Wpis z mikrobloga

Nie zapomnę pierwszego dnia urlopu w Polsce. W drodze do domu zajeżdżamy na stację paliw. Idę kupić jakiś sok, bo upał straszny. A ja też na ostrym kacu gigancie, bo pochlaliśmy wcześniej. Zresztą spałem tylko 3 godziny to też niekumaty byłem. Wchodzę na stację, biorę dwa soki Tymbarka, na cenę nie patrzę w ogóle, podchodzę do lady, a tam typowy Janusz z wąsem przy ladzie. Mówię "dzień dobry". Nawet słowa nie powiedział. Już wtedy widziałem, że koleś coś nie halo. Stawiam soki, on skanuje i coś mówi to ja mu daję 7 złotych, a on mówi, że za mało. A ja pytam, że po ile one są to on mówi, że po pięć złotych. To wyjmuję drugie pięć złotych i mu kładę i on do mnie z tekstem:
- I jak ja mam ci z tego wydać?
Ja zgłupiałem już wtedy. Co on chce wydawać??? Niech weźmie dwie piątki i się buja.
I w końcu on mówi, że widzę, że się nie dogadam i zabrał dwie piątki i dwójkę zostawił tak jak chciałem. Po tym jeszcze u drugiego sprzedawcy kupowałem hot doga i nie było problemów. Zapłaciłem, reszta, dziękuję, do widzenia, a ten Janusz menda to był menda do kwadratu. Ani dzień dobry, ani do widzenia. A najlepiej to pocałuj mnie w dupę. Zderzenie z polską mentalnością.
#truestory
  • 9