Wpis z mikrobloga

Oto wielkie przełamanie – pierwszy punkt i pierwsze czyste konto we wrześniowych meczach. Jeśli podstawowym zadaniem Legii jest teraz oduczenie się przegrywania i tracenia bramek, to zaczęliśmy dobrze. W dalszym ciągu jednak 0:0 to wynik, który powinien cieszyć bardziej po meczu Ligi Mistrzów w Lizbonie, niż Ekstraklasy w Krakowie.

Budowa zespołu zwykle trwa długo. Tutaj praktycznie wszystko trzeba tworzyć od nowa, bez okresu przygotowawczego ani nawet przerwy reprezentacyjnej (ta nastąpi dopiero za tydzień). Przez najbliższy czas maksimum tego, co możemy pokazać, to przebłyski niektórych zawodników, którzy wyróżniają się umiejętnościami w tej lidze. Zespół jako taki nie funkcjonuje dużo lepiej niż dotychczas. Jeśli ktoś przeciwko Legii zagra agresywnie i z zaangażowaniem, ta będzie miała problem. Niezależnie od tego, czy rywalem będzie pierwsza Nieciecza, czy ostatnia Wisła.

Do końca meczu starałem się zachować spokój, choć łatwo nie było. Nawet przy słabszych występach na tym stadionie potrafiliśmy strzelać decydujące gole w samej końcówce. Za Berga, grając półrezerwowym składem, wygraliśmy tam 3:0, dwa ostatnie gole strzelając w ostatnich z wielu doliczonych minut. Czerczesow przez długi czas utrzymywał taki sam wynik jak dzisiaj, gra również była podobna, a potem trochę z niczego zrobiło się 2:0 po golach Nikolicia i Prijovicia. Tym razem to się nie powtórzyło, mimo ustawienia z dwoma napastnikami.

O taki skład apelowałem już jakiś czas temu. Z reguły tego nie robię, ale tym razem zacytuję samego siebie:

Jakbym miał pofantazjować, to ciekawe byłoby ustawienie z dwoma napastnikami, a Rado i Guilherme na skrzydłach (prawdziwych skrzydłowych i tak nie mamy, więc czemu nie zagrać fałszywymi). No ale na to się nie zanosi, a szkoda.


~Kimbaloula po meczu z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza (1:2)

Okazało się, że to jednak możliwe. I muszę przyznać, że byłem dość rozczarowany. W mojej ocenie zagrał najlepszy możliwy skład (co niekoniecznie miało miejsce u Hasiego), a i tak wyglądało to słabo. Być może była jeszcze ciekawa alternatywa na ławce w postaci Kazaiszwilego, który do tej pory zagrał raz, i to w najgorszym możliwym momencie. Generalnie jednak Legia wystawiła to, co miała najlepszego… i można było odnieść wrażenie, że nie była w stanie dać z siebie dużo więcej. Za kilka tygodni, może miesięcy – tak, bo jak na Ekstraklasę ci ludzie umieją grać w piłkę. Ale dzisiaj byli bezsilni i nawet jeśliby wygrali, odbyłoby się to po dużych mękach.

Jeśli jest postęp, to nieznaczny, i w niewielu aspektach. Lepiej wygląda już obrona przy stałych fragmentach gry, których dzisiaj było bardzo dużo. Gry defensywnej nie można całościowo pochwalić. Przez większość meczu owszem, wyglądała dobrze, ale w końcówce, pod nieobecność Pazdana, było zbyt dużo chaosu i zagubienia. Przede wszystkim Malarzowi możemy zawdzięczać czyste konto, a obrońcom do perfekcji brakowało bardzo wiele.

Wśród tych, którzy zagrali, było też widać zaangażowanie. Już troszkę bardziej wyglądają jak zespół – walczą jeden za drugiego i nie odpuszczają przy spornych sytuacjach. Dziś mecz był dość brzydki z uwagi na sędziego, któremu zupełnie wymknął się on spod kontroli. Jednak w tych wszystkich ostrych starciach nasi zawodnicy nie odpuszczali i niewiele ustępowali pod tym względem Wiśle. Teraz zawodzi przede wszystkim zwykła forma sportowa. Dużo jest też poprawienia pod względem taktyki, zwłaszcza w środku pola.

