Wpis z mikrobloga

Nie mogłem wieczorem zasnąć, to napisałem i dalej nie mogłem zasnąć :)

The end of an era

Miałem już nie pisać niż więcej, aż nie skończę długiego artykułu o szachach kobiecych. Piszę go, mam go jak teraz piszę w drugiej zakładce notatnika. Ale nie mogłem nie napisać. Dziś, 26-ego listopada zakończyły się jak dla mnie dwie rzeczy. Era szachów klasycznych i idea Magnusa Carlsena jako bezapelacyjnie najlepszego zawodnika w historii szachów.

Klasyczne narzekanie

Wybitny rosyjski arcymistrz Aleksander Griszczuk powiedział wprost, że to "wisienka na grobie szachów klasycznych". I ciężko się z nim częściowo chociaż nie zgodzić. Mecz miał być historyczny. Na najwyższym poziomie. Taki co pamiętać się będzie jak mecze Karpowa z Kasparowem. I będzie się pamiętać. Z 12 remisów i Carslena, który unika prób grania lepszej pozycji przy lepszym czasie w ostatniej partii. Przygotowania debiutowe, najwyższy poziom gry, superkomputery, komentatorzy, setki tysięcy widzów na twitchu. Aby oglądać jeden bezbarwny remis raz na dwa dni. Droga do perfekcji doprowadziła szachy do bezbrzeżnej nudy. Zawodnicy praktycznie już nie popełniają błędów, sztaby mają na podorędziu komputery liczące setki miliardów opcji na sekundę. W ten sposób tworzy się ideał. Perfekcja. Nuda, że ja #!$%@?ę.
Niezależnie od wyników dogrywki, coś się musi zmienić. Ten nudny mecz z Karjakinem miał być wyjątkiem. Karjakin w końcu nie miał zbytnio innego wyjścia. Taki ma styl gry. Ale Caruana jest znany z aktywnej gry. A ona nie dała mu ani jednej wygranej. Tak, było kilka ciekawych momentów w meczu. Pierwsza partia. Mat w 36 posunięciach później. Parę innych ciekawszych momentów.

Parę ciekawszych momentów to za mało na miesiące czekania kibiców na mecz. Na dni przerwy. Dla tych setek tysięcy ludzi przed ekranami.

Szachy dążą od lat do skracania tempa. Kiedyś partię można było grać nawet dniami (tzw. odkładanie partii - przerywano, zapisywano ruch, następnego dnia wznawiano - też bardzo ciekawy temat - na kiedy indziej). Turnieje szachy szybkie były raczej rzadkością. Teraz ludzie nie mają tyle czasu, życie przyspieszyło i turnieje też trzeba było przyspieszyć. W ostatnich latach nawet FIDE poszło z nurtem i wprowadziło oddzielne rankingi dla szachów szybkich - wcześniej tylko liczył się ranking z partii przynajmniej dwugodzinnych. I choć szachy przyspieszały, to jednak najważniejsze turnieje cały czas były grane długim tempem. Wprowadzano coraz to nowe dodatki, które miały uatrkacyjnić coraz bardziej remisującą czołówkę. A to dogrywki w szachy szybkie, a to zasady ograniczające remisy. Ale to chyba nie wystarcza. Bo o ile turnieje na nieco tylko niższym poziomie (jak np. Olimpiada) dalej potrafią być fascynujące - tak mecze pokroju obecnie zakończonego stały się mordęgą. Zawodnicy mają zwyczajnie za dużo czasu by przygodować tę perfekcyjną i nudną partię. Olimpiada jest fascynująca i wybijająca się nad inne turnieje także z innego powodu. Wreszcie można oglądać jakieś nowe pary, a nie 47 partię tych samych zawodników w ostatnich 13 latach. Bo ile można też oglądać tych samych ludzi na tych samych turniejach znających swoje debiuty, swój styl gry, swoje siły i słabości do tego stopnia, że obudzeni w nocy je wyrecytują. Olimpiadę uwielbiam dlatego, że możesz zobaczyć tam pojedynki ludzi, co o tym że grają dowiedzieli się parę godzin wcześniej (bo nie tylko kojarzenia są znane dopiero przed rundą, ale też składy drużyn). Nie ma wówczas stagnacji, nie ma nudy, nie ma rozpracowania swojego rywala do piątego pokolenia wstecz. Jest to co w szachach najlepsze - walka na umiejętności.

Nie wiem, co można z tym zrobić. Nie wiem, czy cokolwiek zrobią - bo podejrzewam że ten mecz tak czy siak zarobi niezły hajs, a jeśli wygra Caruana to o popularność kolejnego też bym się nie martwił. Ale jak dla mnie to co widziałem dzisiaj to jest jęk konającej żyrafy.

