Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
54/100

Shoujo Kakumei Utena (1997), TV, 3-cour
studio J.C. Staff

Chyba najmniej bolesnym sposobem dla mężczyzny na zanurzenie się choćby stopą w shoujo i ogólnie w babskie kino jest chwycenie po dowolny serial p. Kunihiko Ikuhary. Ta najśliczniejsza dusza w branży stoi za stosunkowo niewieloma produkcjami, jednakże każda z nich wręcz ocieka stylem, ocieka bardzo nieprzyzwoicie. Świntuch to i trochę bon-vivant, mistrz absolutny stylizacji, a przy tym najlepszy przyjaciel kobiety. Nie będzie zatem żadnym zdziwieniem, że jego dzieło sztandarowe, pierwsze po zerwaniu się ze smyczy Sailor Moonów, to klasyk absolutny shoujo, a przy tym produkcja nietypowa. Dzięki tej nietypowości bywa nieprzystępna, ale paradoksalnie ta nieprzystępność może służyć jako wabik na koneserów kina alternatywnego, zazwyczaj shoujo mało zainteresowanych.

Zaczynamy klasycznie – Utena trafia do elitarnej Akademii Otori, nijak nie przystając do typowego profilu tamtejszych uczennic. Zakłada chłopięcy mundurek i mówi z chłopięcą swadą, za nic sobie mając konwenanse i rządzące tym światem reguły – prawdziwa z niej rewolucjonistka, zgodnie z tytułem serialu. Poprzysięgła odnaleźć księcia z bajki, który pocieszył ją po śmierci rodziców i zostawił dziwny pierścionek. Co zupełnie nieoczekiwane, Utena postanowiła zostać takim idealnym księciem dla innych dziewcząt, zaburzając poważnie życie w Otori. A jednocześnie wychodzi na jaw pochodzenie pierścionka – właściciele jemu podobnych to co do jednego członkowie tajnego klubu pojedynków na miecze, bijący się o posiadanie Różanej Oblubienicy, Anthy.

Utena podejmuje grę, aby oswobodzić Anthy z tej niezrozumiałej niewoli członków klubu. Sama zainteresowana na pozór nigdy nie traci dobrego humoru i poddaje się zupełnie swojemu obecnemu właścicielowi, co samą Utenę bulwersuje do żywego. Pokonując kolejnych pretendentów do miana jej oblubieńca, owa dziewczyna-książe powolutku odsłania co mroczniejsze sekrety Otori, z arcu na arc zagłębiając się coraz bardziej w świat kłamstw i podłych manipulacji, niewolących wszystkich i każdego z osobna emocjonalnie. Aż tu na scenie pojawia się pewnego pięknego dnia brat Anthy, przybyły w niezapomnianym przez widzów serialu samochodzie, zaś nam oczy rosną do rozmiarów spodków, gdy wpatrujemy się w ciąg dalszy.

Gros produkcji to wspomniane pojedynki na miecze, żywe i stylowe, odbywające się na odrealnionej mocno arenie klubu, odwzorowującej stan mentalny bohaterów. Stawiać się na miejsce będzie Utena zawsze do wtóru wykrzyczanego przeszywająco wokalu, wdrapując po nieznośnie wysokich schodach w animacji najzupełniej stockowej. P. Ikuhara tym sprytnym zabiegiem oszczędził czas i pieniądze, a nam zaserwował wybieg bardzo staroszkolny – skojarzenia z rozbudowanymi animacjami transformacji z Sailor Moon są jak najbardziej na miejscu. Powtarzającą się w różnych kontekstach formą reżyser posługuje się co i rusz, na rozmaite sposoby. Jednych to nuży, drugich fascynuje.

