Wpis z mikrobloga

Chociaż jestem w związku z różowym paskiem, dzielę z nim jedno mieszkanie, dalej nie mam pewności, czy znalazłem miłość mojego życia. Po wielu perypetiach które napotkałem w sprawach sercowych nie mam pojęcia czy jestem jeszcze zdolny wykrzesać z siebie tak głębokie emocje. Nie zrozumcie mnie źle, z natury zawsze staram się być uprzejmy, miły troskliwy. Dbam o nasz związek, wiem, że różowy jest ze mną szczęśliwy ale jakoś dalej czuję pustkę wewnątrz siebie. Jak by czegoś brakowało mi w życiu.

Wszystko sprowadza się do dawnego związku który polegał na emocjonalnym drenażu. Byłem wtedy mniej życiem doświadczony i wpadłem w pułapkę pewnego różowego. Nie wiem czy była miłość z jej strony, wiem, że było namiętnie przez ponad półtora roku naszego związku. Jak pisałem wcześniej zawsze byłem pomocnym facetem, skorym do poświęceń czasu, pieniędzy, wiedzy. Aby stworzyć jej doskonałe warunki do zdania matury (ona 19 lat 3 technikum bo oblała raz w gimnazjum ja wtedy 24) stworzyłem program nauczania języka angielskiego od podstaw - od poziomu "Maj nejm i do" doprowadziłem ją do poziomu B+ z którym zdała ustną i pisemną maturę na 90% i 80%. Problemy z matematyką ? Nie ma problemu! Przygotowałem materiał, przypomniałem sobie trzy lata matematyki z ogólniaka i prowadziłem domowe zajęcia wyrównawcze. Problemy z pracą? Załatwiłem jej nową, lepiej płatną tak aby mogła dorobić. W zasadzie na każdy problem byłem uniwersalnym lekarstwem. Tabletką znajdującą się pod kontaktem "Niedźwiedź". Organizowałem wspólne wyjazdy, każdy weekend był zaplanowany i bogaty w atrakcje, tak aby spędzać przyjemnie wspólne chwile.

Dopiero z czasem zanotowałem, że widujemy się praktycznie codziennie. Wynikało to też po części z mojej wewnętrznej zazdrości. Albowiem była siostrą trójki braci, nie potrafiła dogadać się z koleżankami, miała w większości tylko kolegów. Każdy z nich z racji jej atrakcyjnego wyglądu był typowym fejsbukowym stalkerem. Możecie uznać, że zazdrośnik i przewrażliwiony - ale niestety pod każdym dodanym postem (czy z muzyką, czy tekstowym, bo zdjęć nie dodawała) zbierała samczy tłum "fanów jej muzyki" czy zgłębiaczy jej myśli. Nie potrafiła wysiedzieć w domu więc ustawiała się z kolegami, kiedy mnie nie było. Najgorsze z tego wszystkiego jest to, że nawet pośród moich znajomych pojawili się ludzie, którzy potrafili ją zaczepiać, sprzedając informacje co robiłem głupiego na imprezie. Ostatecznie chociaż nacisk na codzienne spotkania nie wynikał z mojej strony, godziłem się na to z zazdrości. Na jej życzenie awansowałem z lekarstwa na wszystko w prywatną satelitę która oscylowała dookoła niej.