Norweski sen

Koniec snu o Carlsenie. Ten chłopak to był jak młody Anakin Skywalker. Człowiek znikąd, z kraju w którym był wcześniej chyba jeden arcymistrz (a jednocześnie reprezentant kraju w piłkę - też fascynujący temat: https://pl.wikipedia.org/wiki/Simen_Agdestein ). *Blondyn, który jak wszedł w świat szachów, to ludzie raczej nie zadawali pytania "czy", a zadawali pytanie "kiedy". Kiedy będzie arcymistrzem, kiedy przekroczy 2700. Kiedy zostanie Mistrzem Świata.* Wszystko to poszło błyskawicznie. Chłopak, który wydawało się, że gra w inną dyscyplinę, zna inne reguły, jakieś tajemne przejścia i ruchy niedostępne innym. Zawodnik, który remisowe końcówki wygrywa, przegrane remisuje ( dla mnie Carlsen sprzed kilku lat to najepszy gracz końcówek w historii tego sportu ). Rok 2013 - zdobywa tytuł z dużą przewagą, rok 2014 osiąga niebotyczny ranking 2882 (dla porównania - najwyższy ranking Kasparowa, drugi w historii po Carlsenie, to był 2851. Żeby przejść z 2851 do rankingu 2882 Carlsen musiałby wygrać 6 kolejnych partii z Kasparowem z najlepszych lat - kosmiczna różnica na tym poziomie. A i to 2851 Kasparowa uznawane było za coś absolutnie fenomenalnego). O ile w sumie nikt nie spodziewał się, że w pierwszej połowie XXI wieku ktoś będzie miał ranking 2900, tak wtedy wydawało się to tylko kwestią czasu. Dodatkowo warto dodać, że dominował też w rozgrywkach o krótszym tempie gry. Wielu zapewne może powiedzieć, że już wtedy był największym w historii tego sportu i ciężko bedzie to wówczas zupełnie odrzucić, mimo iż w dalszych latach pomimo dwukrotnej obrony tytułu jego przewaga nad rywalami topniała. Ale dla mnie dwa nawet tak dobre lata to może byc za mało, by kogoś uznać najwybitniejszym w historii. Dlatego też nie jestem fanem Fischera, który miał, owszem dwa genialne lata na początku lat 70-tych, ale wcześniej wcale tak nie dominował, a później już nie chciał udowadniać swojej wielkości. Dlatego też jestem wielkim fanem Kasparowa, który od połowy lat 80-tych przez dwadzieścia lat przewodził z drobnymi przerwami w czołówce. No i tu dochodzimy do sedna - jak okreslić, że ktoś jest największym graczem w historii. Tak jak wśród kibiców NBA jest odwieczna kłótnia o to, kto jest największym graczem - tzw. GOATem. Wielu powie że Jordan, bo sześć tytułów i imię znane na całej planecie, inny że obecnie grający LeBron James, jeszcze inny że Wilt Chamberlain który jako jedyny zdobyl 100 punktów w meczu, inni że Kobe co miał tych punktów 80 oraz kilka innych osiągnięć, a jeszcze inny powie że najwięcej punktów w historii ligi miał Abdul-Jabbar, kolejny zaś wskaże na wszechstronnego Oscara Robertsona czy geniusza obrony Billa Russela. Tak samo właśnie mamy z szachami - cięzko jednoznacznie oceniać szachistów. Nawet sam ranking bywa niewystarczającym kryterium - o czym pisałem wcześniej ( https://www.wykop.pl/wpis/36483295/od-dawna-zbieram-sie-do-napisania-kilku-slow-o-sza/ ). Kryterium bycia Mistrzem Świata nie wystarczy - bo co liczymy? Lata? To wygrywa pewien niemiecki matematyk Lasker co zręcznie unikał trudnych rywali. Ilość tytułów - to wygrywa Botwinnik. Najsłynniejszy mecz o MŚ - to wygra zapewne Fischer. A ilu jest zapomnianych mistrzów świata? Kto kojarzy w ogóle grę Euwego, Smysłowa, Petrosjana czy Spasskiego? Nawet wielu szachistów nie jest w stanie zbyt wiele powiedzieć o nich. I raczej nikt nie wskaże ich jako kandydatów na GOATa. To jak mamy ocenić, czy Carlsen bardziej dominował nad resztą szachistów swojej ery niż Kasparow. Czy Karpow, który po dziś dzień trzyma rekord w liczbie wygranych turniejów międzynarodowych. Czy nawet genialny Kubańczyk z początku wieku, Jose Raul Capablanca, który potrafił mieć 8 lat bez porażki, retrospektywnie zaś licząc (ELO wprowdzono w latach 60-tych) uzyskał ranking zbliżony do Carlsena (2877). A co na przykład z Paulem Morphy'im, który w połowie XIX wieku przypłynął do Europy, ograł wszystkich znanych graczy, po czym wrócił do stanów i zakończył karierę ogłaszając, że nie ma już z kim wygrywać.

