Wpis z mikrobloga

Cześć Mireczki,

Na wstępie prośba o wybaczenie użycie tagu fotografia. Zdjęcie na samym dole posta.

Co prawda z podróży do Norwegii (a przy okazji i małego objazdu po Polsce) wróciłem już trochę dni temu, ale piszę dopiero teraz. Każdy kto choć trochę zwiedza wie jak wyglądają powroty i ile jest zachodu z wypakowywaniem, praniem, powrotem do pracy i rzeczywistości. W tym wszystkim właśnie trzeba jeszcze znaleźć czas na wyskrobanie czegoś dla Mirko, a w szczególności dla obserwujących tag #podrozeaugustyna. Wszystkich obserwujących cieplutko pozdrawiam i dziękuję za zainteresowanie moimi małymi wypocinami.

Zastanawiam się od czego zacząć ten wywód i chyba najłatwiej będzie od początku. Plan na wyjazd do Norwegii pojawił się już dosyć dawno. Pierwsze myśli zaczęły się gromadzić wokół tematu już w styczniu-lutym. Pomysł stał się bardziej rzeczywisty w okolicach maja, a w lipcu zakupiłem bilety. Przewoźnikiem był Ryanair. Pomijając bagaż rejestrowany cena biletów wraz z dotarciem na lotnisko Modlin z Warszawy spod PKiN oraz powrót do niej po przylocie za pośrednictwem Modlinbusa wynosiła 200zł. Bagaż 20kg kosztował 256zł, taka okrągła kwota ( ͡ ͜ʖ ͡) Tutaj na szczęście doszło do podziału na dwie osoby, bowiem koniec końców nie poleciałem tam sam. Towarzyszem mej niedoli została koleżanka która również jest zafascynowana tym pięknym krajem wikingów. Termin eskapady był nieprzypadkowy. Koniec października oznacza dużo niższe ceny transportu, optymalną temperaturę, a także małą ilość turystów.

Przygotowania zajęły stosunkowo mało czasu. Lista ekwipunku nie była zbyt duża, bo i sama wyprawa krótka. Ograniczał także limit bagażu. W ramach 20kg oraz jednego podręcznego (plecaki odpowiednio 40 i 20 litrów) trzeba było zmieścić wszystko co może się przydać. Więcej plecaków nie było sensu brać, bo i tak był jeszcze aparat, a osób do noszenia wciąż dwie sztuki. Na szczęście nie trzeba było pakować dużo ubrań i specjalistycznego sprzętu. Bagaż przedstawiał się mniej więcej następująco:

Odzież:
- Buty: Wybór padł na Lowa Z8N GTX. Uniwersalne buty charakteryzujące się bardzo dobrą odpornością na wodę, wygodą oraz trwałością. Nie dam na nie powiedzieć złego słowa. Nawet gdy muszę je nosić przed 20-30 godzin nie odczuwam dyskomfortu.
- Skarpety, 4 pary. Ciepłe marszowe modele z dużą zawartością wełny merino. Wszystkie stosunkowo wysokie (mniej więcej cholewka buta albo trochę wyżej)
- Bielizna termoaktywna: Postawiłem na nasz rodzimy produkt firmy Brubeck. Linia extreme merino czy jakoś tak. W warunkach norweskich się sprawdziła, ale przy wycieczce do obszarów gdzie panują bardzo niskie, ujemne temperatury może średnio działać. Jak podczas najbliższej zimy będzie te -20/-30 to przetestuję i dam znać ( )
- Ocieplacz: Skorzystałem z polaru Silesia firmy Miwo Military Praszka. Robotę (w razie konieczności) wykonywał na 5+.
- Spodnie: Kontrakty włoskiej armii firmy Defcon 5. Również bez żadnych zarzutów. Świetny krój i duża wygoda.
- Kurtka: Wziąłem hardshell firmy Helikon. Model gunfighter w wersji czarnej. Również rodzimy producent (chociaż produkujący już niestety w Chinach). Sama kurtka to chyba jedna z najlepszych konstrukcji tej firmy. Nie przemokła, nie przewiało mnie, a duża ilość kieszeni ułatwiła organizację sprzętu podręcznego. Polecam mocno.
- Czapka Arc'teryx LEAF RHO LTW Beanie. Lekka, cienka, a dająca ogromny komfort. Zdecydowanie najlepsza czapka mego żywota. Dobrze trzyma ciepło, ale nie przegrzewa. Co prawda nie jest wiatroszczelna i wodoszczelna, ale od tego jest kaptur.
- Rękawiczki Arc'teryx LEAF COLD WX Contact. Lekkie rękawiczki shellowe ze wzmocnieniem wnętrza dłoni oraz końców palca wskazującego i kciuka kozią skórą. Również rewelacja. Funkcjonalności dodaje możliwość korzystania z ekranów dotykowych bez ich zdejmowania.

