Wpis z mikrobloga

Zabrałem się do oglądania trzeciego sezonu oryginalnego Star Treka.

3.1: Spock's Brain. Oj, ostrzegano mnie przed tym odcinkiem, rzekomo najgorszym w historii całego serialu. Moje oczekiwania spadły do absolutnego zera, nie dziwota więc, że aż tak źle nie było. Rdzeń koncepcji fabularnej jest w zasadzie w porządku. Obcy kradną mózg Spocka, załoga wyrusza na poszukiwania? Brzmi wątpliwie, ale przecież wiele innych odcinków starego Star Treka nie wspinało się bynajmniej na wyżyny sajfajowej wiarygodności.

Nie wiedzieć jednak czemu, w Spock's Brain dialogi nagle zrobiły się kampowe („His brain is gone!” „We have to take him with us to look for his brain”), a aktorzy zaczęli ekspresyjniej grać, tak w stylu kina klasy B. Komediowo znakomite są wyrazy niedowierzania na twarzach Kirka, McCoya i Scotta, gdy dowiadują się, że mózg Spocka zniknął z jego czaszki.

Owszem, niektóre sceny miażdżą swoją głupotą: ciało Spocka sterowane „klikaczem” (dobrze, że nie maszynką z korbką...); obezwładniony bólem Kirk, który bierze „pilota” do ręki, żeby napaść Spockiem na wroga. Co ważniejsze, odcinek jest niesamowicie seksistowski. Dywagacje o atrofii kobiecego mózgu muszą być miodem dla uszu Janusza Korwin-Mikkego. Ale w Spock's Brain kryje się też fascynująca filozoficzna koncepcja „mózgu w naczyniu”. Czyli ten kampowy epizod jest pradziadkiem Matriksa!

#startrek
  • 1
  • Odpowiedz