Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
Pytanie do starszych mirków, którzy czasy liceum czy studiów mają już dawno za sobą.

Powiedzcie mi czy mam rzeczywiście problem czy szukam dziury w całym i bardziej zielonej trawy za płotem.

Mam 36 lat, dobrą pracę, żonę i 3-letnią córę. Jesteśmy jedną z tych par, które są ze sobą od czasów licealnych. Żona jest moją pierwszą i jedyną, ja jej pierwszym i jedynym. Nie przeszkadza mi to, nie szukam wrażeń łóżkowych.

Kiedy zaczynaliśmy chodzić ja byłem nerdem. Niebrzydkim, ale nerdem. Żona była zwykłą, ale atrakcyjną dziewczyną. Nie imprezowała, nie była głupią blondynką. Ot zwykła dziewczyna, która wizualnie bardzo mi się podobała. Zagadałem, udało się. Przez pierwsze lata czułem się trochę gorszy od niej. Kiedy ma się po 18-20 lat ważne są inne rzeczy. Była zdecydowanie bardziej atrakcyjna ode mnie, miała więcej fajnych znajomych, potrafiła gotować (czego ja do dziś nie ogarniam) itp. Motywowało mnie to z czasem do ogarnięcia się. Schudnięcia, zadbania o garderobę. Z czasem przyszła praca w magicznym IT. Jest dobrze.

Do 30-tki żona nigdzie nie pracowała. Studiowała się, potem jakieś kursy, szkolenia itp. Po 30-tce brała drobne zlecenia dorywczo, bez szału. Zarabiam na tyle dobrze, że nie potrzebujemy drugiej pensji więc nie miałem spiny. Potem pojawiła się córka i naturalnie wyszedł podział obowiązków - ja pracuję i zajmuję się dzieckiem i trochę domem po pracy, a ona przez dzień dzieckiem i ogarnia obiad.

Gdzie problem spytacie. Problem w tym, że to co było atrakcyjne kiedy zaczynaliśmy być ze sobą nie jest atrakcyjne kiedy się jest dorosłym. Żona nadal jest piękną kobietą, ale - może to źle zabrzmi - czuję, że przerosłem ją o kilka poziomów w rozwoju. Zarówno fizycznym, emocjonalnym i intelektualnym.

Rozmawiamy dużo i naturalnie, ale dla mnie to jest jak rozmowa z nastolatką. Jakieś plotki o znajomych, rzuci coś o celebrytach, pogadamy o dziecku i koniec. Nie dlatego, że nie ma czasu. Po prostu nie jest w stanie prowadzić głębszych konwersacji. Zastanawiać się nad różnymi rzeczami, wymieniać poglądów na różne tematy. Znam ją od blisko 20 lat, wiem, że po prostu nie potrafi. O ile rozmowy intelektualne mogę sobie prowadzić z kolegami to już jakieś głębsze emocjonalne dyskusje chciałbym odbywać z kobietą, z którą jestem. Mam nadzieję, że mnie dobrze zrozumiecie.

Fizycznie nie przytyła, dalej ma w miarę fajną figurę, ale też lubi się zapuszczać. Nie golić nóg/pach itp. Ja rozumiem, że są inne obowiązki, nie wymagam, żeby chodziła w sukience i pełnym makijażu po domu. Ale poświęcenie sobie choćby 30 minut raz w tygodniu to nie jest jakaś wielka rzecz. Zwłaszcza, że nie ma dziecka ciągle na głowie. Od 16-tej do usypiania ja przejmuję małą.

Żona niby prowadzi dom, ale czasem mam wrażenie, że robi to zgodnie z prawem Parkinsona. Rzeczy, które normalnej pracującej osobie zajmują godzinkę - jej rozciągają się na pół dnia. Bo może.

Czuję się w tej relacji strasznie pusto. Jednocześnie nie mam jej nic konkretnego do zarzucenia. Dziecko jest szczęśliwe, dom w miarę ogarnięty. Sex też jest fajny. Chociaż (co pewnie dla wielu wykopków jest marzeniem) można go porównać do porno. Nie ma w nim większych emocji, połączenia na innym poziomie.

Byłem u terapeuty, ale niewiele mi te wizyty pomogły. Coraz częściej chodzi mi po głowie wizja rozwodu, ale z drugiej strony czuję, że nie poradzę sobie z utratą córki z życia codziennego "bo tatuś nie ma o czym z mamusią pogadać".