W grze Legii wciąż najbardziej boli mnie gra ofensywna. Stwarzanie sytuacji i strzelanie bramek przychodzi nam z dużą męką. Dość powiedzieć, że w 10 meczach ligowych w tym sezonie strzeliliśmy 10 goli. To już czwarty nasz mecz w Ekstraklasie na zero z przodu, trzeci remis 0:0 (doliczając Trencin w eliminacjach LM – czwarty). Jeżeli chcemy wygrywać tego typu mecze, to okazje Prijovicia, Aleksandrowa, Pazdana czy Czerwińskiego trzeba po prostu wykorzystywać. Niby nie było ich aż tak mało, ale zero strzałów po pierwszej połowie nie może nikogo zadowalać. A jeśli cztery sytuacje nie wystarczają, to trzeba stworzyć ich więcej… Co też nie musi wystarczyć, patrząc na ostatni mecz z Zagłębiem.

Muszę też wrócić do jednej rzeczy, która mnie niepokoi. Oprócz klasycznych goli ze stałych fragmentów (tj. po dośrodkowaniach), mamy ostatnio duży problem z rzutami karnymi. W tym sezonie mieliśmy ich przeciwko sobie już pięć, z czego aż cztery za zagrania ręką. Nawet jeśli nie każdy był słuszny (nie chce mi się teraz rozgrzebywać tych sytuacji, ale niektóre były kontrowersyjne), to dochodzi do nich zdecydowanie zbyt często. Dobrze, że aż trzy z tych jedenastek zostały obronione, choć dopiero ta dzisiejsza zaważyła o wyniku. Obrony Cierzniaka i Malarza w meczach z Górnikiem Zabrze i Górnikiem Łęczna nie uchroniły nas od porażek.

Ostatnio odstąpiłem od szczegółowych ocen indywidualnych. Z Dortmundem nie miało to sensu, a po Zagłębiu uwaga poszła głównie na tematy związane z trenerem i trochę zaniedbałem sprawy boiskowe. Zajmują one sporo miejsca, więc postaram się coś z tym zrobić, ale nie będzie to łatwe…

Arkadiusz Malarz znowu był bohaterem Legii. Dziś zasłużył na bardzo wysokie noty, nawet jeśli strzały zawodników Wisły, także z karnego, były słabe. Kto dziś pamięta o tym, że po odejściu Kuciaka zimą był duży żal, ale przede wszystkim obawa o jego następcę w bramce? Mało kto po błędach Malarza w nielicznych meczach, w których wtedy dostawał szanse, stwierdziłby, że w 2016 roku opuści on tylko jeden mecz Legii, z uwagi na rotację w Pucharze Polski, a w sezonie 2016/17 będzie najlepszym zawodnikiem. Nawet wiosną nie budził zaufania. Wątpliwości wróciły po meczu w Superpucharze. A Malarz od tego czasu gra jeszcze lepiej i tak naprawdę dopiero teraz robi poważną karierę. Do ideału wciąż mu sporo brakuje – w grze na przedpolu czy we wznawianiu gry mógłby być dużo lepszy. Ale na linii wybronił już tak dużo, że trudno to wszystko zliczyć. W obecnej chwili kluczowy zawodnik Legii.

Po prawej stronie defensywy ogromne problemy miał Broź. Małecki robił z nim co chciał, i dobrze, że nie skończyło się to gorzej. U Łukasza bardzo irytuje mnie też gra do przodu, którą bardzo często zwalnia i psuje sporo akcji. Obiecująco wygląda Czerwiński i zaryzykuję stwierdzenie, że w przyszłości może być następcą Pazdana – niekoniecznie w kadrze, ale w Legii może dać radę. Na razie jednak popełnia za dużo prostych błędów – dziś z tego powodu był rzut karny. Daje jednak nadzieję, że się wyrobi. Jeśli chodzi o pierwowzór, czyli samego Pazdana – tu wciąż mamy zarzuty do niego za zbyt ostrą grę, która kiedyś może się zakończyć czerwoną kartką, nawet bezpośrednią. Ma też sporo pecha do kontuzji, ale to już nie jego wina. Powoli też obaj z Czerwińskim robią się groźni w polu karnym przeciwnika – i to mimo tego, że nie imponują wzrostem.

