Wpis z mikrobloga

Zachodzące nad Warszawą słońce wpadało przez półodsłonięte żaluzje do biura Komitetu Centralnego KNP, rażąc członków KC w oczy i odbijając króliczki od pozłacanej menory. Ozjasz zmarszczył brwi popijając kawę. Drzwi do biura otworzyły się i pojawił się w nich jakiś rozczochrany brudny mop. Ozjasz odstawił kawę. Spod mopa wyłoniła się twarz kuca wychylając zza drzwi.

"Można?" spytał człowiek z gównem na głowie.

"Tak, oczywiście." Goldberg odkręcił głowę od załojonego ryja kuca i spojrzał przez okno na panoramę Warszawy. Kuc niezgrabnie zamknął drzwi i sztywno przechodząc obok krzeseł doszedł do końca stołu. Miał na sobie obłocone glany, czarne bojówki i, o dziwo #!$%@?ą, białą koszulkę z logiem KNP. Kuc w rękach trzymał kartki.

"Pszę" powiedział cicho, kładąc kartki na stół przed Ozjaszem.

Prezes KNP bez pośpiechu odsunął kawę, sięgnął po swoje okulary do czytania i zabrał się za leżące przed nim wydruki. W biurze panowała grobowa cisza, słychać było wyraźnie przełknięcie śliny przez kuca. Goldberg podniósł wzrok znad kartek, członkowie KC jak jeden mąż patrzyli się w kawałek stołu przed sobą, żeby nie spotkać jego wzroku. Prezes jedną ręką zdjął swoje okulary, druga zacisnęła się i zgniotła wydrukowany przez kuca sondaż.

"CO TO #!$%@? MA BYĆ ILE RAZY MAM POWTARZAĆ ŻE-ŻE NIE MOŻEMY PRZE-ghhyyyy-KROCZYĆ PROGU WYBORCZEGO!" Ozjasz walnął ręką o stół "AJ-WAJ!"

"Panie prezesie" Olaf Wojak wyraził chęć zabrania głosu podnosząc dwa palce w górę "To można odkręcić, jeden wywiad w telewizji, jeden filmik na jutj..."

"JUTJUB CI W DUPE WOJAK. Już od dwóch lat musimy im-im-improwizować, bo lista ko-ko-kontrowersyjnych tematów przygotowana przez nasze politbiuro dawno się skończyła. Nawet loty za-załogowe na Marsa! #!$%@? KOLONIZACJA MARSA!"

W biurze zapanowała konsternacja, stół wydawał się coraz bardziej interesujący dla członków KC. Ozjasz głośno westchnął.

"Jak zwykle, wszystko spoczywa na mnie. Frydel, spójrz do wikipedii, może zbliżają się jakieś rocznice."

"Każdy mężczyzna powinien w razie konieczności być gotowy zabić drugiego człowieka. Dziś tej umiejętności sukcesywnie się nas pozbawia." odparł absolwent gównornego liceum jakby wyrwany do odpowiedzi.

"Dobrze... po prostu sprawdź wikipedię." Ozjasz znowu przybrał zatroskany wyraz twarzy marszcząc brwi. Sięgnął po kawę. Była już chłodna.

"4 czerwca - rocznica obrad okrągłego stołu..."

"Świetny pomysł!" podskoczył Wojak "Wystarczy pochwalić Jaruzelskiego srututu dobrze, że strzelał do robotników i dobrze że zdechli, to przejdzie!"

Goldberg zmroził Olafa wzrokiem. "Jaruzelskiego? W tym ro-roku chwaliłem go więcej razy niż Michnik i Wałęsa razem wzięci! Do dupy!"

"To może, żeby tak powiedzieć o Solidarność chcieli socjalizmu i związków i nie obalili komuny bo jej w ogóle nie było i obalił ją wolny rynek..."

"Miałkie. Sztampowe. Niekontrowersyjne." przerwał mu Korwin "Dalej! Frydlewicz!"

"Pan prezes powiedział, że socjalista jest ogniwem łączącym małpę z człowiekiem. Osobiście się z tym nie zgadzam; uważam, iż małpa jest znacznie mądrzejsza od socjalisty."

"Dalej rocznice!"

"Okrągły stół... Rocznica masakry na placu Tiananmen..."

"Tiananmen..." szepnął prezes przegryzając macę "Tiananmen. Tak, Tiananmen." Rozejrzał się po biurze i pierwszy raz dzisiaj uśmiechnął. Już to miał, już układał w głowie scenariusz wystąpienia, już wiedział, że to jak powiedzieć za jednym zamachem VIVAT JARUZELSKI #!$%@? W DUPE DALAJLAMIE. To było coś. "Możecie już iść." zwrócił się do członków KC. W końcu wszyscy się wygramolili, ostatni wychodził Wojak. Okrągłogłowy, wiecznie czerwony na twarzy, podniósł rękę na pożegnanie. W tej pozie przypominał mu krecika. "Szalom!" powiedział i wyszedł.

Ozjasz wstał od stołu i podszedł do okna. Z biura modnego wieżowca zaprojektowanego przez Daniela Libeskinda rozciągał się widok na całą stolicę. To był ten moment, w którym wiedział, że mógłby ich mieć, wszystkich mieszkańców Warszawy, ich poparcie, ich uwielbienie, ich szacunek. Nie tylko mieszkańców Warszawy, ale wszystkich Polaków. Wiedział, że mógłby być ich bohaterem, ich kochanym przywódcą. Jego zadanie było jednak ważniejsze. Nie mógł być bohaterem, musiał być Januszem Korwinem-Mikke, pajacem w muszce. Po jego policzku popłynęła łza. "Szalom Izrael" wyszeptał cichutko.
  • 1