Wpis z mikrobloga

Z racji okrągłej rocznicy Ustawy Wilczka pozwolę wrzucić sobie fragment "Anatomii Słabości", czyli wywiadu-rzeki Roberta Krasowskiego z Ludwikiem Dornem. Jedną z pierwszych pozycji, którą wzięli sobie na warsztat była właście ta ustawa, co do której Dorn ma zdanie zgoła odmienne od większości.

Dla mnie nie była ona ani wybitna, ani okrutna – chyba dobrze opisał to swego czasu @BarekMelka:

Bardzo mało w sumie powiedział o tej ustawie, natomiast prawdą jest, że to jest mit dla prawicy. Jasne, można sobie przeczytać tę ustawę i pomasturbować się do tego jaka ona krótka (tylko 5 stron i 54 artykuły!), że według jej treści prowadzenie działalności gospodarczej poza kilkoma branżami było proste, łatwe, bez biurokracji i tak dalej. Można sobie wtedy wyobrażać jakąś kapitalistyczną, paróweczkową utopię. Kilka lat dłużej by obowiązywała i bylibyśmy bogaci jak Niemcy! Zły Balcerowicz przyszedł i ją zabił!

Pomijamy wtedy jednak całe otoczenie instytucjonalne. To, że właścicielem większości lokali i środków produkcji, głównym dostawcą i głównym klientem w gospodarce było państwo. Do większej działalności niż stragan czy warsztat potrzebny są banki. Co było w 1988 roku? NBP, PKO BP (od zaledwie roku wydzielony z NBP!), Pekao, Bank Handlowy. Wszystko państwowe, w dodatku chyba tylko NBP udzielał kredytów. Zajebiście konkurencyjne warunki na pewno mógł otrzymać niezależny przedsięborca. A wszystko to w warunkach przyspieszającej inflacji (60,2%) i coraz gorszej sytuacji gospodarczej.


A tutaj już Ludwik Dorn, w osobie własnej:

Miękkiego lądowania całej formacji w szyku uporządkowanym działania rządu Rakowskiego na pewno nie były w stanie zagwarantować i chyba nawet nie taki był ich sens. Natomiast opiewana przez liberałów ustawa Wilczka była wynikiem egzystencjalnej refleksji tamtego obozu.

Kiedy stało się jasne, że władzy w obecnym kształcie nie da się utrzymać, pojawiła się potrzeba otworzenia możliwości szybkiego zakumulowania innych dostępnych dóbr. Takich, które mogą przyszłość uczynić bardziej bezpieczną. Oznaczało to oparcie się na bardzo różnym biznesie, w większości szemranym bądź przestępczym, ale to nikomu nie przeszkadzało. Bo przecież to był świat ich ludzi. Zdejmując kontrolę nad gospodarką, komuniści zapewniali tym, którzy dysponują największym kapitałem - czyli swoim ludziom - swobodę grabieży.

Oczywiście ta swoboda była potencjalnie dla wszystkich, ale tak to wyglądało jedynie w teorii. W praktyce było inaczej. Bo co się dzieje, jak wódz mówi swojej drużynie: „kochani, przestajemy się troszczyć o porządek”, i jeszcze dodaje: „a teraz wolno grabić”, nawet jeśli przy okazji prawo grabieży przyznaje wszystkim innym dookoła? Otóż w takiej sytuacji chłop pańszczyźniany najwyżej drugiemu chłopu kurę ukradnie, natomiast wszystkie cenniejsze dobra wezmą drużynnicy i wojowie wodza. Mało tego, aby wziąć całą pulę, wejdą w układy ze zbójami z lasu.

A zatem ustawa Wilczka to tłumaczenie słów Gorbaczowa na lokalny kontekst i na życiowe konkrety. Gdy towarzysz Gorbaczow mówi: „nie liczcie więcej na nasze bagnety”, to znaczy róbcie, co chcecie, radźcie sobie sami, ja na wszystko się zgadzam. I to samo mówią liderzy PZPR swoim towarzyszom „nie liczcie, że partia dłużej wam zapewni te sklepy z żółtymi firankami, przydziały polonezów itd. Radźcie sobie sami”.

Ale żeby sobie poradzili, liderzy PZPR organizują im przestrzeń, pozwalają im poradzić sobie w nowych warunkach. Nie rozdają dóbr jak dawniej, ale dają narzędzia, aby te dobra sami szybko zdobyli. I tak się stało. Sprytniejsi ludzie aparatu i służb sobie poradzili, a co głupsi prowadzili kioski z warzywami i teraz na transformację gardłują.


L. Dorn, R. Krasowski – "Anatomia Słabości", s. 10-11

#neuropa #4konserwy #polityka #ekonomia #prl #ekonomia #ustawawilczka
  • 3
@mq1: Od groma tych kiosków później upadło ale nie dlatego, że Balcerowicz zniszczył tylko dlatego, że nie wytrzymały rosnącej konkurencji. Z opowieści starszych wiem, że prawie każdy miał większy albo mniejszy biznes ale z roku na rok robiło się coraz ciaśniej, ci bardziej przedsiębiorczy wygryzali resztę. Śmieszne jest to, że prawaki porównują lata 90, okres gdzie brakowało wszystkiego i rynek wszystko wchłaniał do obecnych czasów, gdzie rynek jest prawie wszystkim nasyconym
@Marek_Licyniusz_Krassus: i na tym polega opny rynek uposledzony czlowieczku. ze kazdy moze wejsc w niego i probowac swoich sil z innymi graczami. A teraz z tymi zisami i sanepidami nie chodzi o to aby kazdy zostal rekinem biznesu ale zeby kazdy mogl sprobowac nim zostac i zeby byl niski prog tej proby. zeby czlowiek bez kapitalu z pomyslem na biznes mogl go powoli rozwijac bez placenia wysokiego zusu gdy nie ma
@za-co: Chcesz bez kapitału tylko z pomysłem konkurować z firmami, które funkcjonują kilkanaście lat, zatrudniają 5, 50 czy 500 ludzi? Dzisiaj możesz to tak samo, każdy przedsiębiorca płaci tak sam ZUS i inne podatki, wobec niego są takie same wymagania. Próg jest za wysoki ale wobec jednoosobowych działalności, których przychody to 2 czy 3 krotność składki ZUS czyli fryzjerki czy hydraulika. Ale z takich firm drugie Apple czy VW nie wyrośnie