Wpis z mikrobloga

#pasta #heheszki
WALIŁEM KONIA W KWATERZE HITLERA
A więc wszystko się zaczęło kiedy to w wakacje jadąc podrodze do gór sowich zachaczyliśmy o wilczy szaniec, wbiliśmy się na camping w samym,, muzeum " bo ja bym tak tego nie nazwał, parę #!$%@? ogromnych schronów żelbetonowych, a na dodatek zarośnietych w #!$%@?, ale my tu nie po to. W każdym mąć razie było #!$%@?, żadnych Loszek, same szwaby w camperach wokół, a mój fiut stał już od wschodu słońca, co prawda były tu toalety, ale perspektywa walenia konia w wszechobecnym smrodzie spotęgowanym sapaniem i charkaniem starych dziadów nie napawały optymizmem, przez chwilę miałem nawet desperacką myśl żeby zwalić w jakimś bunkrze wieczorem, jak już nikt nie będzie chodził, ale szybko wybiłem sobie to z głowy po tym jak mój nowo poznany kolega niedoli powiedział że po 20 po terenie mają obchód ochroniarze... Stwierdziłem że poczekam jeszcze jeden dzień, może do czasu rozpoczęcia imprezy o durnej nazwie,, walkiria " przyjedzie jeszcze jakaś rodzinka z mniej lub bardziej fajną loszką i chociaż intelektualnie się jakoś zaspokoje rozmową, ale ni #!$%@?... Musiałem skorzystać z tego #!$%@? kibla, a przechodząc do opisu samej toalety to tak: wypisz wymaluj lata 80, zarówno na ścianach, podłodze i kabinach #!$%@? brudne niebieskie kafelki, niestety wybrałem najgorszy moment kiedy to przyjechała niemiecka wycieczka 60+, na szczęście jedna kabina była wolna... Tyle że ta po środku, ale miałem to w dupie, mój #!$%@? ciągnął mnie do niej jak magnes, wchodzę, zamykam dzwi i wylewam się na zamknięta klapę tego nieszczęsnego kibla, wszędzie wokół słychać sapanie i jakieś pacierze po niemiecku, jak widać oddanie kloca w tym wieku to sprawa na śmierć i życie. Wyjmuje telefon, stwierdziłem że spróbuję przeczekać tych walonych grubasów i zacząłem skrolować fejsbuka, niestety było tak: wychodzą jedni, wchodzą drudzy, a na dodatek te #!$%@? ślepe świnie ciągle waliły w moje drzwi i chyba pytały czy zajęte, ja mówię - zajęte, a oni ciągną za klamkę, no #!$%@?... W końcu stwierdziłem że #!$%@? i przechodzę do pieniężnego fapu, właśnie tak, zwale sobie Pana wacka i mam wszystko w dupie, plan był taki: szybko sobie zwalić i jakby nigdy nic wyjść i udawać że się stało. No niestety nic z tego nie wyszło, odpalam pieniężnego pornola i zaczynam walić, musiałem udawać żeby nie wydawać żadnych dźwięków bo jeszcze by ktoś usłyszał i zaczął by coś podejrzewać. Niestety w takim akompaniamencie nie było łatwe, a na dodatek wybrałem kabinę z nie przykreconą muszlą klozetową, o zmianie kabiny na jakąś obsraną przez jakiegoś grubasa nie było mowy, wale dalej, czuję jak fala rozkoszy już nadchodzi, już prawie jestem u celu i nagle jak coś nie #!$%@?, JEBUDUM i #!$%@? się na podłogę wraz z #!$%@? w ręce, przez chwilę nie rozumiałem co się u licha stało, wokół zaczynam słyszeć jakieś narastające oburzenia niemców, zaczynam bać się jak #!$%@?, a co jak to byli ssmani i jeszcze mi coś zrobią? Dobra, ale nie to było w tej chwili ważne, po sekundzie dotarło do mnie to że chyba zacząłem zbyt intensywnie walić i ten klozet z ery kamienia łupanego w miejscu w, którym siedziałem pękł na kawałki, a z muszli wyleciała cała woda, a to by tłumaczyło krzyki tych szwabów. Nagle słyszę trzask zamykanych drzwi od toalety, a po chwili donośne #!$%@? w moje i jakieś komendy po niemiecku, Zaczynam się cały trzęść ze strachu, co robić? Może przeskoczyć do damskiego górnym wywietrznikiem? No nie to było wykluczone, może przeczekam tych Alzheimerów? No ni #!$%@?, ich #!