Wpis z mikrobloga

Festiwal Filmowy w Toronto można uznać za zakończony. Tygodniowe zmagania setek filmów zaowocowały jednym z najbardziej udanych festiwali w historii.

Jeśli chodzi o faktycznych zwycięzców, najważniejszą nagrodę festiwalu czyli Grolsch People's Choice Award, czyli nagrodę publiczności zdobył, bez niespodzianek, La La Land Damiena Chazelle, który sukcesywnie podbija serca fanów kinematografii. Od trzech lat można zanotować bardzo ciekawy Oscarowy trend, ponieważ coraz większe uznanie zdobywają filmy z gatunku niezależnych, te które imponują swoją oryginalnością i świeżością, w przeciwieństwie do typowych koncerniakowych oscarbaitów. Z tego względów, dzieło Chazelle można śmiało ustawić na pierwszym miejscu pośród najważniejszych Oscarowych typów, film niezmiernie ważny, taki który może zmienić oblicze kinematografii wskrzeszając na wpół martwy gatunek musicalu. Drugie miejsce wśród widzów zdobył Lion, film o poszukiwaniu swojej prawdziwej rodziny i swojej tożsamości przy użyciu Google Earth z tym jedynym hinduskim aktorem w Hollywood który w rzeczywistości jest Brytyjczykiem. Film wydaje TWC, który kocha lobbowanie w sezonie nagród, tak więc spodziewałbym się deszczu nominacji dla tego filmu, nawet jeżeli na połowę nie będzie zasługiwał. Trzecie miejsce wśród widzów zdobył film Queen of Katwe, "czarna", sportowa biografia która w Oscarowym bingo wypełnia prawie wszystkie kratki. Po niesławnej Dumie narodu Nate'a Parkera (cały czas się noszę z napisaniem wpisu na temat tego filmu, przed Globami to w końcu zrobię), to właśnie Królowa Katwe może stać się naczelnym sztandarem udowadniającym że Hollywood ceni zróżnicowanie kulturowe "macie dwie przykładowe statuetki i #!$%@?ć"

Drugą najważniejszą nagrodą jest kolejna nagroda publiczności, tym razem z cyklu Midnight Madness, czyli filmów nie tyle mniej ambitnych co niesztampowych w okazywaniu brutalności, (nie)dojrzałości i innych rzeczy których dzieciom przed 22 nie powinno się pokazywać. Tutaj statuetkę zdobył Free Fire, film Bena Wheathleya już chwilę przeze mnie lobbowany, który ze zwiastunów wiele banałem, ale najwyraźniej potrafi utrzymać widza przez półtorej godziny ( @sejsmita ). Drugie miejsce zdobył The Autopsy of Jane Doe, horror z gatunku skandynawskiego, brutalność zbrodni w gwiazdorskiej obsadzie Briana Coxa i Emile Hirscha, grających ojca i syna, parę koronerów. Trzecie miejsce zdobył film Raw, o którym już w trakcie pierwszego seansu zrobiło się głośno - ponoć w trakcie wyświetlania tego kanibalistycznego horroru, dwie osoby straciły przytomność z powodu pokazywanych treści.

