O tym jak agencja pracy pozbawiła mnie pracy i jak życie potrafi zaskakiwać.
Siedząc piąty rok na nierozwojowym i nudnym acz zdecydowanie mało męczącym stanowisku Młodszego konsultanta ds. budowy sieci partnerskich w agencji pośrednictwa pracy, myślałam, że tak będzie już zawsze. Przyznam, że bardzo tego chciałam. Oczywiście wykluczając szefową, która wyłudziła ode mnie parę stówek opowiadając mi wzruszającą historię o swojej chorobie nowotworowej. A że jestem, jak mówi mama „miękkim robiona”, przejęłam się i pożyczyłam - do czwartku. Oczywiście jak to w takich wypadkach bywa, szefowa zniknęła wraz z moją kasą i kasą innych podwładnych, których też urzekła jej historia. Potem pisząc gdzieś z zaświatów próbowała znowu swoich sztuczek. Ale, że mnie w konia można zrobić tylko raz… byłam nieugięta! Podobnie jak prezes – dostała dyscyplinarkę. Na jej miejsce weszła na jakiś czas przedziwna istota, która ledwo umiała sklecić zdanie. wydedukowała, że ja jako osoba niepełnosprawna nie mam własnego życia i kazała mi moje urlopy odpracowywać w weekendy i pracować za innych niepełnosprawnych pracowników, którzy byli na L4. Kiedy w dziale pojawiła się trzecia szefowa, myślałam, że już nic gorszego mnie nie spotka i że wreszcie będzie, jak należy (ta, jasne). I gdyby jeszcze w październiku zeszłego roku ktoś mi powiedział, że za cztery miesiące będę pracować jako spec od maszyn budowlanych w branży usługowej, a co więcej – będzie mi w niej dobrze, wyśmiałabym takiego delikwenta. Ja i koparki? Przecież jestem dziewczynką! W dodatku wrażliwą artystką, która od lat maluje obrazy. A zadziało się to następująco: otóż moja nowa szefowa, już po półtora roku swego „pontyfikatu" wręczyła mi za pomocą kuriera, dwumiesięczne wypowiedzenie. Pod pretekstem redukcji etatu. Kiedy zapytałam zdruzgotana, czemu zwalnia właśnie mnie, rok przed końcem umowy, dobrze wiedząc, że właśnie wzięłam kredyt (ponadto nigdy nie bywałam na L4 i ogólnie nie mieli ze mną problemów), odparła: „bo tak... i nie zamierzam Ci się z tego tłumaczyć”. I tym sposobem agencja pracy pozbawiła mnie pracy. Mój aktualny szef był pierwszą osobą, do której zadzwoniłam zaraz po tym incydencie. Nie tracąc zimnej krwi wygrzebałam z czeluści skrzynki mailowej ogłoszenie sprzed kilku tygodni. Zadzwoniłam bez żadnej wiary, bo przecież stanowisko było tylko jedno a praca zdalna rozchodzi się na pniu. Wbrew prawu logiki, prawu grawitacji i wbrew wszystkiemu co racjonalne, zaczął się nowy rozdział mojego życia zawodowego. I nie tylko!
Cały ten post zatytułowałaś "O tym jak agencja pracy pozbawiła mnie pracy i jak życie potrafi zaskakiwać." po czym w tekście umieściłaś jedno zdanie w tym temacie. A w gruncie rzeczy okazało się, zostałaś zwolniona...zwyczajnie, bez jakichś fajerwerków.
Siedząc piąty rok na nierozwojowym i nudnym acz zdecydowanie mało męczącym stanowisku Młodszego konsultanta ds. budowy sieci partnerskich w agencji pośrednictwa pracy, myślałam, że tak będzie już zawsze. Przyznam, że bardzo tego chciałam. Oczywiście wykluczając szefową, która wyłudziła ode mnie parę stówek opowiadając mi wzruszającą historię o swojej chorobie nowotworowej. A że jestem, jak mówi mama „miękkim robiona”, przejęłam się i pożyczyłam - do czwartku. Oczywiście jak to w takich wypadkach bywa, szefowa zniknęła wraz z moją kasą i kasą innych podwładnych, których też urzekła jej historia. Potem pisząc gdzieś z zaświatów próbowała znowu swoich sztuczek. Ale, że mnie w konia można zrobić tylko raz… byłam nieugięta! Podobnie jak prezes – dostała dyscyplinarkę.
Na jej miejsce weszła na jakiś czas przedziwna istota, która ledwo umiała sklecić zdanie. wydedukowała, że ja jako osoba niepełnosprawna nie mam własnego życia i kazała mi moje urlopy odpracowywać w weekendy i pracować za innych niepełnosprawnych pracowników, którzy byli na L4.
Kiedy w dziale pojawiła się trzecia szefowa, myślałam, że już nic gorszego mnie nie spotka i że wreszcie będzie, jak należy (ta, jasne). I gdyby jeszcze w październiku zeszłego roku ktoś mi powiedział, że za cztery miesiące będę pracować jako spec od maszyn budowlanych w branży usługowej, a co więcej – będzie mi w niej dobrze, wyśmiałabym takiego delikwenta. Ja i koparki? Przecież jestem dziewczynką! W dodatku wrażliwą artystką, która od lat maluje obrazy.
A zadziało się to następująco: otóż moja nowa szefowa, już po półtora roku swego „pontyfikatu" wręczyła mi za pomocą kuriera, dwumiesięczne wypowiedzenie. Pod pretekstem redukcji etatu.
Kiedy zapytałam zdruzgotana, czemu zwalnia właśnie mnie, rok przed końcem umowy, dobrze wiedząc, że właśnie wzięłam kredyt (ponadto nigdy nie bywałam na L4 i ogólnie nie mieli ze mną problemów), odparła: „bo tak... i nie zamierzam Ci się z tego tłumaczyć”.
I tym sposobem agencja pracy pozbawiła mnie pracy.
Mój aktualny szef był pierwszą osobą, do której zadzwoniłam zaraz po tym incydencie. Nie tracąc zimnej krwi wygrzebałam z czeluści skrzynki mailowej ogłoszenie sprzed kilku tygodni. Zadzwoniłam bez żadnej wiary, bo przecież stanowisko było tylko jedno a praca zdalna rozchodzi się na pniu.
Wbrew prawu logiki, prawu grawitacji i wbrew wszystkiemu co racjonalne, zaczął się nowy rozdział mojego życia zawodowego.
I nie tylko!
#pracazdalna #pracabaza #rozowepaski #viljuska
Komentarz usunięty przez autora
Cały ten post zatytułowałaś "O tym jak agencja pracy pozbawiła mnie pracy i jak życie potrafi zaskakiwać." po czym w tekście umieściłaś jedno zdanie w tym temacie. A w gruncie rzeczy okazało się, zostałaś zwolniona...zwyczajnie, bez jakichś fajerwerków.
Zawiodłem się.