Wpis z mikrobloga

Jeden ze smutniejszych dni w moim życiu. Mało piszę, raczej czytam, coś tam skomentuje, ale dziś sam nie wiem co ze sobą zrobić? Nie wiem, czy to dobry pomysł tutaj pisać, zwłaszcza, że nie robię tego anonimowo, ale muszę się wygadać. Może ktoś znajomy to zobaczy, odezwie się, przyjdzie chociaż z piwem?

Znaczy, niby wiedziałem, ale jak się człowiek przekona na własne oczy, to jest to co innego. Jakoś tak... trafia. I już nie ma miejsca na domysły. Bo tak, zanim się zobaczy, to są z tyłu głowy te drobne iskierki nadziei które jednak płoną. Teraz zgasły, tak całkiem. Niby ich nie powinno w ogóle być, bo to nawet nie były domysły tylko absolutna pewność, ale jednak te iskierki były, całkowicie bezsensownie i bezzasadnie. Ale były i człowiek się łudził. Aj łudził się łudził... A raczej odrzucał cały czas tę myśl. I się tak męczył sam ze sobą, bo to jednak co jakiś czas wracało. Coś powiedziała nie tak, jakieś głupstwo i już to wszystko przychodzi. Perfekcyjne rozwiązanie, odpowiedź na wszystko. House by powiedział - wyjaśnia wszystkie symptomy, to musi być to. Zapodać leczenie, zerwać kontakt.

Niby wiedziałem, ale to trzeba się przekonać. Logika, zachowanie, trudny kontakt... Wszystko, no wszystko się zgadzało, tak, że nie było miejsca na nic innego, ale trzeba było sprawdzić.

Teraz właśnie sprawdziłem. Niby przypadkiem, mój laptop na górze, jej w kuchni. Mi się nie chciało iść po shcodach, zwłaszcza, że gotuje obiad. Nie wylogowała się. Mogłem szybko ją wylogować i przełączyć się na swoje konto... Ale tego nie zrobiłem. Już wiem na sto procent. Znaczy, wcześniej wiedziałem, ale teraz mam naoczny dowód. #!$%@?. Nie wiem co zrobić.

Znamy się odkąd pamiętam. To też szybko domyśliłem się co się dzieje. Dziś sprawdziłem... Mogłem wcześniej, w każdej chwili, nie byłoby to dla mnie trudne. Ale nie chciałem. Wolałem aby te iskierki nadziei, te głupie, bezsensowne coś jednak było. Hah, człowiek w niewiedzy dużo lepiej śpi i żyje. Nawet jeśli ta niewiedza jest udawana.

Serio, nie wiem co robić? Psycholog, terapeuta? To da radę? Jak z tymi w Polsce? Może zagraniczni będą lepsi? Nie mogę zerwać kontaktu, rodzina tego nie zrozumie. Znaczy, ja wiem, widzę jak sami się pytacie, jak to tego nie zrozumie? Ano nie. Katolicka, zacofana. Ja się ze wsi wyrwałem. Bez urazy za wieś, ale #!$%@?... Jakieś wykształcenie? Pojęcie o świecie? Rozum? A skąd. A nie odetnę się od całej rodziny. Rozumiem, że ktoś inny by mógł, ale nie ja.

Najgorsze jest to, że ja wiem, że ona nie przestanie. Nie da się jej zmusić, przemówić do rozumu. Pierwszy krok to chyba będzie uświadomienie jej o tym, że to choroba? Prawda? Chryste... Miał może ktoś taki sam problem? Jak ja? Czy czyjaś siostra też ogląda polskiego youtuba? Powiedzcie, że nie jestem sam! Nie mogę być sam!

  • 8