Wpis z mikrobloga

Mirki, tak sobie myślę jak za gówniaka klepaliśmy z całą rodziną biedę. Mama pracuje od ponad 30 lat w urzędzie na szeregowym stanowisku w ''Polsce C'', ojciec pobiera gównorente (teraz ok 800zł) i musiało nam to wystarczyć dla 4-osobowej rodziny.
Oszczędzaliśmy dosłownie na wszystkim: 4 herbaty z 1 torebki, kąpanie się w wodzie po bracie (to chyba była najgosza rzecz xD), oczywiście noszenie wiekszości ciuchów też po bracie. Mama miała znajomą sprzedawczynię w jakimś sklepie i dostawała niektóre przeterminowane rzeczy za 1/3 ceny. O wycieczkach szkolnych mogłem zapomnieć.
Na jakąkolwiek pomoc społeczną byliśmy zbyt "bogaci" bo do wszelkich stypendiów i innych takich zawsze dochód na głowę przekraczał tych kilka złotych bo w przeciwienstwie do wielu sąsiadów nie mieliśmy żadnych dochodów na czarno.
Jak z bratem chcieliśmy kupić PS2 w szkole średniej to kopaliśmy rowy w wakacje i sprzątneliśmy cały teren wokół domu, żeby sprzedać troche złomu. Aby opłacić mój 1 rok studiów mama musiała przeznaczyć całą swoją premię za 25-lecie pracy i jeszcze trochę pożyczyć jak się potem okazało (w sumie to nie musiała bo nie chciałem, zeby się tak poświęcała, ale się uparła).

Jak patrze teraz z perspektywy, że stać mnie na wszystko o czym kilkanaście lat temu marzyłem: nowy komp z dziesiątkami gier, nowy smartfon, samochód ( co prawda nie nowy, ale jak dla mnie wystarczający), wakacje zagranico i oszczędności na koncie, za które mógłbym żyć na zwykłym poziomie przez rok to łapią mnie trochę feelsy. Oczywiście nie mam wszystkiego i zarabiam ledwie troche powyżej średniej, ale nie narzekam bo zawsze mogło być gorzej.

W sumie nie wiem po co to piszę. Chyba tylko po to, żeby się trochę wyżalić i jeśli przeczytaliście do końca to taki trochę banalny i oklepany przekaz ode mnie: jeśli wy i ludzie wokół jesteście zdrowi i stać was na w miare normalne życie to doceńcie to.

#gownowpis
  • 1