Dla malkontentów - przez wiele lat, zanim pojawiła się córka i kiedy żona nie pracowała:
- Próbowałem przekonać ją do jakiejkolwiek aktywności fizycznej wiedząc, że to że dziś wygląda dobrze nie znaczy, że w przyszłości nie będzie problemów i że jest to ważne dla zdrowia; U mnie zawsze była siłownia, rower, bieganie, chodzenie po górach i masa innych rzeczy. Jej się nic nie chciało albo odpuszczała po pierwszym zmęczeniu.

- Próbowałem ją aktywizować. Zachęcałem do pracy nie dla pieniędzy tylko po to, żeby się rozwijała i socjalizowała. Żeby poznawała ludzi, uczyła się rozmawiać itp. Bezskutecznie.

- Do dziś co jakiś czas próbuję inicjować jakieś ciekawsze dyskusje. Choćby na temat filmu, który widzieliśmy czy np. nowej płyty jakiegoś zespołu (chcę zacząć od prostych rzeczy). Nie ma szans. Wszystko jest "fajne", "nudne", "nawet spoko" itp.

- Czytanie książek? Nie ma szans. Wszystkie książki, które w życiu przeczytała można policzyć na palcach jednej ręki.

Przy tym wszystkim nie można jej nazwać głupią czy nieogarniętą. Nie chcę, żeby powyższe opisy zbudowały jej obraz jako głupiutkiej blondynki. Pisząc wprost - jest po prostu kilka leveli niżej ode mnie. Podobnie jak może to mieć miejsce w przypadku wyglądu danej osoby, może się też zdarzyć w przypadku jej intelektu.

Nie wiem czego oczekuję pisząc tu. Może ktoś miał podobną sytuacje. Niepojęte jest dla mnie to jak samotny czuję się w tym związku i jednocześnie nie mogę sobie wyobrazić, że coś takiego mogłoby być powodem do rozwodu i ograniczenia sobie kontaktów z córką.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: kptant
Dodatek wspierany przez: Wyjazdy studenckie - bogata oferta przez cały rok
  • 26
  • Odpowiedz
@AnonimoweMirkoWyznania:
Nie chce byc niemila, ale nie, w wieku 18 lat nie wszystkie laski ogladaja m jak milosc(albo inaczej - nie jest to ich jedyne zajecie). To jest troche twoja wymówka. :< przykro mi.

I to nie jest kwestia, ze zostala mentalnie w wieku 18 lat. Byc moze chciales ja kiedys tak tlumaczyc, ale to sie nazywa roznica charakterow, celow zyciowych.
A może żonie też niezbyt zalezy na Tobie? Moze czuje to niedopasowanie? Moze wolalaby prostego chlopa co by sie cieszyl, ze zona sobie wesolo szczebioce¯\_(ツ)_/¯o serialach czy sasiadce Krysce. Przeciez masa facetow tez nie ma jakis wybitnych zainteresowan(troche piwo, troche silka, troche gry, troche "dupy", troche znajomi) I tak ludzie sobie żyją nawet czesto dosc
  • Odpowiedz
OP: @Faveola:

PS. To juz taka dygresja troche...ale imo to jest mega egoistyczne z Twojej strony OPie zmajstrowac dziecko i w efekcie zostawic je z kobieta ktora czyta antyszczepionkowcow. Zycie nie jest kolorowe i czasem choc to okrutne wymaga zapłaty za swe błędy. W tym wypadku jak dla mnie byloby to chocby przejecie opieki nad dzieckiem lub podzielenia jej pol na pol.


To przecież ja nie zakładam scenariusza w stylu "uciekam, jestem wolny, wysyłam kasę, a dziecko pokażcie mi na święta". Jeśli doszłlby do tragedii to i tak ode mnie będzie zależało gdzie i jak zamieszkają (przynajmniej na początku). Żona nie ma dosłownie nic, ani złotówki swojej. Ani grosza na koncie. Żadnego majątku itp.
Chciałbym, żeby mieszkały na tyle blisko, żeby była możliwa opieka 50/50 albo na początku nawet w większości ze mną, tak żeby ona mogła stanąć na nogi. Wejscie do prawdziwego życia nie będzie
  • Odpowiedz
Z jednej strony rozumiem oburzenie, że chcesz zostawić rodzinę, którą przecież tworzyłeś przez wiele lat, ale z drugiej strony rozumiem, że ludzie się tez zmieniają. Tak jak pisałes wyżej - dorosłeś, zmieniłeś swoje podejście do życia, zmieniły się Twoje oczekiwania i nie jestes w stanie oszukać swoich odczuć względem tego, bo jak się pozbyć uczucia, że to nie jest to, co chcesz? Wmówić sobie? Podejście do życia musi się w jakimś stopniu
  • Odpowiedz
OP: @lezkaniebieska: Dzięki za długi wpis.

