Wpis z mikrobloga

#piracifabularnie

Gregory szedł wzdłuż nabrzeża trzymając ręce w kieszeni. Choć w okół panował typowy portowy harmider składający się z dyskutujących kupców, ładowanych i rozładowywanych skrzyń oraz potwornego zmasowanego wrzasku mew, ignorował wszystkie napastliwe dźwięki. Bił się w głowie z myślami, rozważając czy dobrze postępuje. Napady, mordy i portowe bijatyki to jedno. Cel uświęca środki. A cel jest szczytny - w ostatecznym rozrachunku ustanowić królem Polski samego Jezusa Chrystusa i przegonić z kraju innowierców raz na zawsze. Ale dręczyła go niepewność, czy bratając się z tak podłym towarzystwem nie zamknął przed sobą na zawsze bram do Królestwa Niebieskiego. Zrobił w sercu rachunek sumienia, a w głowie porachował wszelakie indywidua, z którymi się spotkał na pokładzie Latającego Izraelity.

Waldek: o Waldku nie miał jeszcze wyrobionego zdania. W sumie spotkanie go było sporym zaskoczeniem. Kto by pomyślał, że trafi na rodaka po drugiej stronie globu? Waldek przypominał mu parobka Tomasza z folwarku ojca. Do dziś pamięta jaki był popłoch, kiedy chłopi przebili widłami Tomasza gdy spał #!$%@? do nieprzytomności w stogu siana. Nie mniejsze było zamieszanie, kiedy opuściliśmy kotwicę w porcie, a Waldek spał zarzygany w stosie lin.

Kuternoga: W każdej grupie znajdzie się taki śmieszek, dusza towarzystwa, który zawsze ma jakąś anegdotkę do powiedzenie albo inna błyskotliwą uwagę. Na Latającym Izraelicie przyjęło się, że jeżeli Kuternoga dołącza do dyskusji, to znaczy, że jest to najwyższa pora, żeby się rozejść.

Mathias Pirklys: Gregory nie darzy ani krztyną zaufania tego Niemca, który na każdym kroku podkreśla, że nie jestem Niemcem, tylko pochodzi z Prus. Trzeba mieć go na oku jako potencjalnego uczestnika w spisku kondominium. Bo co innego by tu robił, jak nie podążył za Gregorym, żeby go szpiegować? Siedzi tylko na pokładzie przy sztaludze i rysuje te swoja kółka oraz kwadraciki. Gwen mówi, że trzyma go, bo zna się świetnie na handlu i pomógł jej zarobić ładną sumkę na spekulacji jakimiś bito monetami. To zapewne przykrywka. Nie wie kiedy i gdzie, ale Gregory przysiągł sobie, że go rozgryzie.

Gabrielle Mangale: Gregory odruchowo spojrzał na swoją dłoń. Oby ta grzeszna ręka mu uschła i spłonęła w ogniach piekielnych. Gdy pierwszy raz wszedł na pokład zauważył śliczną parę nóżek zakończoną zgrabnym tyłeczkiem opartą o burtę, a wszystko to ubrane w kusą minówkę i kabaretki. Jak że jest dżentelmenem, bez zwłoki podszedł, by się przywitać. Zapodał soczystego klapsa na dupkę i zagaił:
- Szczęść Boże, nazywam się Gregory i jestem tu nowy. Oprowadzisz mnie po statku?
- Oczywiście, piękny kawalerze. - właściciel zgranej dupki odpowiedział basowym głosem i odwrócił się, w pełnej krasie demonstrując swoje wdzięki.
W ten sposób poznał Mangale, załogowego medyka oraz inżyniera. Ten do dzisiaj puszcza mu oczko, gdy się mijają.