Kolidowało to z wieloma względami mojego życia. Jako grafik po szkole budowałem swoje portfolio i bazę klientów przez lata, aby poza standardową pracą zarabiać krocie. Ostatecznie zbudowałem na tyle funkcjonalną grupę, że poza standardowym wymiarem 8h w pracy (w której mogłem dorabiać jako grafik wykonując wszystkie obowiązki służbowe) kończonej o 15 o 17 byłem odebrać ją z domu, aby później wrócić do mojego mieszkania gdzie kontynuowałem pracę grafika. Spotkało się to z szybką dezaprobatą, wielokrotnymi komentarzami pt "nie dbasz o mnie" "po co po mnie przyjezdzasz skoro dalej jesteś w pracy" "pracuj szybciej". Wszystko by wskazywało na moją winę, gdyby nie fakt, że godzina 17 była świętą godziną odbioru jej z domu - później twierdziła, że nie ma sensu już się spotykać i umawiała się z kimś innym ;>. Trenowałem tez dynamicznie futbol amerykański. Po pierwszym dosyć bogatym w naukę sezonie ze składu rezerwowego awansowałem do głównego - miałem grać w najwyższej lidzie rozgrywek "Topce". Niestety również wiązało to się z trzema treningami w tygodniu i siłownią gratis. Musiałem słuchać dogadywek typu "Ja nie będę z kaleką jak coś sobie zrobisz" lub "Jej imie nazwisko vs Futbol amerykański 0:1". Ostatecznie pod naporem porzuciłem karierę sportową - nie było w tym pieniędzy, tylko satysfakcja. Z biegiem czasu nie wyrabiałem też na czas zleceń graficznych bo po pracy siedziałem z księżniczką do godziny 23. Pracowałem miedzy 23-4 rano aby przespać się dwie godziny i pójść na 7mą do regularnej pracy. Długo nie wytrzymałem takiej presji i z pracy grafika również musiałem zrezygnować.

Złapałem deprechę. Nie był to stan agonalny bo ostatecznie miałem jeszcze ją... no właśnie... Gdy zdała maturę i dostała się na dziennikarstwo, stwierdziła, że nie może być z człowiekiem bez pasji i planów na przyszłość dlatego nie może się więcej ze mną spotykać... Wybuchłem. Wszystkie emocje we mnie zawarte na raz zamieniły się w gniew i nienawiść. Nienawidziłem jej od momentu w którym pożegnaliśmy się. Wtedy moja studnia emocjonalna została opróżniona do zera. Nie pozostało we mnie nic. Wiecie, że przez dwa lata związku nigdy nie mogła wydusić z siebie, że mnie kocha? Dawała wielokrotnie do zrozumienia, że tak jest, ale nigdy tego nie powiedziała. Rozstanie nie było wybitnie bolesne. Byłem już w środku jak zwiotczały balon z którego powoli i przez długi czas uchodziło powietrze. Taki flaczek.

Kilka imprez z kolegami którzy zaniedbani przyjęli mnie bratersko pod swoje skrzydła pojąc alkoholem w celu zalania smutków i wróciłem na bardziej stabilne tory. Trzeba było układać swoje życie od nowa, choć było bardzo ciężko. Do dzisiaj nie potrafię odbudować swojej kariery grafika ale w futbolu amerykańskim zaliczyłem trzy sezony w którym "od zera" czyli najniższej ligi dotarliśmy do rozgrywek Topki awansując rok po roku. Ostatecznie moja kariera jest na wstrzymaniu bo zerwałem wiązadło krzyżowe w kolanie i jakoś nie mogę wrócić do pełnej sprawności. Chyba czeka mnie operacja bo bez tego "dupa zimna".

Czytając to wszystko pewnie powiecie - bolec na boku! Otóż, wszystko wskazywało, że nie. Przez bardzo długi czas otrzymywałem donosy od kilku koleżanek które miała, że z "Em" nie jest najlepiej, że nie wychodzi z domu. Żebym coś zrobił! Ba! dzowniła do mnie nawet jej byłą wychowawczyni która tak chwaliła mnie na studniówce, że Em jest ze mną taka spokojna i szczęśliwa. Ostatecznie po czterach miesiącach znalazła sobie jakiegoś faceta. Była z nim około sześć miesięcy ale ziomek chyba szybciej skminił, że coś jest nie tak i zostawił ją. Pewnego wieczoru zadzwoniła, ze jest pod moim blokiem i chce pogadać. Byłem wtedy już z obecnym różowym. Powiedziałem jej, że jutro idę do pracy i nie będę wychodził o tak późnej porze. Akcja powtarzała się kilkukrotnie. Ostatecznie chyba pijana pewnego wieczora mi napisała długą wiadomość, w której wyznała, że wszystko chce naprawić i że mnie kocha. Żebym zostawił swoją obecną dziewczynę i był tylko z nią. Albo mogę być nawet ze swoją byle bym poświecił trochę czasu dla niej! Przykro mi bardzo ale studnia się wyczerpała. Napisałem jej, że jest mi jej żal a jeśli ma problem emocjonalny niech się zapisze na zajęcia jogi albo kurs tańca to jej przejdzie ;> To była ostatnia wymiana zdań między nami.


