Wpis z mikrobloga

Mój dom rodzinny położony jest na skraju małego miasteczka na początku lasu, działka też jest dosyć mocno zalesiona, a do sąsiada ani blisko, ani daleko. Z uwagi na ten fakt zdarzało się kilka razy, że chcieli nas okraść, z mniejszym lub większym skutkiem. Jako że często wychodziłem w nocy zamknąć psa do zagrody, a i często zostawałem sam w domu, to nigdy nie czułem się zbyt pewnie. Ciemno jak w dupie, las i dziwne nocne odgłosy.

Opracowałem więc strategię, że w przypadku wyczucia zagrożenia, lepiej jest reagować atakiem. Często zdarzało się że mój wyostrzony przez ciemność zmysł słuchu, wyłapywał odgłosy których powtarzalność i charakterystyczny szmer liści wskazywały jednoznacznie, że są to czyjeś kroki. Gdy tylko usłyszałem takie odgłosy przechodziłem do realizacji mojej strategii która miała dać mi pewne fory w przypadku ewentualnego starcia z dwoma bandziorami (dwoma, bo kto kradnie sam). Najrozsądniejszym, z uwagi na moją oszczędną posturę, było następujące działanie :

Krzyczałem z jak największą powagą i agresją w głosie, następujące sentencje :
NO CHODŹ TU #!$%@? #!$%@? ŚMIECIU #!$%@? TO CI #!$%@? TEN ŁEB ZŁODZIEJU #!$%@?.
Po czym jak opętany świeciłem ledową diodą z mojego telefonu, imitując żwawe przeszukiwania otaczających mnie chaszczy.

To musiało robić wrażenie, ta pewność siebie i gotowość do konfrontacji. Czasami sam wierzyłem że gdyby nadarzyła się stosowna okazja, to słowa te niby zaklęcie dodałyby mi nadludzkich mocy.

Nigdy nie miałem okazji się przekonać jak by wyglądało takie starcie, więc moja metoda chyba działa.
Sarny to straszne tchórze, najpierw człowieka straszą a potem cykają że w #!$%@? dostaną.
  • 2