie da się ukryć, że jest brzydszy – nudzi przede wszystkim sprana paleta barw, dodatkowo rozwodniona przez czasy, w których serial się ukazywał. Gagów wizualnych uświadczymy nieporównywalnie mniej, niż w Brotherhoodzie, twarze są nieco wytarte i rysowane na jedno kopyto… Muzyka pasuje mi bardziej. Ma powagę i majestatyczność, które pasują jak ulał do tej znacznie bardziej ponurej interpretacji opowieści o dwóch braciach. Pokrywają się w znacznej mierze aktorzy głosowi, z wyjątkami pokroju Roya Mustanga, Hohenheima, czy Envy. Zwłaszcza stary Roy (p. Ookawa) pasuje mi bardziej, leniwa maniera p. Mikiego pasowała mi w Brotherhoodzie do niego jak pięść do nosa.

Dysponując krótszą listą postaci i mniejszą ilością wątków do zaliczenia, twórcy pierwszej adaptacji mogli jednak postawić na jakość ich charakteryzacji, nadając im nieco inny wydźwięk, niż przez lata nadawała im autorka. I tak Alphonse będzie zdecydowanie bardziej dzieciuchowaty i bezużyteczny, trawiony paranoją, a Ed nieco bardziej oschły i odległy, ulegający alchemicznej obsesji. Nie przyjdzie im dorosnąć. Z deus ex machina stanie się ich nauczycielka osobą zdecydowanie bardziej kruchą, o pogłębionym wątku, zaś wątek Scara przybierze wymiary u wydźwięk zupełnie odmienny, o tragicznym rozwiązaniu.

Battle shounen, jakim oryginał ostatecznie został już na dobre i nie odpuszczał aż do godnej Dragon Balla końcówki, tutaj prędziutko wygasa na rzecz opowieści o konsekwencjach ludzkich czynów. Nawet nieśmiertelność przeradza się w pierwszej adaptacji w złowieszczą klątwę w zupełnie innym sensie, niż w Brotherhoodzie. I można się wyzłośliwiać, że to na siłę tłoczenie mroku w opowiastkę z gruntu pozytywną, gdyby zakładać prymat tejże z gruntu pozytywnej opowiastki, która przecież powstawała ładnych parę lat po tym, gdy się pierwsza adaptacja dawno skończyła. Mieć do p. Arakawy żal o rozmycie się założeń sprzed niemal dekady byłoby cokolwiek nieprzyzwoite, toteż nie śmiem żalu mieć. Jednakże, twórcy adaptacji nie mieli luksusu w zasadzie nieskończonych ram czasowych, stąd związali akcję szybko i efektywnie.

Film, stanowiący zakończenie serialu, powinno się obejrzeć wyłącznie po odbytym seansie tegoż. Nie ma się nijak do treści mangi. Czy to źle? Absolutnie nie. Mangę Fullmetal Alchemist czytało mi się z wypiekami, jednak dziewiczy produkt studio Bones, właśnie z racji na konieczność stworzenia spójnego produktu w określonym czasie, ma w sobie zdecydowanie bardziej skondensowany ładunek tego, o czym tak właściwie FMA było. A miało być zawsze o dwóch braciach, którzy dowiadują się z przykrością, że ludzka transmutacja nie przynosi zamierzonych rezultatów. Szczerze polecam, choćby po to, by się na serialu zawieść.
tobaccotobacco - #anime #bajeksto
65/100

Hagane no Renkinjutsushi (2003), TV, 4-c...

źródło: comment_kFXRYI2R0UGx7AMy2G2fYZBv41452xVU.jpg

Pobierz
  • 1
  • Odpowiedz