Wpis z mikrobloga

#psyandre #gothic

Odcinek drugi - modły za zmarłego.

- I jeszcze jedno – wypowiedział kapitan Andre w stronę naszych pleców – Komórką łączącą wasz oddział z paladynami jest Cedrik, jeden z ludzi Hagena. Spotkacie go dzisiaj w gospodzie. Sądząc po zapachu roznoszącym się po komnacie już nie możecie się doczekać spotkania. Teraz idźcie przyjrzeć się miejscu zbrodni póki jeszcze jasno, i postarajcie się nie dołączyć do denata, szlaki są bardzo niebezpieczne.
Ruga tym razem nie zdobył się na żadne spontaniczne usprawiedliwienie swojego stanu i wszyscy wyszliśmy z koszar. Na placu handlarzy już zapalano lampy. Gwarna gawiedź powoli spływała ku domom i gospodom jak rzeka płynąca w przeciwnym kierunku, przez koryta węższych dopływów, by w końcu rozpłynąć się gdzieś za horyzontem domostw. Wieczorny chłód przeszedł mi po szyi i piersi. Zapiąłem guzik w mundurze by się ogrzać. Ruga wyciągnął butelkę zza pazuchy.
- Panowie oficerowie straży, dzielni obrońcy Khorinis, rozpocznijmy czynności śledcze i czym prędzej sprowadźmy niegodziwca przed oblicze sprawiedliwości. Czy jesteście ze mną? – zapytał Ruga poważnym tonem.
- Bez żadnej zwłoki sprowadźmy miecz sprawiedliwości na kark tego … tego… niesublimowanego niecnoty. – Powiedział Peck. Nasz gromki śmiech rozległ się po ulicach miasta. Świadomość awansu szumiała w naszych głowach, nie zostawiając miejsca dla poważnej świadomości tego, że nasze obowiązki zmieniły się. Wszystko wydawało nam się fraszką, dziwnym podrygiem paladynów, by zaprowadzić porządek w chaosie za pomocą złota. Nasz awans był dla nas absurdem.
- Mimo wszystko powinniśmy udać się pod starą wieże. Chodźmy, przyjrzymy się i spadamy – powiedziałem.

Droga od miasta do wieży upłynęła nam swobodnie, wtórowana szumem alkoholu i głośnym śmiechem. Na miejscu zbrodni spotkaliśmy myśliwego odprawiającego modły za zmarłego. W ręku trzymał posążek Innosa i zdawał się odczuć ulgę na nasz widok.
- To ty znalazłeś zwłoki ?– zapytałem.
- Tak, dziś po południu na polowaniu, panie. – odpowiedział myśliwy
- Czy coś szczególnego przykuło twoją uwagę? – zapytałem.
- Nic, panie. Chłopina leżał tu ze strzałą w plecach. Przyszedłem, pomodliłem się, zawiadomiłem straż. Nic więcej nie widziałem.
- Wracaj do miasta dobry człowieku. Dziękuję, teraz zostaw resztę nam. I nie rozpowiadaj w mieście o znalezieniu denata, to już nasza sprawa.

Razem z kolegami przyjrzałem się zwłokom.
- Przyczyną śmierci była strzała wbita w plecy. Ktoś załatwił go znienacka, biedak nie zdążył się nawet obejrzeć. – powiedziałem.
- Czyli kolejny zabity przez zbójców z kolonii górniczej. Co, będziemy ich teraz szukać po całej wyspie? Zabili go nieznani bandyci nic więcej w tej sprawie nie znajdziemy. – powiedział Ruga.
- Ślady pobicia – przerwał mu Peck – krew pod paznokciami. Szarpał się z kimś. To musiało być przed tym, jak dostał z łuku. Przecież nikt normalny nie strzelałby z łuku, gdy jego partner walczy wręcz. Zabójca był sam. Nieboszczyk przepychał się z kimś na długo zanim został zabity. Nie widzę ran kłutych. Nie zginął w walce wręcz. Bronił się przed napastnikiem, być może z pozytywnym skutkiem, dopiero potem oberwał z łuku – kontynuował Peck.
Moją uwagę przykuł świstek papieru. Na którym nie było śladu atramentu.
- Patrzcie – powiedziałem – wygląda na to, że chłopina chciał napisać coś na papierze. Sam zaszedł na skraj lasu ze śladami walki, jednak bez ran… może przyszedł tu by popełnić samobójstwo? Chciał napisać list, ale przeszkodził mu strzał z łuku. Przewróćmy go na drugi bok, może uda nam się zidentyfikować zwłoki.
Moi koledzy zrobili co zasugerowałem. Ujrzałem znajomą twarz.
- To Enzo, mąż Gritty, siostrzenicy stolarza – powiedziałem. – Znam go.