Zawodzi mnie Hlousek. To są dwa poziomy niżej w stosunku do tego, co prezentował wiosną. W ataku wciąż sporo się pokazuje, centry też nie są złe, tak jak dzisiaj do Aleksandrowa. W tyłach zbyt często jest spóźniony i zdarza mu się sporo błędów. Dziś było raczej przeciętnie niż źle, ale przyzwyczaił do czegoś o wiele lepszego. Ręka na rzut karny to bardziej wynik pecha, ale nie może być mu zaliczona na plus.

W środku pola graliśmy o wiele za wolno. Jodłowiec i Moulin godzinami zastanawiali się, co zrobić z piłką, a nie było na to ani czasu, ani miejsca. Francuz, podobnie jak z drugiej strony Mączyński, faulował wielokrotnie, choć ja bym te przewinienia wycenił zupełnie inaczej niż sędzia. Na plus stałe fragmenty, które wychodziły mu dużo lepiej niż np. Guilherme. Jodłowiec włączył się do gry w drugiej połowie, ale wcześniej był zupełnie niewidoczny.

W tej chwili jedynym zawodnikiem Legii, który może zrobić coś z niczego, jest Radović. Guilherme nie wrócił do formy z lipca, próbuje gry jeden na jeden, ale podejmuje złe decyzje, a wykończenie wciąż ma na słabym poziomie. Serb natomiast potrafi błysnąć dryblingiem lub podaniem, którym albo robi przewagę, albo samodzielnie tworzy komuś sytuację. Przez półtora roku nie zapomniał, jak się gra w piłkę. Trochę mnie dziwi to, że w meczach z Zagłębiem i Wisłą był zmieniany. Nie punktuje, ale to powinno w końcu przyjść. Może też potrzebuje jeszcze czasu, ale jeśli ktoś ma na siebie wziąć odpowiedzialność za tę drużynę na boisku i poza nim, to musi to być Radović. Trochę to przykry wniosek dla całej Legii, ale może się okazać, że w najbliższym czasie może potrzebować Rado bardziej, niż się tego spodziewano.

Nasi napastnicy sobie dzisiaj nie pograli. Prijović dochodził do sytuacji, ale był o wiele za wolny – czy to w biegu, czy w podejmowaniu decyzji, i nic z tego nie było. Jednak i tak było lepiej niż w przypadku Nikolicia, który ostatnio nawet nie dochodzi do sytuacji. Nie dostaje podań, a on sam sobie okazji nie stworzy. Nie oczekuję też, że będzie strzelał tak samo często, jak w poprzednim sezonie. Teraz też jest najlepszym strzelcem Legii, ale po prostu jego gra wygląda słabo. Jego postawa za bardzo zależy od gry całego zespołu – jeśli wszyscy grają marnie, to Niko się w to wpasuje i może być mu ciężko samemu odwrócić losy meczu. Nawet jeśli piłka ma trafić do niego przypadkiem, to musi znaleźć się w miarę blisko niego. Ostatnio jednak zupełnie się z nią mija i rzadko jest w jej pobliżu. To kolejny zawodnik, od którego Legia jest teraz bardzo uzależniona, bo mało kto ma w tej drużynie pojęcie o zdobywaniu bramek i niestety widać to w statystykach, które podawałem na początku.

Rezerwowi niewiele wnieśli, ale od Rzeźniczaka i Aleksandrowa niczego tak naprawdę nie wymagaliśmy. Kuba nie zdążył zrobić żadnego babola, ale pod koniec było nerwowo w naszej obronie. Bułgar miał dobrą sytuację, ale źle strzelił. Co się jednak stało z Hamalainenem? Teoretycznie dostał całkiem sporo czasu, a widoczny był tylko przy wślizgu od razu po wejściu na boisko. W ofensywie nie widziałem go jednak w każdej akcji, choć wnikliwie się przyglądałem. Czy doczekamy się wreszcie tego, aby zaczął grać, a nie tylko przebywać na boisku? Co zresztą też nie zdarza się szczególnie często.