Dodatkowym zabezpieczeniem na wypadek zmasowanych opadów został komplet ECWCS firmy Helikon. Całkiem sympatyczny zestaw spełniający swoje funkcje. Jego ogromna zaleta to możliwość skompresowania do bardzo małych rozmiarów.

Gastro:
- Racja dobowa wojska polskiego. Idealny na takie wycieczki, polecam każdemu. Produkty smaczne i dostarczające dużo energii. Kupa dobrego żarcia zajmująca niewielką ilość miejsca jak na to co oferuje.
- Samo podgrzewające się dania firmy Forestia. Sztuki dwie (z czego jedna i tak wróciła do Polski). Produkt spełnia swoje zadanie w 100%. Bardzo smaczny posiłek który błyskawicznie można przyrządzić na ciepło. Jedyne czego potrzebujemy do rozpoczęcia procesu ogrzewania to trochę wody.
- Snickersy. Niezastąpione od czasów wojny w Czeczeni #pdk

Do tego doszły jakieś kabanosy. Moja towarzyszka podróży postawiła na wspieranie regionalnej kuchni mazowieckiej w postaci produktów firmy Vifon ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Sprzęt:
- Telefon komórkowy, portfel i niezbędne dokumenty
- Sporządzone, wydrukowane mapy
- Powerbank 10k mAh
- Śpiwór
- Namiot Dakota 3 firmy Bergson
- Mapnik Miwo Military Praszka oraz przybory do pisania
- Busola Silva Expedition
- Nóż Mora Companion
- Zapasowy nóż Gerlach WZ. 98a
- Latarka INOVA - T5® LED oraz zapasowa latarka zdjęta z roweru
- Krzesiwo i wata
- Spork
- Menażka i kubek stalowy
- Kuchenka polowa (taki składany, stalowy stelaż)
- Apteczka wraz z zestawem leków
- Chusteczki nawilżane
- Wkład hydracyjny 3l
- Worek wodoszczelny
- Kilka metrów linki paracord
- Bransoletka z paracordu z zapasowym krzesiwem
- Srebrna taśma naprawcza
- Płyn do płukania jamy ustnej

Chyba wszystko, a raczej nic istotnego nie pominąłem. Podróż do samej Norwegii była o tyle zabawna, że osoba towarzysząca pierwszy raz leciała samolotem. Zawsze miło popatrzeć i powkręcać ;) Mniej zabawnie było na miejscu, bo okazało się, że lotnisko jest przy samej autostradzie i nie ma możliwości pieszego dotarcia do Moss. Jedyne wyjście z Oslo-Rygge to zjazd na autostradę, a ta jest z dwóch stron zablokowana wysokim ogrodzeniem. Za namową Polaków przebywających na lotnisku udaliśmy się na parking w poszukiwaniu informacji.