Jeśli chodzi o pozostałe filmy, Jackie o żonie Kennedy'ego znowu błyszczał zdobywają nagrodę Toronto Platform Prize, dwie nagrody FIPRESCI poszły do Kati Kati i I Am Not Madame Bovary. Jeśli chodzi o moją krótką listę filmów na które trzeba zwrócić szczególną uwagę, to pomijając te wcześniej wymienione:
- American Pastoral zawodzi, Ewan McGregor musi przyznać że reżyseria to ciężki kawałek chleba, ale fanom americany lat 50 może się spodobać.
- Moonlight jest czarnym koniem tego roku, filmem który może dziwacznie zgarnąć wszystko, jeżeli tylko odpowiednia ilość ludzi go obejrzy. W Polsce będzie mniej lub bardziej skreślony, bo polska widownia zwyczajnie nie będzie chciała oglądać historii o czarnych gejach.
- A United Kingdom oraz Loving to nawet dobre filmy, ale rynek nie dopuści do nasycenia filmami które forsują "interracial", nawet jeżeli nie ma w tym nic złego. Tylko jeden/góra dwa filmy w ciągu roku mogą lecieć na rasowym wózku białej winy. Osobiście stawiałbym na Loving, bo Jeff Nichols jest zwyczajnie świetnym reżyserem który ciągle czeka na przebicie się do mainstreamu.
- Buster's Mal Heart dowodzi że Rami Malek (świeżo nagrodzony nagrodę Emmy) po skończeniu Mr. Robot ma świetlaną przyszłość w filmie
- Salt and Fire jest typowym filmem Herzoga z typowym man vs nature. Tak jak w przypadku wszystkich filmów Malicka, jego fani będą zachwyceni, pozostali będą się tylko pukać w czoło.
- Una to teatr dwóch aktorów opowiadający o wyjątkowo trudnym, ale potrzebnym temacie. Nie wszystkim takie podejście może się spodobać, ale dla fanów Rooney Mary i Bena Mendelsohna to obowiązkowe dzieło. Ja uwielbiam ich oboje, więc ten film bardzo wysoko na mojej watchliście.

Z polskich dzieł, Powidoki są typowym Wajdą, z tej wyższej przegródki jego średniej półki, "może się podobać". Zaćma Bugajskiego jest do bólu przewidywalna, wyraźnie stworzona na fali Idy, ale ma w sobie jakiś urok, coś przyciągającego do ekranu, ale to opinie zagranicznych, Polacy mogą odczuwać wyraźne ad nauseam spowodowane kwestiami żydowskimi i walką z komuną.

Skoro już jesteśmy przy Polsce, napięty kalendarz festiwali filmowych jest nieugięty, dzisiaj rozpoczyna się doroczne święto polskiego kina, 41. Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni. Do soboty włącznie, cała Polska zmienia się w ekspertów od kinematografii, gadające głowy będą udawać że wiedzą o czym mówią, a ja będę starał się przekonać ludzi których nie da się przekonać, że polskie kino nie ssie i że jest pewien urok w naszym malutkim, patriotycznym, filmowym podwórku. Recenzje i jego najważniejsze momenty będą aktualizowane na bieżąco. Ciężko mówić o faworytach - osobiście całym sercem kibicuję Ostatniej rodzinie (Seweryn wygraną ma niemalże w kieszeni), dużo rzeczy wskazuje że Zjednoczone Stany Miłości mogą zgarnąć statuetki. Na pewno ważnym punktem festiwalu będzie premiera Wołynia Wojtka Smarzowskiego, gdzie po miesiącach spekulacji wreszcie dowiemy się jaki kierunek tego kontrowersyjnego tematu obrał reżyser i z jakim odbiorem publiczności to się spotka. A może dwa filmy o morderstwach w czasach PRL coś ugrają? - Czerwony Pająk i Jestem mordercą. Niechlubnie przyznam że zbyt długo myślałem że to jeden i ten sam film.

#tiff #gdynia2016 #ffg #film #kino
Joz - Festiwal Filmowy w Toronto można uznać za zakończony. Tygodniowe zmagania setek...

źródło: comment_7B4Yan0C4yF9zGCzOLTwAq5BeO7qrQ1i.jpg

Pobierz
  • 1
@Joz: Spoko. :)
Lubię Wheatleya. Facet może nie jest słownikowym przykładem wizjonera, ale wizji mu odmówić nie można. Jednocześnie te pomysły ostatecznie są największą wadą jego filmów, bo niespecjalnie cokolwiek im jakościowo akompaniuje. Tak było w Kill List gdzie zajebista historia została pogrzebana mocno "przegalopowanymi" rozwiązaniaim w finale. Tak było też High-Rise,gdzie forma - jakkolwiek cudowna - nie starczyła na względnie ubogą i sztampową historyjkę.
Będzie miło jak Free Fire okaże