Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
48/100

Hotarubi no Mori e (2011), film, 45 min.
studio Brain’s Base

Ta drobna kolaboracja Brain’s Base i mangaki, p. Midorikawy, powstała zapewne przy okazji sukcesu Natsume no Yuujinchou. W oryginale – one-shot z kompilacji shortów autorki, drobna historyjka o powściągliwym tonie. Powiem szczerze, że ogląda mi się tego typu shoujo nieswojo – widzimy bowiem małą dziewczynkę, która przez lata wraca do ulubionego nawiedzonego lasu, bawi się z ulubionym duchem, aby się w nim po latach zakochać. Tego typu grooming nie jest obcy dla medium, jednak trąci zawsze nutą dorosłych obsesji, przerzucanych na dzieci.

I nie uświadczy się tu tradycyjnie Ghiblowskiego dziecięcego zachowania dzieci – Hotaru, pierwszy raz widziana w wieku lat 6, zachowuje się niemal jak pannica w mowie i uczynku, a przez lata co najwyżej dorasta do domyślnej formy. Jej gry i zabawy w dzieciństwie przypominają dziecinadę dorosłych bohaterek innych serii, aniżeli zabawy właśnie dziecięce (w tym drugim chyba przoduje w ostatnich latach Flying Witch). Traktujmy zatem Hotarubi no Mori e jako romans, i na tym poprzestańmy.

Hotaru odwiedza co lato dziadków, którzy za wsią mają wielgachny, nawiedzony las, wypełniony przeróżnymi duchami (niby youkai, ale darujmy sobie taką nomenklaturę). Gubi się w nim pewnego pięknego dnia, a znajduje ją i wyprowadza z lasu Gin, duch o aparycji młodego mężczyzny w masce. Został zaklęty przez lokalne bóstwo – nigdy nie może zostać dotknięty przez człowieka, bo zniknie.

Tego wszystkiego dowiadujemy się bez przydługich monologów, w minutowej może wymianie zdań na samym początku. Tylko i aż tyle wystarcza za worldbuilding. Wszystkiego dowiadujemy się z chyłkiem prowadzonych rozmów, bardzo zgrabnie i bez nudziarstwa. W ogóle oszczędny jest to film, w swoich 45 minutach wyczerpuje historię do cna. Wielkie brawa dla autorki i dla reżysera, p. Oomori, których tandem sprawdza się jak niewiele innych.

O ile we wczesnej młodości Hotaru znajduje w Ginie towarzysza zabaw, to z wiekiem zaczyna postrzegać go zupełnie inaczej. Przy czym, ta jej miłostka niby kołacze się jej po głowie w każdej wolnej chwili, a ja osobiście mam niejasne skojarzenia z wakacyjną przygodą, tym bardziej, że w rodzinnym mieście czeka już na nią chłopak z sąsiedztwa. Mimo wszystko, Hotaru deklaruje chęć przeniesienia się w okolice lasu, dla niego. Jedno ma pragnienie, którego nie może urzeczywistnić – dotknąć go, choćby na chwilę. Być może, jakimś cudem, okazja nadarzy się podczas festiwalu górskich duchów, na który Gin zabiera ją, dojrzalszą już licealistkę.

Film ma genialną atmosferę, robioną przez zieloniutki las, i spokojne, górskie krajobrazy. Nie ma tu zbędnych akcentów – wszystko jest oszczędne i w dobrym guście. Sceny z festiwalu zgrabnie puentują produkcję, mimo nutki melodramy na sam koniec. Świetnie wchodzi tu wszystko w kadr i jeszcze lepiej gra muzyka, wchodząca zawsze we właściwym momencie, zwiewna i wiotka, jak cały ten film właściwie.

Zdecydowanie więcej powinno się w branży produkować tego typu shortów oszczędnych i wykonanych ze smakiem. Hotaru no Mori e raczej nie można traktować jako wariacji na temat Natsume Yuujinchou, ale dokładnie w tym samym stylu wykonano ten długi już serial, jednak z warstwą fabularną ukierunkowaną nieco gdzie indziej. Jako wstęp do portfolio reżyserskiego p. Oomori, doskonała propozycja. Nie jest to jednak pełnowartościowe danie, chyba że ktoś rozsmakował się w niedosycie.
Pobierz tobaccotobacco - #anime #bajeksto
48/100

Hotarubi no Mori e (2011), film, 45 min....
źródło: comment_B2ETj7aejyqZcmGeejGclCFZDiJtrDRD.jpg
  • 7
@Pas-ze-mna-owce: ja tam lubię kolaborację, w obecnym powszechniejszym znaczeniu "współpracy z wrogiem" nie ma tak dużo sensu, bo w końcu etymologicznie to jest ko+laboracja. Choćbym nie wiem jak nienawidził pracować, to nie nazywałbym każdej pracy zdradą ( ͡° ͜ʖ ͡°) No i dodatkowe punkty za integralność (kolaborację XD) z angielskim znaczeniem tego słowa.

Później tylko czekać na wejście do języka polskiego słowa "kolab" ( ͡° ͜
No i dodatkowe punkty za integralność (kolaborację XD) z angielskim znaczeniem tego słowa.


@jtank: I właśnie za to je odejmuję, i dlatego podoba mi się odróżnienie od wpływów obcego języka.

No i dlatego normalna praca to współpraca, a kolaboracja jest z wrogiem. Piękne, proste i logiczne.
@Pas-ze-mna-owce: z drugiej strony wprowadza się w ten sposób false-frienda, wg mnie to średni pomysł. Najchętniej chciałbym kolaborację jako synonim współpracy, a na bezpośrednią współpracę z wrogiem chciałbym inne słowo (inne niż zdrada) ale nie mam dobrego pomysłu.

Względnie fajne by było po prostu uznanie obu definicji i #!$%@? się o to, są słowa co mają sprzeczne znaczenia, w końcu w miarę oczywiste jest jak ktoś gada o tworzeniu anime, że