Po wkroczeniu na zadaszony obszar przeznaczony do postoju oczom ukazał się busik polskiej firmy, który zdawał się wręcz wybawieniem z sytuacji. Kierowco jeżeli to czytasz to wiedz, że Cię serdecznie pozdrawiamy! Okazało się, że sympatyczny Pan zmierzał z pasażerami w kierunku Oslo, ale mimo to podrzucił nas aż pod same Moss do którego zmierzaliśmy. Nie spodziewałem się tak pozytywnego nastawienia ludzi już na samym początku podróży. Dzięki otrzymanej pomocy w bardzo łatwy sposób udało się dostać na prom który zmierzał do Horten. Widoki towarzyszące rejsowi są bardzo piękne. Pejzażom można się przyglądać bez końca. Chwila skupienia się na pięknie krainy wikingów, kilka kęsów snickersa i czas opuścić pokład, bowiem prom już dopłynął do drugiego portu. Ciekawostką jest fakt, że sam prom pływa od bladego świtu aż do nocy. Momentami kursy są co kwadrans, a sama trasa z tego co można zaobserwować bardzo popularna.

Po szybkim desancie na ląd ustaliliśmy kierunek marszu i ruszyliśmy. Ważną informacją była godzina zachodu słońca. Co by nie było lepiej rozbić obóz jeszcze przy świetle słonecznym. Podczas samej wędrówki wzdłuż wybrzeża zaskoczyło kilka rzeczy, ale dwie przekroczyły oczekiwania. Pierwszą było to jak bardzo rozciągnięte są zabudowania, a tego mapy google nie uwzględniły (rozbić się można minimum 150m od zabudowań), zaś drugim psikusem było to, że wyspa na której miał mieć miejsce nocleg okazała się zamknięta. Jak można zamknąć wyspę? Ano bardzo prosto. Za mostem prowadzącym na nią stawiamy bramę która nie pozwala przejść pieszym. Co było napisane na tabliczkach niestety nie było nam dane się dowiedzieć, gdyż język angielski nie jest chyba najbardziej popularny na znakach i szyldach. Pomimo spotkanego rozczarowania konieczne było znalezienie innego miejsca do rozbicia namiotu. Idąc za przysłowiem "koniec języka za przewodnika" zapytałem spotkanego w okolicy wikinga o dogodne miejsce noclegowe. Wskazana została nam połać terenu nieopodal nad morzem. Nie pozostało nic jak tylko obrać azymut i rozpocząć marsz.

Zastane miejsce było naprawdę bardzo ładne. Okazało się, że jest to teren nieczynnego campingu. Po dokonaniu wyboru w sprawie odpowiedniego miejsca na rozbicie namiotu przystąpiliśmy do dzieła. Co prawda sprawę utrudniało skaliste podłoże, ale i tak dało radę. Rekompensowały to z nawiązką widoki, a także ściana skalna osłaniająca nas przed wiatrem od morza.
Po czynnościach obozowych przyszedł czas zjeść coś w namiocie. Poza słodkościami z racji wojskowej w ruch poszło danie od Forestii. Muszę przyznać, że w takich okolicznościach wszystko smakuje dużo lepiej. Dobra rada dla Was: jak już gotujecie w "przedsionku" namiotu to lepiej użyć jednej tabletki z paliwem stałym niż dwóch. Po podpaleniu dwóch na raz czułem się jak w pewnej komorze ( ͡° ͜ʖ ͡°)

Jeżeli chodzi o nocleg to śpiwór i namiot spokojnie dały radę. Pomimo faktu, że towarzyszka trochę mniej niż ja lubi niskie temperatury noc udało się przespać. Z informacji pogodowych wynikało, że panowało kilka stopni poniżej zera. Spostrzegawczy zauważyli, że nie ma w spisie wyposażenia karimaty bądź maty samopompującej. Za izolację robiły kurtki i odzież ECWCS. Sprawdziła się całkiem ok. Chociaż na wycieczkę tego typu w zimę konieczne byłoby zabrania lepszej izolacji od gruntu.