Maryjo wybacz mi bo zgrzeszyłem myślą i czynem - powiedział do siebie w myślach Gregory zbliżając się do Latającego Izraelity zacumowanego w porcie. Przed statkiem stała Gwen, ze swoim wiernym sługą Astolfo. Poczuł, że musi podzielić się z kapitanem tym co mu leży na sercu i podzielić się paroma gorzkimi słowami w temacie doboru załogi. Podszedł do żywo dyskutującej o czymś pary, wziął głęboki oddech i otworzył usta:

- RRRRRRRRRRRYYAAAAAAJAAAAAAAARRRRRRRRRRRRRRRRRRRPFFFFAAEEEEEEEUUUUUUJA!!!!!! - zza pleców dobiegł ich przerażający skowyt. Gdy odwrócili się, dostrzegli zjeżdżającego z górki i zbliżającego się do nich z ogromną prędkością Carla "Samobieżnego" Johnsona. Trajektoria jego jazdy przeplatanej z lotem jasno wskazywała na to, że zaraz zacznie zwiedzać dno zatoki Caracas. Gdy był już blisko, Astolfo zgrabnych ruchem chwycił wózek i tanecznym piruetem zamienił pęd wózka w wysublimowany półobrót, po czym załączył hamulec.

- Co chciałeś, Carl? - Zapytała niecierpliwie Kapitan Karter.
- Ummffff prgrgrghrrrrrrrrh brrrrrrrkkkrkrhhhhhr aaaaaaaaaaaaffffffff! - wykrztusił z siebie Carl, wściekle machając swoimi nienaturalnie powykręcanymi rękoma i nogami.

W tym miejscu warto by zatrzymać się i wspomnieć parę słów o tej nietuzinkowej postaci. Carl jest po udarze, który uczynił straszliwe spustoszenie w jego mózgu. Od tego czasu jest w stanie tylko wić się w konwulsjach i wydawać z siebie bliżej nieokreślone dźwięki. O ile część załogi umie się z nim normalnie porozumieć, a nawet prowadzić sensowną konwersację, o tyle Gregory nigdy nie był w stanie rozszyfrować tego bełkotu. Czasami zastanawia się czy to nie jest jakiś wielotygodniowy, wysublimowany prank na nim, w którym bierze udział cała załoga. Gwen, tłumaczyła mu kiedyś, że w skutek uszkodzenia mózgu Carl troszeczkę inaczej postrzega świat niż reszta. Uważa się za przystojnego maczo chada, mistrza sztuk walki Inwalidou. Co dla nas jest konwulsjami przeplatanymi charczeniem, dla niego jest dobrym tekstem na podryw. Co nie znaczy, że z Carla można się śmiać. Gregory odruchowo dotknął świeżej blizny na klatce piersiowej, która powstała, gdy pozwolił sobie w jego obecności na żart o "Samobieżności" Carla. Waleczności odmówić mu nie sposób.

- Ummffff prgrgrghrrrrrrrrh brrrrrrrkkkrkrhhhhhr aaaaaaaaaaaaffffffff! - powtórzył niecierpliwie Carl.
- Sam sobie zwal. - oschle odpowiedziała Gwen, po czym skinęła na Astolfo i odeszli razem w stronę tawerny.

Carl spojrzał na Gregorego. Ich oczy spotkały się.

- Ghhhhhhhhhhrrrrrkh mraaaaaffffffffgfdggrgrgggg buuuuugggggggfffff?! - zapytał Carl.
- Też Ci nie pomogę kolego, radź sobie sam. - odpowiedział Gregory i poszedł w ślady Gwen.

Za jego plecami rozbrzmiało głośne charczenie przypominające ryk guźca ranionego włócznią.
Przyśpieszył kroku. Musi koniecznie dogonić Kapitan Karter i zamienić z nią parę zdań co do obecnego stanu załogi.
kinasato - #piracifabularnie

Gregory szedł wzdłuż nabrzeża trzymając ręce w kiesze...

źródło: comment_QepR5kl10RIqs5yLOcg9Kn1S9QIzjuOt.jpg

Pobierz
  • Odpowiedz