Wpis z mikrobloga

Jak zostać kierownikiem Zespołu Ratownictwa Medycznego – instrukcja.

Jako jedna z nielicznych rzemieślniczych grup zawodowych, co do której decyzje są podejmowane przez wszystkich, tylko nie przez nas samych, stanęliśmy (a właściwie część z nas stanęła) przed kolejnym problemem – padły odgórne ustalenia, komu słuchawki, pieczątki, stażystki i sława, a komu krew, garb i uzupełnianie sprzętu.

Dlatego z myślą o nieco młodszych kolegach, których los skazał na miliony różowych venflonów, ekagów i pomiarów ciśnień, zamykając w mrocznej otchłani przedziału medycznego, w której nawet nie ma sensu krzyczeć (bo te #!$%@? z przodu i tak udają że cię nie słyszą), stworzyłem listę czynności, które należy wykonać aby znowu móc zasiąść obok Zbycha-drajwera, jarać szlugi i ruszyć się dopiero jak temu „z tyłu” zabraknie rąk do wentylacji nowo narodzonych bliźniąt syjamskich.

Zapraszam!

1. Jeżeli jeździłeś już w pogotowiu, ale tylko trochę.

Nie ma co się cackać. Świat idzie do przodu i o lewe kwity, niestety, coraz trudniej. Sam żałuję, że na początku tysiąclecia, zamiast kupić od ruskich „anestezjologa”, to uczciwie studiowałem polskie ratownictwo… Ale do rzeczy. To, co musisz zrobić, to przekonać lokalnego dyżurodawcę, że rzeczywiście swoje odsiedziałeś w karetce. Czyli malując CV, zaczynasz od zgodnych z prawdą dwóch miesiącach w lokalnym pogotowiu z którego cię #!$%@? i miesiącu w sąsiednim, z którego też cię #!$%@?. A dalej wymyślasz sobie kolejne pogotowia, aż pyknie pięć lat stażu. Jak wpiszesz kilkanaście miejsc pracy, to najprawdopodobniej sprawdzą tylko dwa pierwsze, w których rzeczywiście pracowałeś. A jeżeli nie, to zanieś CV do innego pogotowia. W końcu gdzieś przejdzie.

2. Jeżeli nie jeździłeś w pogotowiu ani trochę.

To też nie problem. Pięć lat stażu to ty wyrobiłeś dziesięć lat temu, kiedy każdy byzmesmen mógł startować w konkursie na ratownictwo, kupując kilka karetek, sprzęt i kanciapę klepniętą przez sanepid.

Czyli: Henio-med, #!$%@?ów Dolny, lata 2000-2005.

PS Lepiej żeby Henio już nie żył i na odchodne zostawił ci świadectwo pracy. Jak żyje, to zrób mu stronę internetową z numerem telefonu do siebie (zanim złożysz papiery).

3. Jeżeli jesteś małolatem, ale masz starszych kolegów.

W tej sytuacji musisz mieć nie tylko kolegę, który wywindował się z ratownictwa a kwalifikuje się na kiera, ale jeszcze musisz go przekonać, żeby wygrzebał dyplom z szuflady i złożył papiery w konkursie. To kosztuje dużo wódy. Ale to jeszcze nic w porównaniu z tym ile będziesz musiał zapłacić paniom z kadr, bo o ile łatwo oszukasz innych małolatów i ciągle wertujące się kierownictwo stacji, to one doskonale wiedzą, że ten gładki i kulturalny blondynek to ni #!$%@? nie jest tamten Maniek, który w przerwie między dwustu godzinnymi zmianami wpadał złożyć rachunek i niemoralne propozycje, na realizację których i nigdy nie miał czasu. Tak więc, żeby ominąć problem z kadrami, proponuję wywieźć dyplom Mańka na drugi koniec Polski.

Aha, jeszcze musisz przekonać Mańka, że nikogo na jego nazwisku nie zabijesz. To, już kosztuje tyle wódy, że bardziej się opyla siedzieć z tyłu jako noszowy… no chyba, że Maniek przekwalifikował się na kilera i potrzebuje mieć alibi co jakiś czas. Wtedy łatwo się dogadacie…

4. Jeżeli jesteś małolatem i nie masz starszych kolegów…

Będzie najtrudniej, ale ja ciągle wierzę, że ratownictwo medyczne nie jest dla lamusów.

Na początek musisz mieć internet, kilkadziesiąt złotych na PKP i naprawdę lubić dojrzałe kobiety. A nawet bardzo dojrzałe. W sensie, w okolicach menopauzy, no, w najgorszym przypadku już po.

Jeżeli nie masz takiego hmmm fetyszu, to wracaj do pkt. 3 i lepiej zakumpluj się z jakimś Mańkiem – np. z takim co z sentymentu wciąż przychodzi chlać na Ratownictwo po Godzinach.

Więc jeżeli wolisz starsze kobiety od chlania z Mańkiem, to googlujesz sobie jakąś niedzielną szkołę-krzak, w której kiedyś produkowano masowo ratowników. Wsiadasz do PKP i sru w Polskę – zazwyczaj te szkoły istnieją dalej, ale zamiast ratowników produkują masażystki i kosmetyczki. Tutaj będzie czekać na ciebie pani Gienia, którą będziesz musiał poznać na tyle blisko, na ile pozwolą wasze sumienia i upodobania.

Jak wszystko pójdzie dobrze, pani Gienia wręczy ci dyplom z twoją gębą i fikcyjnym numerem sprzed dziesięciu lat. Proste? Proste. W najgorszym przypadku raz na jakiś czas będziesz musiał wpaść „podbić legitymację”, no ale nie na darmo wspomniałem o upodobaniach.

Niestety to dopiero połowa sukcesu, bo o ile uwierzą w twoje lewe CV i doświadczenie z Henio-medów, to w studiowanie ratownictwa będąc w gimnazjum już nie do końca.

Zatem przed tobą druga część planu. Potrzebujesz kilkuset złotych – tym razem na podróż na Ukrainę (unikaj dużych miast), kilku tysięcy dolarów (odbijesz sobie na kierowniczym kontrakcie z dodatkiem za zespół dwuosobowy) i niezmiennych upodobań do pań zalegających całe życie w szkolnych sekretariatach.

Tak, tak, przed tobą zwerbowanie pani Ludmiły i analogiczne postępowanie jak z panią Gienią. Efektem będzie świeżutka matura z roku 2000. Plus jest taki, że pani Ludmiła, w przeciwieństwie do Gieni, raczej da ci spokój jak już znikniesz.

Wracasz do Polski, tłumaczysz świadectwo i cieszysz się, że wydymałeś system.

#spowiedzratola #999
  • Odpowiedz