Wpis z mikrobloga

Epizod 11

Ostatnia pikapika i różowa primadonna

[ #pokemirko - tag z przygodami ] [ #pokemonyzzerem ] [ #ashgrey ]

tl;dr


Nasza droga prowadziła przez las. Niewielki lasek dębowo - brzozowy, jakich to wiele w Kanto. Często naszą drogę przecinał Pidgey czy Ratata. Moją uwagę przykuło stłumione pisk bądź trel. Znacznie się różnił od ćwierkania ptaków, więc moja wrodzona ciekawość poniosła mnie do źródła tego dźwięku. Zawędrowałem na polanę, po której hasały sobie szczęśliwe Pikachu wszelkiej maści i płci. Spojrzałem na Pikacza. Ten patrzył na ten spektakl z nieukrywaną radością. Bądź co bądź to pierwszy raz, kiedy widzi swoich pobratymców, od czasów siedzenia u Oaka. Pozwoliłem mu pobiec do tej grupy. Ci szybko go zaakceptowali i podzielili się swoimi jagodami. Postanowiłem nacieszyć oko, i zostać na polanie na dłuższy postój. Nic tak nie raduje duszy jak szczęśliwe "pika pika".
Zapadała noc. Księżyc w pełni, łagodnie oświetlał swym błękitem las i polanę. Spojrzałem w trzaskające w ognisku gałęzie. "Może tak zostawić Pikacza na tej polanie? Widać gołym okiem jaki tu jest szczęśliwy. Kto wie? Może założy rodzinę i będzie miał małe Pikadełka? Pikę i Chu?" Uśmiechnąłem się do tej głupiej myśli i zerknąłem na polanę. Wszystkie Pikachu zgromadziły się przy starym, zmurszałym drzewie, i patrząc w księżyc poczęły nucić swoją kołysankę. Aż dziw, że mój Pikacz też dołączył się do śpiewu. To na pewno jakaś kwestia gatunkowa. Zapisałem to spostrzeżenie w Pokedexie i zasnąłem.

Zadecydowałem! Pikacz zostaje na polanie. Spakowałem się i ruszyłem dalej w drogę. Nie chciałem się oglądać za siebie, choć słyszałem zdziwione "Pika?".
"Pikaaaa!" wołał za mną Pikacz. Stanąłem i zwróciłem się do pokemona. Wyjaśniłem mu, że jedyne czego chcę to szczęścia moich kompanów. Dlatego zadecydowałem, że żółty szczurek pozostanie wśród swoich na polanie. Pikacz stanął zdziwiony, a ja szybko obróciłem się na pięcie i ze łzami w oczach uciekłem.

Przebiegłem paręnaście metrów. Myślałem, że przećwiczyłem to już przy pożegnaniu Butterfree. Przed moimi oczami poczęły pojawiać się wszystkie sceny. Pierwsze spotkanie u Oaka, ucieczka przed Spearowami, kolejne spotkania z Zespołem R. Zalałem się łzami. Przeszły mnie ciary jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Poczułem jak coś ocierało się o moją nogę. TO BYŁ MÓJ PIKACZ!
Zrozumiałem, że Pikacz nie chciał się ze mną rozstawać. Wybacz kumplu.

Zawędrowaliśmy do Neon Town. Dość duża metropolia, które nigdy nie zasypiało. Każdy budynek miał jakby dwie elewacje - pierwsza, ta właściwa z tynku i farby, i druga - neony. W nocy te wszystkie światła musiały tworzyć niesamowitą łunę. Głównym punktem miasta było kasyno. Od jednego z hazardzistów, próbującego się odegrać na maszynie, dostałem sakiewkę na żetony i 10 kredytów. Czas zagrać na jednorękim bandycie.
Uff, udało mi się zarobić sporą sumkę. Choć nie tak bardzo sporą, jak się okazuje. Za ok 2000 kredytów, mogłem w pobliskim sklepie kupić Abrę. A raz Caterpie śmierć, biere!

Gdy wychodziłem z kasyna, wpadłem niechcący na przechodnia. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale zaczął przeklinać mnie na wszystkie możliwe i niemożliwe sposoby. Stałem z oczami jak pięciopokedolarówka, gdy ten buc tworzył wręcz poezję z tych wszystkich wiązanek. Gdyby to mieliby wyemitować na żywo w telewizji, cenzorzy nie nadążaliby by z wypikiwaniem co ostrzejszych kąsków. Gdy skończył wyzwał mnie na pojedynek. Nie trzeba było mnie dwa razy przekonywać. Pokonałem działa, a ten znowu się nakręcił i wylewał na mnie wszystkie te złe emocje. Na horyzoncie pojawiła się Oficer Jenny! Szybko odciągnęła ode mnie tego buraka i kazała nam udać się do hotelu i odespać! Odespać? Niby czemu? Strażniczka wytłumaczyła mi, że z powodu niezasypiającego miasta, każdy z mieszkańców cierpi na bezsenność. A jak wiemy "niewyspany człowiek to wkurzony człowiek". Tylko jak by na to zaradzić. Nie mam już Butterfree, który mógłby rozpylić nad miastem atak Proszku Usypiającego.
Problem szybko się rozwiązał! Pod miastem na łąkach siedziała Jigglypuff. Chciała strasznie wystąpić przed dużą publicznością, ale miała zdarte gardło. Dobrze, że na mnie trafiła. Raz z telewizji nauczyłem się przyrządzać smaczny sok z jagód, który działa jak terminator na wszelkie infekcje pokemonów.
Podałem sok tej różowej kulce. Skrzywiła się nieznacznie (chyba dodałem za dużo jagód Oran) i spróbowała coś zanucić.

Jigglypuff..jigglyyyyyyypufff,

Jigglypuff, jigglyyyyy.

Ta kołysanka... Ziewając osunąłem się na ziemię i zasnąłem. Ostatkiem świadomości widziałem jak różowa kulka w podskokach biegła do miasta.

Może mi ktoś wytłumaczyć dlaczego mam na twarzy marker?! GARY!!!
mfek00 - Epizod 11

Ostatnia pikapika i różowa primadonna

[ #pokemirko - tag z p...

źródło: comment_jE8mavSu2xXzzdw9yZojsOWlBg6PRHhm.jpg

Pobierz
  • 11