Wpis z mikrobloga

#anime #bajeksto
9/100

Mind Game (2004), film, 104 min.
studio 4°C

Brnąc przez eksperymentalną animację, prędzej czy później każdy odbije się od p. Masaakiego Yuasy, obrazi się na niego serdecznie, po czym wróci z braku laku. O ile omawiane już środowisko post-Gainaxowe wykorzystywało i wciąż wykorzystuje niestandardową kreskę dla efekciarskich scen akcji i wizualnych gagów, o tyle p. Yuasa absolutnie nie, o czym przekonuje Mind Game, jego debiut reżyserski. Jego produkcje łatwo zidentyfikować choćby z daleka – sylwetki postaci są dziwnie nagreźdane, zamiast zwyczajnie narysowanych, kamera przedstawia je powykręcane pod dziwnym kątem, spłaszczona paleta barw trzyma się modeli dosyć umownie, a płynność animacji polega raczej na płynnym zmienianiu się kształtów, niż ich utrzymywaniu się w ramach jakiegokolwiek ruchu. Oto świat Mind Game, który najpierw Was zniechęci, a po który sięgniecie raz jeszcze nieco później.

Rzecz się dzieje w nieodległej Osace. Zakochany oferma Nishi próbuje odbić Myon z rąk o wiele bardziej godnego jej ręki Ryo, a przynajmniej robi to w myślach. W rzeczywistości to przypadkowe spotkanie w rodzinnym barze Myon z bandziorami sprawi, że Nishi otrzyma swoją szansę, spróbuje obronić wszystkich przed groźbą śmierci i gwałtu, po czym… Zostaje zastrzelony. Bogu jednak na tyle tym imponuje, że dostaje drugą szansę. Jakimś cudem umknąwszy yakuzie, ląduje z Myon i jej siostrą w brzuchu wieloryba.

Mamy tu do czynienia z historią będącą pretekstem do rozważań głębszych i mniej głębokich, zaś rozległa sekwencja w brzuchu wieloryba posłuży jako japońskie spojrzenie na przypowieść o Jonaszu. Bohaterowie przyjrzą się swoim życiom, z zadumą przewartościują dotychczasowe wartości, wiele sobie wytłumaczą, wiele razem przeżyją, aż tu nagle pojawi się wreszcie ta jedna, perfekcyjna okazja dla ucieczki z brzucha zwierzęcia. Cała opowieść jawi się jako dziwny sen po kiepskich lekach, a to głównie za sprawą wzmiankowanej animacji. Przeplatana jest ona dosyć swobodnie ujęciami live-action, stylizowanymi masą filtrów, nierzadko przyklejonymi do klasycznej animacji. Efekt jest, jak to u p. Yuasy bywa, koszmarnie brzydki, a mimo wszystko nie sposób oderwać wzroku od kolejnych dziwactw na ekranie.

Również obsada jest nietypowa. Spośród sześciu osób na ekranie, pięć to aktorzy niemający nic wspólnego z anime, nawykli do grania twarzą, do czego mają dzięki sekwencjom live-action niemal co chwila okazję. Film dodatkowo nakręcono w lwiej części w dialekcie Kansai, którym posługują się co do jednej osoby dorosłe. Nie ma tu miejsca na stereotyp głupkowatego cwaniaka i obżartucha – dzwoni nam w uszach osakańska japońszczyzna, autentyczna pod każdym względem, jesteśmy też świadkami typowego przechodzenia z dialektu na standard w tym czy innym kontekście - lingwistyczna gratka. Postacie to normalni ludzie, ich dylematy jak najzupełniej normalne, do odpowiedzi dochodzą normalnych. To ta bajkowa sceneria i dziwna (bynajmniej nie absurdalna) kolej rzeczy odrealniają seans, nie zaś same dramatis personae. Tego również p. Yuasa trzyma się kurczowo w kolejnych swoich produkcjach, a czego najjaskrawszy przykład widzimy albo w Mind Game, albo w serialu Kemonozume.

Warto się odbić od tego filmu. Gwarantuję, że gorączkowa ucieczka z wnętrza wieloryba pozostanie z Wami jeszcze na długo po seansie, podobnie jak dziwacznie powykręcane sylwetki głównych bohaterów. Jako kino ambitne Mind Game raczej zawodzi, stanowiąc przede wszystkim oszałamiająco oryginalne widowisko, niż reżysera spojrzenie na sztukę czy życie. Tego jednak doczekamy się już wkrótce, bowiem p. Yuasa nie zasypia gruszek w popiele. Jego fascynujące portfolio jak najbardziej powinno się zgłębiać, jednak w tempie raczej zachowawczym.
Pobierz tobaccotobacco - #anime #bajeksto
9/100

Mind Game (2004), film, 104 min.
studio ...
źródło: comment_c2oJ4Ippf0iaECnq2pmbOn8qlygmWoKB.jpg