Serial nie samymi pojedynkami stoi. Akademia Otori żyje swoim życiem, a jej uczniowie zaliczają dla siebie typowe wzloty i upadki, najczęściej w związku z działalnością klubu pojedynków. Ciekawskie oko Uteny i jej nieustająca chęć pomocy bliźniemu będzie ją pakować w sceny rozmaite, począwszy od lekkodusznej komedii, po tragiczne sploty wydarzeń. Obowiązkowo uraczy nas p. Ikuhara także absurdalnymi odcinkami w stylu jednej z bohaterek odkrywającej nagle, iż zniosła jajko, następnie omawiającej ten fakt z innymi. Tego typu absurdy można uznawać za symboliczne, można też uważać je za p. Ikuhary krnąbrność i z symboliki zwykłe kpiny. Z tym reżyserem nigdy nie wiadomo – w zalewie stylowej formy możemy mieć czasem przeczucie, że treści nie znajdziemy. A tu niespodzianka, gdy się przyjrzymy w innym kontekście. I znowu. I jeszcze raz…

Utena stoi swoją oprawą. To serial humorzastej kreski, wyrwanej z Sailor Moon, a jednak zastosowanej w zupełnie innych celach, pełen wizualnych metafor w stylu p. Lyncha (za którym p. Ikuhara zresztą przepada), czasami oczywistych, czasami ambitnych. Zapewne zdrowa ich dawka została wrzucona dla przysporzenia nam bólu głowy. Zwłaszcza pojedynki to zawsze małe dzieła sztuki – idealne połączenie scenografii, reżyserii dźwięku i choreografii, tej cudnej choreografii walk! Walka z Juri dla mnie pozostanie niezapomniana, oby po wsze czasy. Co do dźwięku – serial nie stroni od komediowych nutek i skocznych melodyjek, jednak zapisuje się w historii chyba przede wszystkim ze względu na wykorzystanie skrzypiec i muzyki organowej. Sporo jest, zwłaszcza w scenach alegorycznych, dziwacznych dźwięków i melodii, których przyjdzie nam wysłuchiwać raz po raz.

Gra aktorska na wysokim poziomie. Raczej niż przyjacielskiej chemii, tutaj spodziewajmy się teatralnego przerysowania emocji, zresztą widowisko to bardzo teatralne. Nasłuchamy się przede wszystkim śp. p. Kawakami jako Uteny, o głosie niby żywym i chłopczycowatym, a czasami ciepłym i kobiecym. Zwłaszcza w późniejszych stadiach serialu, gdy Utena uświadamia sobie, że jej maniera księcia w męskich łaszkach to niejako komedianctwo, wychodzi z ust p. Kawakami gra iście popisowa. Weterani pokroju p. Kotono w roli Juri, czy p. Kosugiego w roli brata Anthy, dominują wszelkie sceny, w których się pojawiają, i chwała im za to. Ma w sobie ten serial wyraźną nutę walki o mikrofon w poszczególnych scenach, oj ma.

Utena to serial o dojrzewających dziewczynach, które nie wiedzą same, czego tak właściwie chcą, ile są warte ich pierwsze miłostki i inne pierwsze silne emocje, które wykuwają swoje miejsce w społeczeństwie i na różne sposoby reagują, gdy pokazuje im się, gdzie też owo miejsce jest. Nie jest to żadne kino drogi ani ckliwy bildungsroman, tylko oniryczne zaglądanie głębiej i głębiej w mit księcia z bajki, co on sobą przedstawia, a także dlaczego wiedzie na zatracenie. A przy tym to serial zjawiskowy, bardzo umiejętnie sięgający po możliwości swojego medium, mistrzowsko odegrany i, co się zwyczajnie czuje, przez autora bardzo kochany. Mało jest w tym serialu cynizmu, to się na każdym kroku czuje i docenia. Nie bez kozery Utena to klasyk – zasłużył na to miano bezapelacyjnie.
Pobierz tobaccotobacco - #anime #bajeksto
54/100

Shoujo Kakumei Utena (1997), TV, 3-cour
...
źródło: comment_wVbZqbYZVhvuVPxmRLbZrYEdImAcItYT.jpg
  • 1