Nie mówię, że Carslen nie jest najlepszym graczem w historii świata. Może już jest, może jeszcze w najbliższych latach to potwierdzi, w końcu chłopak ma dopiero 28 lat a każdy może mieć kiedyś kryzys. Ale chyba szansę na to, by być takim uznany w sposób jednogłośny i bezapelacyjny (jak Judit Polgar w szachach kobiecych). Bo w jego grze i zachowaniu zupełnie nie widać tej pasji, tej zawziętości i polotu, którymi imponował w swojej drodze na szachowy szczyt. Sam Kasparow kiedyś powiedział, że Carlsen ma jeszcze rezerwy, że mógłby zajść nawet wyżej, jakby ciężej pracował. Ale teraz nawet taka praca może nie wystarczyć, gdy widać że magia gdzieś uleciała.

#szachy #ciekawostkiszachowe
Ragnarokk - Nie mogłem wieczorem zasnąć, to napisałem i dalej nie mogłem zasnąć :)

...

źródło: comment_druMLEx1B7xbimf8sSM2aqq9LZOqOSpO.jpg

Pobierz
  • 58
  • Odpowiedz
@Ragnarokk: Nie znam się zbytnio na organizacji i strukturach w szachach, ale mistrzostwa świata powinny mieć podobny format co reszta turniejów. Wyłanianoby pretendentów i ci rozgrywaliby turniej wraz z obecnym mistrzem świata. Przy wielu uczestnikach nie opłaca się grać na remis, bo jest praktycznie niemożliwe by żaden zawodnik nie był ostatecznie na plusie. W grze 1vs1 jesteś pewien, że jak zremisujesz swoją partię to nikt cię nie wyprzedzi.
  • Odpowiedz
mistrzostwa świata powinny mieć podobny format co reszta turniejów

@lohmeyer:

@Ragnarokk:
Swego czasu pisałeś, że kiedyś, na początku lat 2000 zmieniono formułę na pucharową, a potem z niej zrezygnowano. Przybliżysz to?
  • Odpowiedz
@lohmeyer:
Cóż, ten system że pretendenci rywalizują ze sobą o możliwość zmierzenia się z mistrzem to stara idea, jakoś od lat 50-tych. Na początku tego wieku jak wymyślili te puchary świata i mistrzami zostawali tacy gracze jak Chalifman, Kasimdżanow czy Ponomaroiw uznali, że wolą jednak mieć lepszą kontrolę, a z meczu jak ten teraz więcej hajsu się wyciągnie, a i prestiż nieporównywalny. Może właśnie hybryda którą proponujesz byłaby rozwiązaniem. Ja z
  • Odpowiedz
@hipek99:
:P

Zasadniczo było dokładnie to samo, co teraz u kobiet na Syberii. Puchar, przegrywający odpada. A jak to Puchar - wyniki były bardzo niespodziewane, a MŚów z takich pucharów to mało kto uznawał. Taki system był lepszy dla szachistów spoza TOP'10. Ale nie dla szachów.
  • Odpowiedz
@hipek99: Nie mam na myśli systemu eliminacyjnego tylko round-robin, gdzie każdy gra z każdym i zliczane są punkty. Takie rozgrywki na pewno byłyby mniej prestiżowe. Starcie dwóch gigantów łatwiej przyciąga ludzi, ale jak pokazuje czas i coraz większa dokładność w grze, potrzeba zmian bo w 1vs1 nie opłaca się ryzykować.
  • Odpowiedz
@Ragnarokk: Jeżeli mówimy o poważnych mistrzostwach świata gdzie jeden błąd oznacza przegraną to raczej trudno mówić o magii szachów. Zawodnicy wtedy grają jak maszyny - bezdusznie wykonują najlepsze ruchy i trudno im się dziwić.
  • Odpowiedz
@synbozy777:
Przy czym jednak muszę dodać, że ten mecz to nie jest jedyny przejaw tego braku magii. Już od dobrych 2 lat widać oznaki, że coś uszło. Dalej gra wybitne szachy, w końcu dalej jest rankingową jedynką, ale wcześniej grał jeszcze lepiej.
  • Odpowiedz