Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
61/100

Saraiya Goyou (2010), TV, 1-cour
studio Manglobe

To już koniec przygody z p. Ono w moich wpisach. Ostatnią z omawianych adaptacji jej mangi jest dzieło prawdopodobnie z nich wszystkich najlepsze, projekt niemal solowy p. reżysera Tomomiego Mochizuki. Ponownie mamy do czynienia ze ślamazarną, wręcz przeciągającą się po kociemu historią, wykonaną w niepowtarzalnym stylu, najodważniejszym ze stosowanych na potrzeby prac tej autorki. Umiejscowiona gdzieś w czasach szogunatu w dawnym Edo (obecnie Tokio), a mimo wszystko traktująca o losach raczej społecznych nizin i drobnej bandyterki, niż o wspaniałych samurajach. Rozważna, melancholijna, zmysłowa. Ta produkcja to brylant w koronie Manglobe, studia tego przyczynek do nieśmiertelności.

Nie jest lekko ludziom zbyt przywiązanym do swojej klasy, jeżeli nie mają odpowiedniego dla danej klasy usposobienia. Boleśnie przekonuje się o tym Masanosuke, ronin przybyły do miasta z daleka, oddalony ze służby u szoguna nie ze względu na brak wprawy w mieczu, lecz ze względu na lękliwy, uległy charakter. Porzuca pozycję głowy rodu i błąka się w poszukiwaniu pracy, jednak duma zakazuje mu imania się zajęć innych, niż tradycyjnej dla ronina obrony szlachetnych mieszczan. Byłby z nadmiaru dumy umarł z głodu, gdyby nie pięknoduch Yaichi, zatrudniający go do ochrony swoich interesów.

Co się wkrótce okazuje, Yaichi jest hersztem grupki drobnych przestępców, porywających ludzi dla okupu. Ta jego grupka to także ewenement – wliczają się do niej karczmarz Umezou z córką, uwolniona z burdelu gejsza Otake, trudniący się wyrobem kobiecych ozdóbek Matsukichi, a w końcu także sam Masanosuke. Honorem nie sposób wypełnić brzucha, mimo wszystko. Kapryśny Yaichi zatrudnia samuraja zafascynowany tym kontrastem między jego charakterem, a jego przeznaczeniem, wielce ciekaw, jak będzie Masanosuke reagował na poczynania grupy. Nie bawi go zaś zupełnie informowanie nowego członka gangu o swojej przeszłości, której chciwie strzeże. Serial wypełniają przede wszystkim starania samuraja o odtworzenie przeszłości gangu, w tym ich herszta, osoby po prostu świetnie napisanej.

Nie można pisać więcej o fabule Saraiya Goyou – to gorzej niż grzech, to błąd. Piękno serialu polega na tym, jak zgrabnie zazębiają się w nim melancholijna reżyseria, wciągająca historia, ze wszech miar urzekająca ścieżka dźwiękowa, jak i ten niepowtarzalny styl graficzny. O tak, drodzy Czytelnicy. Manglobe poważyło się na oddanie rysunków p. Ono takimi, jakimi w istocie są – niechaj Was straszą choćby we śnie te wielkie, rybie oczy, naostrzone nożem nosy, te kiwające się w okolicach podbródka kapryśne usta. Zaludniają owi bohaterowie oddane wyjątkowo zgrabnie biedniejsze okolice Edo, o pobielonych ścianach i surowych wnętrzach, otoczone jednymi z najładniejszych drzew spośród anime tamtych dni.

Kołysać będzie nas ścieżka dźwiękowa, niby wykorzystująca rodzime instrumenty, a pozwalająca sobie na fanaberie pokroju skrzypiec i akordeonu. Wyróżnić można kilka motywów przewodnich, w tym całą gamę utworów towarzyszących pojawianiu się Yaichiego na ekranie, w tym obowiązkowy z wokalem. Gra się w serialu muzyki dużo i od serca, bezbłędnie podbijając nastrój scen. Ze względu na niewielką długość seansu, utworów nie ma wcale aż tak dużo. Za mikrofonami – przede wszystkim para pp. Sakuraia i Namikawy, o zupełnie przeciwnych barwach głosu, zaangażowana bez przerwy w Onowski męski duet (bez podtekstów?). Wtórują im z drugiego planu pp. Takatsuka, Uchida, Fuyuka Ono, oraz mało eksploatowana w branży p. Ao Takahashi. Jako nestor stołecznej przestępczości zorganizowanej – p. Houki, rocznik ‘46, grający aż wióry lecą.

Świetna sprawa. Nietypowa wariacja nt. jidaigeki, zainteresowana ani nie skrajną biedotą, ani nie legendarnym bohaterstwem, tylko kwitnącą pośród mało majętnych mieszczan przestępczością. Nie można powiedzieć jednoznacznie, że to teatr jednego aktora, jednak historia niewątpliwie szczelnie przylega do postaci Yaichiego, persony wybitnie fascynującej. Tego osobnika grzeszki drobne i większe będziemy śledzić wraz z Masanosuke niby z wypiekami, ale też bez zbędnego pośpiechu. Nie bez kozery umieszczam tę produkcję jako ostatnią z adaptacji p. Ono, zadając kłam chronologii – Saraiya Goyou to dorobku autorki wyjątkowo udane podsumowanie.
Pobierz
źródło: comment_uZ2Zvy14sceGzOLDD5pW7YY3uKFMlVwy.jpg