Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Piszę trochę po to żeby sobie ulżyć, poużalać nad sobą, ale też trochę żeby może ktoś kto to przeczyta a jeszcze ma przed sobą czas, zmienił coś w swoim życiu i nie popełniał moich błędów.

Miałem bardzo szczęśliwe dzieciństwo, tak do 12 roku życia było na serio super, klimat jak ten z książki o dzieciakach z Bullerbyn. Pełna rodzina, koledzy, fajny klimat na podwórku, wielopokoleniowy dom pełen życzliwych mi ludzi. Potem się przeprowadziliśmy. W sumie niedaleko, ale jednak wszystko się zerwało. Zacząłem dorastać i w moim charakterze pojawiły się cechy, które nie były dobre. Chyba najgorszymi były niska samoocena i strach przed kontaktami z ludźmi. Zawsze wzorem dla mnie był ktoś inny, kogo uznawałem za dużo lepszego i postanawiałem sobie dążyć do tego by w końcu stać się takim jak ON. Oczywiście nic z tego nie wychodziło, co tylko nakręcało poczucie gównowartości. Bałem się rozmawiać z ludźmi. Gdy miałem porozmawiać z kimś przez telefon to układałem sobie na kartce swoje kwestie do powiedzenia. Na początku liceum gdy dojeżdżałem do szkoły SKM-ką to stałem zawsze w gdzieś w przejściu, przy twarzą przy drzwiach, bo wstydziłem się usiąść normalnie przy kimś w przedziale. Byłem przekonany, że każdy mnie obserwuje i ocenia – oczywiście negatywnie. Od drugiej klasy liceum trochę się zmieniło. Miałem fajnych kumpli w klasie i mieliśmy spoko relacje. Okazało się, że mam dobre poczucie humoru, potrafię rozbawić towarzystwo inteligentnymi żarcikami, ciętymi ripostami itp. więc stałem się lubiany w moim wąskim kręgu znajomych. Na wakacje nigdzie nie wyjeżdżałem, przeważnie pracowałem z ojcem przy budowie domu. Mój ojciec był marynarzem i często nie widziałem go przez 6-9 miesięcy w roku. Potem nagle zachorował i zmarł na raka, gdy byłem w klasie maturalnej. Oczywiście zgrywałem twardziela, ale prawda jest taka, że chyba nigdy sobie z tym nie poradziłem. Do tej pory nie ma dnia, w którym o nim nie myślę. Dalej było tylko gorzej. Nieudany start na studia i załatwianie indeksu po znajomościach przez matkę – wiecie, jak to wbiło na psyche? Czułem się jak nic niewarta szmata. Na studiach powtórzył się mniej więcej scenariusz z liceum, czyli początek z fobią społeczną i wbijaniem sobie, że jest się śmieciem, co stopniowo przełamywałem tworząc wąski krąg znajomych. Czwarty, piąty rok był spoko. Dziewczyny żadnej nigdy nie miałem. Podobało mi się wiele, ale nigdy nie miałem wystarczającej odwagi żeby do którejś podbić. Żadna też nie dała mi sygnału, że byłaby mną zainteresowana. He, pamiętam jak w podbazie wyszedłem na chwilę z lekcji i wracając znalazłem w zeszycie napis ołówkiem: „Bardzo mi się podobasz – Karolina”. Gdy go zobaczyłem to natychmiast podbiegła jakaś inna laska i szybko zaczęła mi go mazać gumką – ktoś dla beki mi to napisał a ona chciała to odkręcić. #!$%@? co za chora akcja. Wiecie, jak to zinterpretowałem – ktoś zauważył, że podoba mi się Karolina i chciał się pobawić moim kosztem a przecież wiadomo, że byłem za niski level dla niej i byłoby to mega śmieszne gdybym łyknął tego baita i próbował podbijać.
Zawsze byłem typem dobrego dzieciaka, lubianego przez starsze panie, ciotki i babcie. Zainteresowań nie miałem zbyt wiele, żadnej pasji, zresztą tak zostało do dzisiaj - jestem człowiekiem bez pasji. Nie mam nawet hobby. Chociaż nie, skłamałem od dzieciaka uwielbiałem czytać książki. Pochłaniałem je w dużych ilościach. Czytałem po kilka na raz. Ćpałem książki, odlatywałem przy nich od realnego świata. Jak to mówią co za dużo to niezdrowo. Przeholować można nawet czytelnictwo.

Po studiach znalazłem prace w korpo. Trzy tysiące ludzi i ja w telemarketingu – zupełnie nie pasowało to do mojego introwertycznego charakteru. Z drugiej strony bardzo mi to pomogło, musiałem sobie poradzić w rozmowach z obcymi ludźmi. Tam poznałem swoją przyszłą żonę. Była moja pierwszą partnerką – w każdej kwestii. Z hukiem wyprowadziłem się od matki i zamieszkaliśmy razem w chwili gdy okazało się że jest ze mną w ciąży. To była moja prawdziwa miłość. Po pierwszym dziecku dużo się zmieniło. Ona przechodziła depresje poporodową, często dostawała ataków furii. Ja nie umiałem jej pomóc. Do tej pory chce mi się płakać, gdy pomyślę co się wtedy działo w domu i jak moje pierwsze dziecko na tym ucierpiało. To najsmutniejsze w moim życiu, nigdy sobie tego nie daruje.

Obecnie mamy troje dzieci, własny dom, psy, koty, dobrą pracę… Dzieci spędzają najczęściej czas grając na tabletach, konsolach itp., dom wybudowaliśmy na kredyt, który wisi mi kamieniem u szyi i będzie tak do końca mojego życia, psy to ciągły powód do kłótni o to kto ma z nimi teraz wyjść na spacer, koty srają wszędzie w ogródku. Praca nie daje mi żadnej satysfakcji, chodzę tam tylko dla pieniędzy, które i tak nie są duże. Ja praktycznie jestem impotentem, w naszym związku seks nie istnieje, do tego przytyłem okropnie. Kupiłem samochód za 10 tysięcy (od znajomego mojego znajomego) żeby dojeżdżać do pracy ze wsi, w której mieszkamy i wozić dzieciaki do szkoły – w tego grata wrzuciłem już prawie 20 tysięcy w ciągu ostatniego roku. Tak więc średnio.

Nie popełniajcie moich błędów dzieciaki.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Eugeniusz_Zua
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy dla maturzystów
  • 5
OP: @mus_tang
No to już wyjaśniam o co mi chodziło:
- trzeba uważać jakie marzenia stara się spełniać. Ja marzyłem o domu za miastem. Konkretnie wiedziałem jaki ma być. Do tego potrafię wiele rzeczy zrobić sam i znam się w tematach budowlanych więc było mi łatwiej porywać sie na ten projekt. Udało się. Przez ponad rok pracowalem średnio po 16 godzin dziennie bo najpierw praca zawodowa a potem drugi etat na
@AnonimoweMirkoWyznania: no ja nie mogę, ale z Ciebie pierdoła. Po przeczytaniu twojego wpisu widzę cię tak - młody, zdrowy facet, który ma wszystko o czym inni marzą (żonę, dzieci, pracę, dom) zamiast doceniać to co ma, użala się nad sobą bo jego życie nie jest idealne. Uświadom sobie że nikt nie ma idealnego życia, każdy ma większe lub mniejsze problemy, taki po prostu jest świat.
prawdziwym problemem jest to jak patrzysz