Wpis z mikrobloga

#anonimowemirkowyznania
W nawiązaniu do http://www.wykop.pl/wpis/22461091/.

Mimo tego, że powyższe to był bait (dwuletnia infekcja? nie bardzo), to pozwólcie, że opiszę swoją historię.

Pierwsza dziewczyna, 4 lata (od ~16 roku życia), związek się rozpadł przez brak seksu ("Chcę rozpocząć współżycie jak pójdę na studia jak moja siostra" - nie warto nawet strzępić ryja). Pare przygód po, kolejna dziewczyna, obecna - razem 6 lat, pierwsze 2 lata super seks - a później choroba. Vulvodynia spowodowana prawdopodobnie niezaleczoną infekcją. I nie, to nie jest tak, że w gumce działa - po prostu kobietę stosunek boli i cześć. Nie robiła z tym nic, bo przecież nie ma lekarstwa. Co prawda to prawda - nie do końca poznana choroba, dopiero ostatnio pojawiło się paru ginekologów specjalizujących się w tego rodzaju przypadłościach. Związek wyglądał tak, że raz na parę dni oral - sprawa załatwiona. Nie było chęci poprawy czegokolwiek. Uzależniłem się od porno i walenia niemca po kasku - tak minęły 3 lata. Jak teraz o tym pomyślę, to nawet nie chcę mi się w to uwierzyć. Wydawało mi się, że moja rola jako partnera to trwać obok i czekać na lepsze czasy. Po trzech latach ogarnąłem co robię ze swoim życiem, odstawiłem porno, ćwiczenia, praca nad libido - wróciłem do normy. Zacząłem naciskać na poprawę - znaleźliśmy ginekologa na drugim końcu świata, kosmiczne hajsy - ale była wizyta, ma plan leczenia, są perspektywy. I na tym koniec. Tak mija pół roku. Rozmowy - mówiłem, że ten związek nie ma sensu w takiej formie, ja już więcej ani nie jestem w stanie ani tego wytrzymać, ani jej pomóc - wg zrobiłem co mogłem, na więcej nie mam siły. Sugestia, że to tylko może się skonczyć bolcami. Kocha mnie, rozumie mnie, potrzebuje mnie - jesteśmy dalej razem. Kocham ją, ale właśnie leżę w łóżku z kolejną loszką, #!$%@?śmy się jak króliki przez cały weekend, a zaraz zaczyna się kolejny dzień. Nie wykluczone, że zaczniemy od Pruszkowskiej zasady, o której tak masa fantazjował. Ale na końcu i tak wrócę do swojej jedynej. Kiedyś - w życiu by mi nie przeszła przez głowę myśl, żeby kogokolwiek zdradzić. Teraz - nie mrugnąłbym nawet okiem.

Nie piszę, by dyskutować, baitować, szukać rozgrzeszenia czy się żalić. Jeżeli czyta to jakiś różowypasek, który jest odpowiedzialny choć za część problemów łóżkowych w związek - albo zaczniesz je w ty momencie naprawiać, albo zacznij zbierać koty. Nie istnieje facet na tym świecie, który jest w stanie nieść taki ciężar. Myślałem, że ja nim jestem, myliłem się.

Kliknij tutaj, aby odpowiedzieć w tym wątku anonimowo
Kliknij tutaj, aby wysłać OPowi anonimową wiadomość prywatną
Post dodany za pomocą skryptu AnonimoweMirkoWyznania ( https://mirkowyznania.eu ) Zaakceptował: Asterling
AnonimoweMirkoWyznania - #anonimowemirkowyznania 
W nawiązaniu do http://www.wykop.pl...

źródło: comment_Vs95IeBcWrWnzrR3lPiyfkPOaLs6oZgT.jpg

Pobierz
  • 5
  • Odpowiedz
EleganckaStara: Miałam podobną sytuację... Tyle że ja się zmuszałam do seksu, żeby facetowi było dobrze.
I w rezultacie znienawidziłam wszystko co kojarzy się z seksem, w tym także partnera. W końcu z nim zerwałam.

Zaakceptował: Asterling
  • Odpowiedz
Gwiezdna Pantera: Tak, kłopoty z infekcją mogą być dwuletnie! Nie wierzysz - spytaj dobrego ginekologa. Tak, infekcję leczy się w tydzień, ale jest taka jednostka chorobowa jak infekcje nawracające. Ja leczę się prywatnie od lat, wydałam grube tysiące na kolejne posiewy, antybiotyki, leczenie - i nic. Leczy się i za kilka dni od nowa. Seks wtedy boli tak, że wyć się chce. Co gorsza, obecnie już tak boję się bólu, że
  • Odpowiedz
OP: @AsiaNaprawia: Nie, trochę podkoloryzowałem - rozstaliśmy (separacja?), ale ciągle się spotykamy. Mieszkamy obecnie w różnych miastach, ale utrzymujemy kontakt. Gdzieś tli się nadzieją, że wszystko się zmieni na lepsze.

Ten komentarz został dodany przez osobę dodającą wpis (OP)
Zaakceptował: Asterling
  • Odpowiedz