Wpis z mikrobloga

Na marginesie dzisiejszego przemówienia Maika Pence'a i kończącego go cytatu o wolności i jej cenie, ze słów Lecha Wałęsy, którego nazwał "wielkim bohaterem" warto przypomnieć parę rzeczy, bo znów się podniosła wrzawa, że "jak to, Bolek bohaterem?". Tak, Bolek jest bohaterem.

Nie jestem wałęsistą, mógłbym napisać elaborat o mniej lub bardziej niedobrych rzeczach, które zrobił lub powiedział (wojna na górze, obiad drawski, bezkrytyczne podporządkowanie się kościołowi, wybujałe ego itp, itd), ale dziś, kiedy stał się celem do plucia, kiedy stał się obiektem zaszczuwania i linczu, moralnym obowiązkiem jest, przynajmniej według mnie, stanąć w jego obronie. I nawet nie powoływać się na jego olbrzymie i bezsporne zasługi dla Polski, ale by choć przypomnieć trochę faktów o czasach, kiedy dzisiejsi spóźnieni bohaterzy i kontrolerzy cudzych sumień spali do południa albo machali wesoło czerwonymi chorągiewkami na partyjnych pochodach, a dziś jakby im pamięć odjęło.

Przypomnijmy więc. W grudniu 1970 roku żołnierze i milicjanci zabili ponad 40 osób, prawie 1200 ranili, a około 3000 aresztowali. Wśród aresztowanych był jeden z liderów robotniczych protestów Lech Wałęsa, młody chłopak, świeży żonkoś, z dwumiesięcznym dzieckiem, niedawno przybyły ze wsi w poszukiwaniu pracy. Cała ta atmosfera, widok zakrwawionych ulic, zabitych i rannych ludzi, masowe represje z biciem włącznie, człowieka na duchu raczej nie podnoszą, zwłaszcza odciętego od wszelkiego wsparcia, zdanego w starciu z machiną terroru i przemocy jedynie na własne siły. Ludzi w tamtej chwili, którzy podpisali dokumenty o współpracy ze służbami, było 130. Każdy z nich podpisując ten czy inny papier miał prawo myśleć, że ratuje rodzinę, własne zdrowie, nawet życie. Ilu z nich wyrwało się w końcu z tych więzów, tak jak Wałęsa nie wiem, ale pewnie niewielu.

Powszechny opór narodu gnębionego przez obcą mu władzę jest mitem. Opór - czasem bohatersko - stawiała mniejszość. Najczęściej marginalna. I do tej mniejszości należał Lech Wałęsa.

Dzisiejsi moraliści zapominają, zwłaszcza ci młodsi, którzy wtedy nie żyli albo byli dziećmi, że im nie było dane, na szczęście, zmierzyć się z komunistycznymi służbami i się sprawdzić, jak oni by z takiej walki Dawida z Goliatem wyszli. A ci starsi, co sami wtedy robili i jacy oni wtedy byli niezłomni i nieskalani moralnie. A przecież niezłomni patrioci powinni pamiętać także własne głosowania w wyborach, udział w pochodach pierwszomajowych i masówkach potępiających np. warchołów z Radomia w 76 roku itp. Przecież ogromna większość spośród 10 milionów późniejszych członków "Solidarności" we wszystkim tym uczestniczyła. I w wielu innych rzeczach, które trzeba było robić, żeby dostać awans, przydział na mieszkanie, cokolwiek z bardzo wielu rzeczy niezbędnych do życia, które rozdawała wówczas władza i raczej rozdawała swoim, albo chociaż posłusznym.

Nieliczni potrafili wyjść z pojedynków z władzą zwycięsko, jednym z nich był Zbigniew Bujak. Warto posłuchać jego słów:
"Mieliśmy żelazną zasadę, która się bardzo dobrze sprawdzała.(...) Najwyższe zaufanie mają nie ci ludzie, którzy nigdy nie mieli do czynienia ze Służbą Bezpieczeństwa, ale ci, którzy mieli do czynienia, może nawet coś podpisali, ale współpracę zerwali. (...) Zerwanie współpracy było jakby gwarantem, że ta osoba jest zaszczepiona na ich metody działania. Ci, którzy zostali złamani, np. skłonieni do podpisu, w momencie, kiedy zrywali tę współpracę, stawali się dużo silniejszym ludźmi niż przed. I jakby dużo lepiej o sobie myśleli niż przed. (...) Wałęsa był takim przypadkiem."

Może właśnie dlatego Wałęsa mógł odegrać tak historycznie ważną rolę w późniejszych latach, kiedy w ciemnej nocy stanu wojennego jego niezłomna postawa dodawała siły i podtrzymywała opór, robiąc z niego ikonę walki o wolność i godność nie tylko dla Polaków, ale dla całego świata. Szanowaną także, o czym nie zapominajmy, przez Jana Pawła II, dla którego jego przeszłość nie była tajemnicą. Za Janem Skórzyńskim (link do jego opracowana na temat współpracy Wałęsy z bezpieką pod wpisem, strony 7-25) można więc powiedzieć:
"Nie zacierając negatywnych konsekwencji współpracy Lecha Wałęsy z SB, widzę w tym jedynie epizod jego biografii, istotny, ale nie definiujący politycznego życiorysu przywódcy Solidarności. Z dostępnej nam bazy źródłowej jednoznacznie wynika, że związki Wałęsy z komunistyczną policją polityczną zostały przecięte najpóźniej w roku 1976 i nigdy potem nie było do nich powrotu. Supozycje, oskarżenia i domysły pojawiające się na temat uzależnienia Lecha Wałęsy od SB w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych nie mają żadnych podstaw źródłowych. Należą do gatunku politycznej publicystyki graniczącej z paszkwilem."

Kolejna sprawa to niebywały cynizm Jarosława Kaczyńskiego i jego wyznawców. To bracia Kaczyńscy zrobili na Wałęsie karierę, dla niej wywołując "wojnę na górze", by go natychmiast, kiedy było im wygodniej politycznie, a Wałęsa przestał dawać im się wodzić za nos, zdradzić i grać "Bolkiem". Gdyby Wałęsa umarł w chwili, kiedy Kaczyńscy byli jego pierwszymi obrońcami, dziś pewnie mielibyśmy ze sto tomów jego hagiografii (a Cenckiewicz właśnie zaczynałby sto pierwszy) i las pomników większych niż Jezus ze Świebodzina, ale tak się nie stało, więc potoczyło się, jak się potoczyło. Aż nie chce się komentować takiej obrzydliwej obłudy, tym większej, jak z czasem okazuje się ilu dawnych działaczy PZPR lub wprost agentów bezpieki wspaniale odnalazło się w PIS, a nawet w roli najbliższych współpracowników Kaczyńskiego.

#polityka #walesa #historia #bekazpisu #bekazprawakow #bolek #4konserwy #neuropa

Od informatora do kontestatora. Akta „Bolka” – próba lektury
https://www.google.com/url?q=https://www.ecs.gda.pl/library/File/nauka/WiS/ECS_CollegiumCivitas_WiS_92016.pdf&sa=U&ved=0ahUKEwi355vctLngAhXHxcQBHfFODWYQFggEMAA&client=internal-uds-cse&cx=partner-pub-2698861478625135:7463904445&usg=AOvVaw3hv9ctllGgHrKqcAzU1tLi
  • 42
  • Odpowiedz
  • Otrzymuj powiadomienia
    o nowych komentarzach