Wpis z mikrobloga

Dobra, Mirki. Wysmarowałem właśnie małą recenzję/felieton o mało znanym zespole. Głównie jednak chodzi o to żeby ktoś to przeczytał i powiedział czy ma to sens, jako że to pierwsze kroki w tej formie. Rzucam hasztagi żeby niezainteresowani nie tracili czasu i miłej lektury dla pozostałych. #muzyka #neofolk #tworczoscwlasna #recenzja #spotify #lastfm

Czasem człowiek trafi w internecie na jakiegoś wykonawcę i po przesłuchaniu pierwszego utworu zadaje sobie pytanie: "jak do cholery mogłem ich nie znać?". Patrzysz na powiązane kapele i widzisz inne, których słuchasz w sumie codziennie. Dowiadujesz się nawet że byli w trasie koncertowej razem z twoim ulubionym zespołem i nawet nagrali jeden z lepszych coverów. Zaraz, kto do jasnej robi covery Anathemy oprócz Micka Mossa? Otwierasz oczy najszerzej jak potrafisz bo słyszysz przepiękną grę skrzypiec, damski wokal jakiejś zdolnej włoszki robi na tobie piorunujące wrażenie a gitara akustyczna w tle topi cię w melancholijnym nastroju. Dobra, jeden album masz już za sobą. Pozostało tylko pięć pozostałych. To co, maraton?
Wybaczcie przydługi wstęp, jednak dokładnie takie miałem pierwsze wrażenie po zetknięciu się z zespołem Corde Oblique. Gdy do mojego uzależnionego od patetycznych dźwięków umysłu dotarł kawałek Vesti Di Sale chciałem tylko mieć już za sobą kilka kolejnych tysięcy odtworzeń w bibliotece Last.fm, zestaw płyt na półce i co najmniej sześć biletów kolekcjonerskich z koncertów. To jeden z tych zespołów, które po usłyszeniu przenoszą was trzydzieści lat do przodu, gdzie widzicie jak z siwymi włosami nucicie znaną na pamięć melodię a na scenie stoją oni - królowie waszych serc.
Pierwsze informacje zdobyte o zespole wprawiły mnie w standardową zadumę, gdy odkrywam jakiś niszowy projekt i przypisywane mu jest milion łatek i podgatunków. Corde Oblique, jest uważany za czołowego przedstawiciela ethereal progressive neofolku grającego swoją muzykę w stylu neoklasycznego dark wave a to wszystko okraszone nieziemskim wokalem. Ciężko się odnieść do takich tworów bez co najmniej kilkuletniego wykształcenia w muzykologii, jednak po dłuższej chwili i przesłuchaniu kilkunastu utworów... to zaczyna mieć sens. Muzyka i łagodny, kobiecy wokal tworzą niesamowite wrażenie które można porównać do występów takich grup jak Spiritual Front, Rome czy wspomniana już Anathema. Zespół zresztą występował z wyżej wymienionymi przy różnych okazjach. Wspólne koncerty zaliczyli również Bauhaus, Opeth, Moonspell czy Of the Wand and the Moon, a to tylko ci bardziej znani.
W całej neofolkowej otoczce nie można pominąć widocznej inspiracji legendą - Dead Can Dance. Włoski kompozytor Riccardo Prencipe wiedział jednak dokładnie jakie elementy zaczerpnąć z klasyka a jakie wprowadzić na własną rękę. Dobór reszty składu również był bezbłędny z anielskim głosem Claudii Sorvillo na czele. To jej wokal słyszymy w sporej części materiału.
Sam Riccardo jest historykiem sztuki i określa swoją twórczość jako tejże odbicie w muzyce. Do współpracy przy niektórych z utworów zapraszał takich artystów jak Simone Salvatori ze Spiritual Front, Duncana Pattersona z Anathemy, Sergio Panarelle z Ashram czy Denitzę Serafin z Irfan. Różnorodność w muzyce Corde Oblique jest więc gwarantowana a i kompozytor wydaje się zawsze wiedzieć co chce osiągnąć.
Za chwilę rozpocznie się trzeci album zespołu a ja wciąż nie mogę wyjść z podziwu. Wystarczy sam fakt że sprowokowali mnie do napisania tego tekstu, bym mógł oddać to pod jakim jestem wrażeniem. Wszystkie albumy Corde Oblique możecie znaleźć na Spotify a wybrane utwory na ich oficjalnym kanale YouTube. Jeśli jesteście fanami różnorodnego grania instrumentalnego i szukacie odrobiny melancholijnej muzyki w klimatach portugalskiego fado - nie zawiedziecie się.
Dzięki za przeczytanie i miłego słuchania, MiDriver.
M.....r - Dobra, Mirki. Wysmarowałem właśnie małą recenzję/felieton o mało znanym zes...
  • 1
  • Odpowiedz