Wpis z mikrobloga

Dziś rozmawiałem z "panią" na temat rzeczy które sąd mi przyznał jako spadek, pani przy pierwszej rozmowie "tak ja wszystko oddam", pytam się o MÓJ ciągnik który stoi na tej posesji (a pani odmówiła mi go wydania twierdzac, że był ojca, problem taki że był mi podarowany przez babcie od strony mamy a jest bez papierów) na co mi powiedziała "ona musi pogadać z adwokatem", oddzwoniła 3h później mówiąc, że to nie jest mój ciągnik ale ona mi go odda, mówię, że kasę jej dam (te prawie 4kpln o które marudziłem) w momencie jak mi odda rzeczy które mi przypadły w spadku i mój ciągnik, na co ona "dobrze ok, tak się umawiamy", dzwoni po pół godzinie i mi mówi, że kasę mam jej przekazem pieniężnym oddać, nie do ręki za poświadczeniem, mówię, że OK, jak odda rzeczy robie przelew, a ona "ty mi nie wierzysz, ja przecież porządna kobieta jestem" "te pieniądze to za pogrzeb są, a nie za te rzeczy" to mówię, niech mi odda jutro ciągnik, to wyślę pieniądze a resztę rzeczy później zabiorę... Tak się rozchodziła że przestałem rozumieć co gada a po chwili się rozłączyła. I #!$%@?, babsztyl coś kombinuje ewidentnie, gdyby była uczciwa to by przystała na moją propozycję, oddała by ciągnik ja ym przelał jje kasę i git, a tak jak nie chce wypuścić z łap żadnej z rzeczy to co mam o tym myśleć? :>
@qweasdqweasd: @robertx: @Nahcep: @ciapekm:
  • 1