Spokojnie, decyzja podjęta ale nie w kierunku rozwodu ;). Zostanę, nie widzę innej drogi.

Nie krytykuję żony za jej charakter. Twierdzę po prostu, że się rozminęliśmy w kierunku rozwoju (nie na lepsze i gorsze tylko na inne). Piszesz o tetrisie, godzeniu dwóch różnych światów itp. Tylko to też ma swoje granice. Wyobraź sobie, że życie stawia przed Tobą faceta kompletnie do Ciebie nie pasującego. Tak totalnie. Będziesz z nim? Będziesz szukać na siłę tych 5% które jakimś cudem sprawią, że związek będzie znośny (bo na pewno nie udany). Moje pytanie, które zadawałem sobie regularnie to czy gdybym dziś miał od zera szukać kobiety to czy moją żonę brałbym pod uwagę. I zawsze odpowiedź była negatywna. Pewnie bym się z nią nawet nie umówił. I teraz pytanie czy dziecko powinno to zmienić czy nie? Jesli np. wiem, że (teoretycznie bo coś takiego się w moim przypadku nie stanie :D) gdybym wpadł dziś z jakąś przypadkową kobietą na imprezie i ona chciałaby urodzić to dziecko to w żadnym wypadku bym się z nią nie związał. Nie znam jej, nie jestem w niej zakochany itp. Dziecko bym zaakceptował, dbałbym o kontakt, być może próbowałbym ją poznac i zobaczyć jaka jest, ale na pewno nie klepałbym terminu zaślubin jak to niektórzy mają
  • Odpowiedz
Ja żonie mówiłem o tych podrywających mnie. Nie rusza jej to, jedyne co powie to "tylko chorób wenerycznych do domu nie przynieś".


@AnonimoweMirkoWyznania: O kurde, to brzmi po prostu przykro. Nie wyobrazam sobie miec tak wywalone na to ze partner/partnerka mowi ze ktos go podrywa, nawet w zartach.

A co do reszty, juz ci wszystko napisali, ale co chce dorzucic - Twoja zona popadla w klasyczna polapke kury domowej. Nic nie musi, nic jej sie nie chce, nie ma pracy, nie chce, tylko dzieciak, TV. To otepiajace, w wiekszosci nie stymulujace, pozbawione bodzcow srodowisko. Mialaby prace, jakakolwiek, to mielibyscie do pogadania co sie stalo, o jej wspolpracownikach i wspolpracowniczkach, planach zawodowych, a tak nic. I jeszcze ten rozlany czas, chyba kazdy kto z jakiegos powodu utknal na bezrobociu na pewien czas zna to, niby kupa wolnego czasu a robi sie duzo mniej niz jakby go bylo zdecydowanie mniej, nie docenia sie tych godzin "wolnosci", bo co to za roznica czy pol godziny w te czy wewte? Jutro tez jest wolny
  • Odpowiedz
Dzięki za długi wpis. Spokojnie, decyzja podjęta ale nie w kierunku rozwodu ;). Zostanę, nie widzę innej drogi.


Nie ma za co. Nie obraź się, ale nie sądzę aby ta decyzja była stała. Jak bumerang będą powracały myśli o życiu bez niej aż wreszcie im ulegniesz. Jeśli nic się nie zmieni w Waszej sytuacji (a samoistnie nic się nie naprawi), to za jakiś czas ponownie zwątpisz, ponownie napiszesz, zapytasz o radę, a właściwie o poparcie Cię w Twojej decyzji. Miotasz się, bo jest źle, ale rodzina, ale dobre chwile. To zrozumiałe. Nie jest łatwo odejść. Pytanie jak długo tak pociagniesz.

Nie krytykuję żony za jej charakter. Twierdzę po prostu, że się rozminęliśmy w kierunku rozwoju (nie na lepsze i gorsze tylko na inne). Piszesz o tetrisie, godzeniu dwóch różnych światów itp. Tylko to też ma swoje granice. Wyobraź sobie, że życie stawia przed Tobą faceta kompletnie do Ciebie nie pasującego. Tak totalnie. Będziesz z nim? Będziesz szukać na siłę tych 5% które jakimś cudem sprawią, że związek będzie znośny (bo na pewno nie udany).


To
  • Odpowiedz