$%@? narastało z każdą sekundą.... W końcu zdecydowałem się na ruch, teraz albo nigdy, odkluczyłem drzwi i rzuciłem się na drzwi w celu Ucieczki... Ale jak zwykle przez stres o czymś zapomniałem, nie ogarnąłem resztek tego stłuczonego klozetu i poraz kolejny jak coś nie #!$%@? i poleciałem na ziemię... Tyle że po drugiej stronie toalety... W kałuży wody z mojego kibla... Wokół mnie stało 8 czerwonych jak buraki Niemców, jeden z nich szarpnął mnie do góry i przycisnął do ściany i zaczął się drzeć okładając mnie po twarzy, oczywiście jego wspołkompani nie pozostali na laurach, zaczęli wciskać swoje docinki, tyle że ja nic z tego nie rozumiałem co oni tam #!$%@?ą, w koniec końców udało mi się wyrwać i pobiedz do drzwi wyjściowych z toalety, były zamknięte... Nosz #!$%@? jego mać, dla czego zawsze ja? Oczywiście tamci odrazu się za mną rzucili, najczęście po swojej prawej stronie miałem otwarte drzwi od prysznicu, szybki skok w bok i desperacka próba zamknięcia drzwi, niestety zacięty zamek i śliska podłoga utrudniały sprawę, w ostatniej chwili udało mi się zamknąć to gówno, odrazu po tym rozległy się ostre nawalania w te drzwiczki, Widziałem jak się uginają pod łapskami tych świń, musiałem z tamtąd uciec bo wiedziałem że te doorsy długo już nie wytrzymają, przed sobą miałem duże zaklejone okno, które dało się jedynie uchylić w górę... Stwierdziłem że #!$%@? i na chama je pociągnie do siebie aby się wydostać stamtąd, no i tradycyjnie coś musiało pójść nie tak... Moje jakże wielkie mięśnie na tym oknie nie wywarły żadnego wrażenia, spojrzałem za siebie., w drzwiach poszedł już jeden zawias... Musiałem szybko reagować, jako że byłem w miarę szczupłym wysportowanym stulejarzem to wdrapałem się na okno i spróbowałem wcisnąć głowę pomiędzy tą małą szparę u góry, było ciężko, ale skoro głowa przejdzie to tułów też. Męczyłem się tak z dobre 30 sekund aż w koniec końców mi się udało, opadłem zmęczony na ziemię, a za mną słychać tylko * jebut i krzyk jednego z niemców * SZAJSE!!!! Zorientowałem się że nie zastali mnie w tym #!$%@? kiblu tak jak oczekiwali, daję długą w stronę namiotu, cały mokry i zmęczony, wsiadam do auta i wystawiam jedynie głowę z lornetką, tamci cali czerwoni i zdenerwowani są uspokajani przez przewodnika, do kibla wchodzi kierownik, moje serce zamiera, po chwili widzę jak kierownik wychodzi i kieruje się w stronę pola campingowego na, którym się znajdowałem, zamieram... Już sobie wyobrażam jak wywala mnie z tego auta i mówi ile to ja tysięcy mam zapłacić za ten zmuszały kibel, musiałem reagować, szybko dałem susa na tylną kanapę, a z kanapy do tyłu samochodu, niestety było tam zbyt dużo wolnej przestrzeni, to w końcu land rover... Zdecydowałem się na desperacki akt spakowania się do torby podróżnej, co nie było łatwe. Wciskam się i próbuje zapiąć, ni #!$%@?. Kierownik był już przy naszym namiocie, w ostatniej chwili przykrywam torbę w, której się ukrywałem i zamarłem. Było tylko słychać: jest tu kto? Halo? . Tak się bałem w tej torbie że mało w gacie się nie posrałem... W końcu usłyszałem tylko donośne - a #!$%@?ć to , i tak z kasy państwowej... Wychyliłem się na chwilę żeby zobaczyć czy sobie poszedł, a i owszem, zniknął na dobre. Teraz znowu zostałem z problemem, jak tu się zaspokoić, w momencie kiedy #!$%@?łem się z kibla, orgazm był tuż tuż, pomyślałem że teraz to szybko pójdzie, znowu Wacek stał jak #!$%@?, byłem już niemal na końcu, wystarczyło tylko chwile poruszać, no i #!$%@?. Przy wychodzeniu z torby chyba za bardzo się ruszyłem i jakby to ująć, Wacek rozpoczął Ostrzał na swoje pozycję, a dokładniej to spuściłem się w gacie. Właśnie tak. Od tamtej pory już nigdy więcej nie zwaliłem sobie w toalecie publicznej. Teraz mam traume. Pamiętacie, stulejartwo nie popłaca.
  • 3
  • Odpowiedz