Sama noc przebiegła spokojnie. Poranek był za to całkiem rześki. Aż miło się oddycha tak wspaniałym powietrzem. Menu śniadaniowe obejmowało pieczywo oraz pulpety w sosie warzywnym z racji wojskowej. Pomimo średnio apetycznego wyglądu konserwy są smaczne, a także mają porządny skład. Na plus bardzo duża ilość mięsa w produkcie i brak MOM. Muszę się przyznać, że gorąca, granulowana, malinowa herbatka (również z racji wojskowej ( ͡ ͜ʖ ͡) ) którą się delektowałem z samego rana była jednym z lepszych napojów jakie piłem w życiu. Jednak miejsce i sytuacja mają ogromny wpływ na smak.

Po zebraniu się i upewnieniu, że wszystko pozostawiliśmy w takim stanie jakim zastaliśmy (wzięcie ze sobą kilku worków na śmieci to zawsze dobry pomysł, nawet podczas spaceru do lasu czy nad jezioro) rozpoczął się marsz powrotny do Horten na prom. Tu już obyło się bez większych przygód. No może poza małym pomyleniem drogi, ale dzięki temu udało się zobaczyć trochę zabytkowej części okolicy. W moim sercu za to pozostanie energetyk Burn o smaku passiflory. Szkoda, że nie występuje w Polsce, bo jest naprawdę pyszny.

Przeprawa promem do Moss przebiegła bardzo sprawnie. Przypał pojawił się dopiero po zejściu z trapu. Nauczeni doświadczeniem, że na lotnisko nie da się dojść na piechotę wybraliśmy na środek transportu pociąg. Zachęcał fakt, że z samego Rygge z okolic PKP na lotnisko jest darmowy bus. Jednak Norwegia zaskoczyła nas strajkiem kolejarzy. Ja rozumiem gdyby go tydzień wcześniej zapowiedzieli albo chociaż podstawili komunikację zastępczą. Puenta była taka, że my mamy wolne, a pasażerów mamy w całkowitej dupie. W związku z koniecznością znalezienia jakiegoś rozwiązania podjęliśmy decyzję o skróceniu podróży po okolicy. Nie było sensu poświęcać kilku godzin na turystykę gdy pojawiła się perspektywa opuszczenia swojego lotu. Niestety stanęło na taxi, bo innego rozwiązania nie było. Ani PKP, ani busów, ani nic. Wywiad z mieszkańcami nie przyniósł żadnych przydatnych informacji. Tutaj miłe słowa dla bliskowschodniego taksiarza, bo chciał nas kawałek podrzucić za darmo, ale wyszło, że jego przysługa nie miałaby żadnego sensu. Wycieczka do Oslo-Rygge kosztowała 270NOK. Troszkę drogo, ale bez tragedii. W sumie ograniczony dojazd tłumaczy fakt, że w odpowiedzi na podniesienie podatków Ryanair się wycofuje z Oslo-Rygge i w listopadzie zamykają lotnisko ponieważ nie będzie rentowne.

Lot powrotny to już zwykła podróż bez specjalnej historii. Jedyne co można wspomnieć to fakt, że mój plecak musiałem nadać nie na stanowisku standardowym, a tym przeznaczonym dla niestandardowych bagaży. Różni się od standardowego tym, że od razu robione jest RTG i mundurowy patrzy czy paczka się nadaje do luku bagażowego. Pójdź bez krawatu to od razu bandyta.

Z samej wycieczki pomimo, że krótkiej (dwie noce) jestem niesamowicie zadowolony i wiem, że do Norwegii wrócę. Piękny kraj który podbił moje serce. Jeżeli kiedyś będę miał gdzieś wyemigrować na stałe to chyba jest to jedyne miejsce gdzie bym się dobrze czuł. Klimat jaki tam panuje, a także mieszkający ludzie nastrajają pozytywnie. Tymczasem pozostaje mi powrót do rzeczywistości i tęsknota do krainy wikingów. Poniżej załączam obiecaną #fotografia. Więcej zdjęć w komentarzach.

augustyn_kordecki - Cześć Mireczki,

Na wstępie prośba o wybaczenie użycie tagu fot...

źródło: comment_jciQcggK1dacpLPioTkhVoDD4nVovdLD.jpg

Pobierz
  • 6