Uczucie, jakie towarzyszy znalezieniu zwłok znajomej osoby jest ciężkie do opisania. To właśnie ten moment, w którym wszystkie nasze uczucia zostają skonfrontowane z niepowstrzymaną świadomością lekkości ludzkiego życia. Gdy spojrzałem w nieobecne oczy Enzo miałem ochotę wrócić do miasta, przykryć się kocem w koszarach, zasnąć i obudzić się za kilka lat, albo obudzić się nazajutrz i spędzić całe pozostałe życie jak jeden dzień. Nieopisany letarg pierwszej chwili znalezienia zwłok znajomej osoby pociąga, zwraca naszą uwagę i możemy tkwić tak w nieskończoność, patrząc na nabrzmiałe od krwi policzki zmarłego. Ta nieskończoność w rzeczywistości trwa chwilę i wkrótce ustępuje miejsca codzienności. To rytuał, który przechodzi się w życiu i który rozpoczyna kolejny rozdział. Po nim zostają tylko wstydliwe wspomnienia, które chce się wyprzeć ginem i niepoważną rozmową z przyjacielem.
- Dziwne – zacząłem – przyczyną śmierci niewątpliwie była strzała z łuku, jednak wszystko wskazuje na to, że denat wcześniej chciał skończyć ze sobą. Powinniśmy zasięgnąć języka u żony zabitego. Sam nie wiem, czy to może zaczekać do jutra, czy nie.
- Powiedzmy jej – powiedział Peck tonem, który sugerował, że z całej swojej siły wolałby zrzucić ten obowiązek na któregoś z nas. – Kobieta pewnie się martwi. Zróbmy to i idźmy już wreszcie do karczmy.

Postanowiliśmy udać się do miasta. Drogę powrotną rozświetlały nam gwiazdy. Przy kapliczce Innosa odruchowo poprosiłem boga o pomoc w wojnie z orkami.

Zapukaliśmy do drzwi wdowy. Jej mieszkanie było skromne, jednak przez otwarte na oścież drzwi szafy można było dostrzec przednie suknie i materiały, które widniejąc w szafie przypominały subtelnie o dawnych, spokojnych czasach. Podobizna króla Rhobara, która wisiała na ścianie, zdobiła ten nierzucający się w oczy kąt kąt. Kamienny kominek okalał całą izbę przyjemnym ogniem. Podszedłem do kobiety.
- Pani Gritta? – zapytałem.
- Tak. Życzą sobie państwo mięsnej potrawki? Chętnie poczestuje. Proszę, bierzcie.
- My nie w tej sprawie – powiedział Peck. Chodzi o Pani męża.
- To pozwólcie chociaż podać wina. Proszę, prosto z kontynentu.
- Pani…. – zacząłem – proszę pozwolić nam dokończyć.
- A skąd pewność, że ja chcę usłyszeć? – zapytała Gritta.

W tej chwili zdałem sobie sprawę z tego, że wszyscy w tej Sali wiemy co się wydarzyło. Nie ważne, że my dotykaliśmy i wiedzieliśmy trupa, a Gritta jeszcze nie. Jednak rola strażnika czasami polega na zapewnieniu o pewnym. Wiedziałem, że muszę to zakończyć.
- Pani mąż został zabity. Znaleźliśmy jego ciało poza miastem. Proszę przyjąć moje najszczersze kondolencje. Teraz chcielibyśmy zadać Pani kilka pytań.
- Potrawka wyszła wyjątkowo dobra. Proszę, nałożę wam chociaż po maleńkiej misce. Proszę mi wybaczyć brak czerwonego pieprzu. Ciężko go dostać w dzisiejszych czasach - powiedziała Gritta kwitując zdanie serdecznym uśmiechem. – usiądźmy, napijmy się wina. Zmarliście?
- Gritta! Wiem, że to trudne – uczucie odrealnieni a wzmogło się we mnie. Nie przyszliśmy tu w gościnę. Pozwolę sobie powtórzyć, że pani mąż został znaleziony martwy.
- Ludzie czasami giną. Przygnieceni głazem, rozszarpani przez dziki, pokłuci przez bandytów. Czasami giną i…. i nic się na to nie poradzi. – powiedziała Gritta. Mój mąż ma wiele na sumieniu. Ale teraz wypijmy. Niezbyt często mam tutaj gości. Nie zaprzepaszczajmy tej szczególnej okazji. Dziś wypijmy, jutro poszukajmy przyczyn. Dziś wino, jutro obowiązek. Co panowie na to – zapytała Gritta nie mogąc powstrzymać łzy przed wypowiedzeniem ostatniego słowa.
- To dobry toast. Za to wzniosę kielich – powiedział Ruga. Dziś wypijmy, juto poszukajmy przyczyn.

Poczułem dziwne uczucie odrealnienia. Straciłem zupełnie ochotę na wytłumaczenie kobiecinie okoliczności zgonu męża. „Dziś wypijmy” – ta fraza zawarła dla mnie cały sens mojej obecności w tych czterech ścianach.

Koniec odcinka drugiego.
  • 18