Pierwsza połowa, tak jak ostatnio z Zagłębiem, była zła. W drugiej trochę to wszystko ruszyło, ale po zejściu Radovicia znowu siadło. Lepiej jest ze stałymi fragmentami gry, i z przodu, i z tyłu. To jednak wciąż jest bardzo mało. Wyniki Legii nie są przypadkiem i teraz też 0:0 jest najbardziej sprawiedliwym rezultatem. Być może, gdyby w poprzednich meczach wyglądało to jak należy, taki remis można by przyjąć bez problemu. Teraz jednak, choć nie możemy wymagać, aby wszystko od razu się odmieniło, remis wciąż jest złym wynikiem. To jest w sytuacji Legii trudne – oprócz tego, że musi poprawiać styl, taktykę, formę, przygotowanie fizyczne itd., to wciąż najważniejsze są wyniki. A jak pisałem ostatnio, najbliższy terminarz nie jest obiecujący: Sporting i Lechia. Po przerwie nie będzie dużo lepiej, bo Pogoń, Real i Lech. Żeby nie okazało się, że 5 zwycięstw we wszystkich rozgrywkach to szczyt możliwości Legii… I to nie licząc 10 ligowych kolejek, a już 19 meczów we wszystkich rozgrywkach, a niedługo miniemy 20.

O nowym trenerze tak naprawdę jeszcze się nie wypowiedziałem. Myślę, że najlepiej by było, aby Jacek Magiera najpierw wprowadził Zagłębie Sosnowiec do Ekstraklasy i tam je utrzymał, a dopiero potem ewentualnie przejął Legię. Tak jednak nie będzie i trzeba to zaakceptować. Problem jest taki, że ciężko w takim momencie sezonu znaleźć kogoś, kto od razu przejmie zespół i zaprowadzi w nim porządek. Z kandydatur bezrobotnych trenerów żadna nie przekonywała (przynajmniej mnie), a tych na kontraktach ciężko wyciągnąć, jak widać z Sosnowca nie było z tym problemów. Vuković z powodów formalnych i tak nie mógł się liczyć na dłuższą metę. Czy to dobrze, czy źle, nie potrafię ocenić. Fajnie, że teraz za Legię będą odpowiadać goście, których pamiętamy z boiska, a na nim reprezentowali klub przez wiele lat i nie można było mieć do nich zastrzeżeń pod względem zaangażowania. Po zakończeniu kariery zostali też nie tylko trenerami, ale często wypowiadali się rozsądnie w roli ekspertów. Merytorycznie powinni się obronić. To jednak tylko jeden z wielu aspektów pracy trenera. Czy Magiera i Vuković poradzą sobie z tymi pozostałymi? Zadanie dostają bardzo trudne, bo z jednej strony Legia nie może grać już gorzej niż do tej pory. Ale dużo łatwiej coś zniszczyć niż zbudować od nowa. Praca w tym klubie nie jest łatwa i kolejni szkoleniowcy już się o tym przekonali. Nowemu sztabowi życzę powodzenia i jak najlepszych wyników. Nie nastawiam się na długą pracę, bo jak przedstawiałem ostatnio – w Legii jest o nią coraz trudniej. Trzeba się skoncentrować na tym, co tu i teraz. A „tu i teraz” trochę potrwa, aż do grudnia. W tym czasie mnóstwo można wygrać, ale i przegrać…

#legia
  • 5
  • Odpowiedz
@Kimbaloula: Radovic to mysli ze jest juz taka legenda ze wszystko mu wolno, nauczyl sie pieknie mowic jak Legia jest wazna i uzurpuje sobie prawo do mowienia jak jemu to zalezy a innym nie. Mysle, ze przy takiej formie Niko smialo mozna bylo zaryzykowac z wystawieniem hamalainena bo nie wierze ze gosciu zapomnial jak sie gra w pilke, ale niech robi to na swojej pozycji.
  • Odpowiedz
@zero7: @Oskarek89: Niestety tak było. Dlatego trochę martwi mnie, że on ma tutaj odpowiadać za szatnię. O ile umie grać i na boisku jest naturalnym liderem, to poza nim ostatnio nie wytrzymuje ciśnienia. Niestety oprócz niego nie bardzo widać kogoś, kto by to poukładał. Przychodzi mi do głowy tylko Malarz.
  • Odpowiedz
@zero7: Cała reszta, albo przynajmniej większość, pewnie też o tym marzy. Ludzie najbardziej lojalni wobec Legii znajdują się w sztabie szkoleniowym, a w drużynie ciężko kogoś takiego znaleźć. Na dziś jest to duży problem.
  • Odpowiedz