Byłem z kobietą, lub może bardziej dziewczyną która poza namiętnością i wysokim 9/10 w mojej skali miała kilka wad, które skalowały wraz z biegiem czasu. Przestroga dla was miraski, nie dajcie się ponieść w #lovestory tak jak ja, bo wszystko ma swoje negatywne konsekwencje. Choć teraz nie buzuje we mnie tak wspaniała i pachnąca piwoniami młodzieńcza miłość, jestem szczęśliwy i zadowolony z tego, jak wygląda mój związek.

  • 8
@lubielizacosy: Nikt nie jest idealny to oczywiste... Ale było to mój pierwszy "poważny" związek w życiu. Wcześniejsze przelotne romanse przychodziły i odchodziły. Tutaj chciałem się poświęcić i dać z siebie 150% bo wierzyłem, że to jest "ta jedyna".
@Grzabek: taki typ kobiety, który traktował Cię jak emocjonalnego tampona, miałem taką samą przyjaciółkę która uwiązała mnie emocjonalnie i całe liceum w tym tkwiłem aż zerwałem kontakt. Nawet jak znalazła sobie chłopaka to przytulanie się do mnie itp, były na porządku dziennym abym tylko nie uciekł.
@jednakenergetyk: Przyznam szczerze, że wolałbym chyba być we "friend zone" bo wtedy nic by mnie nie obligowało do porzucania swoich pasji i chęci rozwoju na jej poczet. Zawsze o związkach mówi się, że wymagają "poświęceń" to się poświęcałem... Ponadto po czasie i kilku piwach znajomi skutecznie by mi wybili z głowy "Pieskowanie" na jej skinienie... Łatwiej by się było wyrwać z takiego toksycznego związku mając świadomość, że nic z tego nie
@Grzabek: Tak ci się tylko wydaję, że wtedy byś z niczego nie rezygnował. Zadzwoniłaby, że ma chwilę i czy nie pojdziesz z nią na obiad na miasto i byś #!$%@?ł i ten obiad jeszcze stawiał w nadziei na coś co nie nadejdzie.

Nie rozumiem też za bardzo o co ci chodzi we wpisie bo piszesz na początku:

Chociaż jestem w związku z różowym paskiem, dzielę z nim jedno mieszkanie, dalej nie
@heheszkitroche: Jestem szczęśliwy i związek jest spoko. Można to nazwać "FWB" ale z deklaracją wierności i chęcią spędzenia życia razem. Nie wiem czy mogę z siebie wykrzesać głębsze emocje jak miłość. Po prostu wydrenowałem się z tego konkretnego uczucia, po ostatnim związku miłość mi tak obrzydła, że bardziej kojarzy mi się z czymś negatywnym. Może to wynikało z tak nagłego i bolesnego kołka w serce który mi wbiła ex. Nie wiem...
@Grzabek: Szkoda, że tak do tego podchodzisz :) Oczywiście to twoja sprawa, a do tego raczej ciężko wpływać na swoje uczucia, ale dobrze by było przekierować myślenie na takie, że dobrze, że masz już to za sobą i zdobyłeś wiele cennego doświadczenia jak np właśnie "Nie zatracać siebie w kimś". Powodzenia w obecnym związku, może jeszcze się zakochasz